Wojciech Drzyzga: Mamy swoje malutkie piekiełko. Ekspert mówi również o przyszłości syna

Newspix / Na zdjęciu: Wojciech Drzyzga wraz ze swoim synem Fabianem, rozgrywającym reprezentacji Polski
Newspix / Na zdjęciu: Wojciech Drzyzga wraz ze swoim synem Fabianem, rozgrywającym reprezentacji Polski

- Bardzo chciałbym, żeby Fabian zagrał we Włoszech - mówi Wojciech Drzyzga, ojciec mistrza świata z 2014, który odszedł z Asseco Resovii Rzeszów. Siatkarski ekspert mówi również bez ogródek o polskich trenerach, działaczach i żeńskiej siatkówce.

W tym artykule dowiesz się o:

Joanna Wyrostek, WP SportoweFakty: Liga Światowa, która będzie etapem przygotowań do mistrzostw Europy, to był dobry pomysł FIVB?

Wojciech Drzyzga: Kapitalny. To był strzał w dziesiątkę prezydenta FIVB Rubena Acosty. Te elitarne rozgrywki były świetnym pomysłem od strony komercyjnej. Dały światu siatkarskiemu kontakt ze sobą do grania na najwyższym poziomie. Federacja zadbała też o to, aby sportowo nie traciły na znaczeniu. Za wygraną jest sporo punktów rankingowych. To się liczy w rozstawieniu do różnych turniejów kwalifikacyjnych. Liga Światowa łączy więc obie rzeczy. Jest jeszcze potrzebna z innych względów. Kilkumiesięczna przerwa między rozgrywkami, czekanie na turniej od maja do września, to nic dobrego.

Pańskie pokolenie wie o tym najlepiej.

Taką przerwę w swojej karierze zawsze miałem. Strasznie cierpieliśmy. Przygotowania zaczynaliśmy w maju z myślą, że ten deser sportowy jest bardzo, bardzo daleko. Nie było wesoło. Była w tych przygotowaniach szarzyzna, mozolna praca bez przyjemności. Teraz jest to przedzielone rozgrywkami Ligi Światowej. One też są trudne. Czasem nie trzeba nawet grać - same podróże mogą wykończyć zawodników.

Liga Światowa to był strzał w dziesiątkę, ale niepotrzebnie rozbudowany system kwalifikacji np. do mistrzostw świata, już nie.

Europa i świat musi coś z tym zrobić. Zamęczają zawodników, którzy w większości jeszcze nie "ostygli" po lidze. Gdyby istniał zawodowy związek siatkarzy, to byłby bojkot. To niemożliwe, żeby grać non stop. A to są bardzo ważne kwalifikacje. Nikt nie może tego odpuścić. Nawet kosztem Ligi Światowej. Nieobecność na mistrzostwach świata grozi bardzo mocnym wypadnięciem z obiegu. Jeden słabszy sezon w Lidze Światowej nikogo nie zabił.

Nie udał się pomysł z rozbudowanym kwalifikacjami. Co z innymi planowanymi zmianami? Sety do 15 punktów i mecze do 4 wygranych partii?


Gdyby działacze mogli, to by kazali grac w siatkówkę godzinę i 30 minut, żeby się zmieścić w ramy telewizyjne i nie przekroczyć o minutę czasu antenowego. Te zmiany nie przejdą. Kompletnie ich nie rozumiem. Pomysły w głowach działaczy z FIVB rodzą się szybko, ale bardzo powoli są kasowane. Panowie za bardzo "grzebią" w przepisach.

ZOBACZ WIDEO Serie A: spadek klubu Łukasza Skorupskiego [ZDJĘCIA ELEVEN]

Nie widać na horyzoncie polskich działaczy, kiedy podejmowane są te wszystkie decyzje. Gdzie oni są?

To nasza pięta achillesowa. Był moment, w którym wydawało się, że coś się w tej kwestii ruszyło. Mieliśmy swoich przedstawicieli w kilku komisjach. Znalazło się też więcej miejsca dla naszych sędziów. Niestety, wydarzenia po mistrzostwach świata w 2014 związane z dwoma prezesami, mocno wszystko skomplikowały. Co prawda Mirosław Przedpełski ciągle jest w strukturach FIVB, ale jego rola nie jest decyzyjna, a raczej reprezentacyjna, wręcz kuriozalna.

Prawda jest taka, że po prostu nie mamy w FIVB i CEV praktycznie nikogo w poważnych komisjach. Na szczeblu decyzyjnym nie mamy swoich ludzi. Niestety, jest o nas, bez nas. My jesteśmy do roboty, a do rządzenia np. panowie z Luksemburga. Przykro było patrzeć, jak na igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro w męskim turnieju nie sędziował żaden Polak.

Nie powinniśmy być liczącym się graczem?


