Nim 24-letni obecnie zawodnik zdecydował się spróbować swoich sił w lidze belgijskiej, w Polsce był siatkarzem Czarnych Radom oraz Effectora Kielce. Podczas występów w tym drugim klubie doznał jednak poważnej kontuzji kolana, która znacząco wyhamowała rozwój jego kariery.
Czas na zmiany
Powrót Orczyka na boisko opóźniał się z dwóch powodów. Najpierw spodziewanych efektów nie przynosiło leczenie zachowawcze. A następnie, kiedy już dochodził do siebie po artroskopii, doświadczył komplikacji podczas procesu rehabilitacyjnego. Tym samym sezon 2013/2014 spisał na straty. Po jego zakończeniu doszedł do wniosku, że pora coś zmienić.
- Podjąłem decyzję, by rozejrzeć się za nowymi wyzwaniami, dającymi mi większą możliwość rozwoju. Właśnie w taki sposób trafiłem do Volley behappy2 Asse-Lennik (obecnie Lindemans Aalst - przyp. red.). Chodziło po prostu o znalezienie klubu umożliwiającego mi szansę regularnych występów - wyjaśniał.
Wyjazd do Belgii okazał się krokiem idealnym. Już podczas pierwszego roku tam spędzonego, postawa Orczyka urzekła działaczy Knacka Roeselare, jednego z dwóch ligowych hegemonów. W połowie 2015 roku jego działacze dopięli swego, ściągając Polaka do klubu z około 60-tysięcznego miasta.
ZOBACZ WIDEO Primera Division: zabójczy tercet Barcy rozbił rywala! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Uniwersalność
Siatkarzowi bardzo spodobał się styl prezentowany przez belgijskie drużyny. - Specyficzne dla Belgii są dominująca zagrywka floatem oraz dobre wyszkolenie techniczne. Belgowie zazwyczaj nie imponują warunkami fizycznymi, ale potrafią to zniwelować swoją techniką - wytłumaczył leworęczny Orczyk, mierzący 198 centymetrów wzrostu.
Sukcesy na obcej ziemi odnosił już w barwach klubu z Lennika. Wywalczył z nim wicemistrzostwo kraju oraz Puchar Belgii. Po zmianie klubu, dwukrotnie zdobył natomiast dublet, odgrywając w Knacku jedną z kluczowych ról. Co więcej, w sezonie 2016/2017 występował nie tylko jako przyjmujący. W razie potrzeby, kiedy nie w pełni sił był Hendrik Tuerlinckx, znakomicie radził sobie też w roli atakującego.
- Gra na ataku sprawiała mi mnóstwo frajdy, ale nie myślałem poważnie o zmianie pozycji na stałe. Uwielbiam jednak otrzymywać dużo wystaw. W razie konieczności chętnie zatem wystąpię jako atakujący - komentował polski siatkarz.
Bez porównania z Teodorczykiem
Mimo wielu doskonałych występów, nie jest on jednak w Belgii osobą szczególnie popularną. Siatkówka w tym kraju jest bowiem traktowana jako sport niszowy. Znajduje się zdecydowanie w cieniu dwóch czołowych dyscyplin: piłki nożnej i kolarstwa.
- Jestem jedynie rozpoznawalny w Roeselare. Często mi się tam zdarzało, że ktoś gratulował dobrego meczu. Ale wystarczy, iż wyjadę poza miasto i staję się anonimowy - podkreślał.
Bardzo daleko mu do sławy, jaką cieszy się jego rodak Łukasz Teodorczyk, będący napastnikiem Anderlechtu Bruksela, a zarazem najlepszym strzelcem Jupiler League.
- Łukasz jest w Belgii bardzo popularny. Parę razy widziałem go na pierwszych stronach gazet. Nikt nigdy mi nie powiedział, że jestem skuteczny tak jak on. Słyszałem tylko, że mam do niego podobne nazwisko - zaznaczał, z uśmiechem, Orczyk.
Bliżej kadry
Choć jego popisy umknęły uwadze wielu Belgów, inaczej było w przypadku Ferdinando De Giorgiego, obecnego trenera reprezentacji Polski. Włoch dostrzegł postępy, jakie przyjmujący poczynił za granicą, powołując go do szerokiej kadry na Ligę Światową. Miejsca w 18-osobowym składzie już jednak dla niego nie znalazł.
- Załapanie się do wąskiego składu na Ligę Światową było moim osobistym celem w sezonie 2016/2017. Byłem trochę rozczarowany, że nie udało mi się go zrealizować. Z drugiej strony, podczas wakacji będę mieć czas na regenerację i dobre przygotowanie się do kolejnego sezonu. O powołanie do reprezentacji powalczę w następnych latach - spuentował Orczyk, który jeszcze przez rok ma ważny kontrakt z Knackiem.