Powinniśmy. To wszystko nie odpowiada aktualnemu stanowi rzeczy. Naszej pozycji sportowej i wkładowi w tą dyscyplinę. Nie mamy trochę szczęścia do naszych działaczy, a może to oni go nie mają. Może brakuje też umiejętności językowych, co daje o sobie znać? Za mało korzystamy z pomocy naszych wybitnych byłych siatkarzy. Aby wejść na salony trzeba się czasem podeprzeć historią. Nie wykorzystaliśmy tego pokolenia Ryszarda Boska, Tomasza Wójtowicza, Marka Karbarza. Oni mogliby pomóc nowym działaczom wejść na salony. W siatkówce są od lat. Do tej pory nie wypracowaliśmy sobie nawet we władzach siatkarskich średnio mocnej pozycji. To śmieszne, że Słowacy, Słoweńcy, czy Bułgarzy mają lepsze układy, niż my.

Te argumenty: kibice, poziom ligi, zainteresowanie mediów, nie osłabły w ostatnim czasie znacząco? Na warszawskim Torwarze podczas niektórych meczów eliminacji do mistrzostw świata pań, frekwencja to był dramat.

Wiąże się to z niskim poziomem naszych siatkarek. Jak były medalistkami mistrzostw Europy, to była wypełniona w Łodzi 12 tysięczna hala. Ostatnie trzy, cztery lata są w wykonaniu pań po prostu złe. Poza tym Warszawa to dla siatkówki trudny teren. Bywało kiedyś, że podczas Ligi Światowej hala Torwaru nie była pełna. Ale myślę, że u pań decyduje jednak poziom sportowy.

Bardzo meczące jest dla pana komentowanie i oglądanie żeńskiej siatkówki?

Tak. Ten sezon Orlen Ligi był katastrofalny. Najgorszy ze wszystkich, jakie pamiętam. Jeszcze trzy, cztery lata temu można było na kilka meczów popatrzeć. Było więcej ciekawych zawodniczek i zespołów. Liga nigdy nie była bardzo mocna i równa, ale te trzy, cztery zespoły walczyły ze sobą i nie było takiej dominacji jednej drużyny. Orlen Liga przechodzi ogromny kryzys. Wymaga korekty. Może fala młodych zawodniczek coś zmieni, a wyniki i gra reprezentacji poprawią wszystkim nastroje. Poziom sportowy musi zdecydowanie wzrosnąć, bo tylko wtedy będzie można się emocjonować żeńską siatkówką.

Męska siatkówka ma się wciąż dobrze?

Siatkówka ma się ogólnie bardzo dobrze w porównaniu do innych dyscyplin. Mamy w Polsce eldorado. Jest traktowana jako sport narodowy. Tego nie ma nigdzie na świecie. Byłem na wielu międzynarodowych imprezach w roli komentatora. W Japonii, gdzie ponoć siatkówka jest popularna, byliśmy w hali jedynie my i obsługa. Tylko na meczach Japończyków hala była pełna. Kiedy Amerykanie grali z Brazylijczykami, słyszeli własne bicie serca. Spójrzmy na ostatnie Klubowe Mistrzostwa Świata siatkarzy w Brazylii. Fatalnie zorganizowane, mecze grane gdzieś na peryferiach. Może w Polsce będzie inaczej.

Siatkówka to generalnie biedny sport. Jak to jest z tymi pieniędzmi w siatkówce?

Niby gdzieś są, ktoś gdzieś nimi kusi, ktoś niby wypłaca. Ale nie wiadomo, jak jest do końca. W siatkówce nie ma transferów. Nie zarabia się na nich. Sponsor zawsze powie: ja na tym nic nie zarabiam. Mogę to sobie tylko wrzucić w koszty i obliczyć w jakiejś skali marketingowej. Trzecioligowy zespół z Pcima Dolnego wychowa piłkarza, sprzeda go do ekstraklasy, ci do Niemiec i są z tego pieniądze liczone w kilkuset tysiącach euro. W siatkówce się do wszystkiego cały czas dokłada. Pozostają tacy ludzie jak Adam Góral albo spółki państwowe

A czy one nie są pewną pułapką?

Są ogromnym niebezpieczeństwem. Jakiekolwiek wahnięcie polityczne, czy zarządzanie w nich przez ludzi nie związanych ze sportem i wszystko można nagle zniszczyć. Na razie kolejne władze i politycy sport lubią i przy sporcie poprawiają swój wizerunek.

Ale pieniędzy dają mniej?

Każdy tnie koszty, są takie, a nie inne czasy. Siatkówka na siebie ciężko zarabia. Jest opakowana w najlepsze pudełko, jakie może być. Same widowiska i imprezy siatkarskie są zrobione na maksymalnym poziomie. Nie możemy pójść w żaden jarmark, czy tandetę. To do niczego nie prowadzi.
[nextpage]
Ile meczów transmituje Polsat Sport w sezonie?

750 w roku. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić większej liczby.

Może jest już lekki przesyt?

Nikt nie odpuszcza. Jest PlusLiga, Orlen Liga, CEV też ma swoje wymagania. Jesteśmy krajem jedynym w swoim rodzaju. Doceńmy to, co mamy. Jesteśmy już rozkapryszeni w Polsce. Siatkówka i tak ma się tu doskonale. Nie wiem, czy może mieć się lepiej.

Nie zrobiliśmy sobie krzywdy rozszerzaniem PlusLigi?

To są wszystko rzeczy do korekty. Sprawy wyborcze i program panów, którzy kandydowali na wysokie stanowiska wzięły górę. Hasło: wprowadzamy do gry duże miasta jak Katowice i Szczecin. Miało być super.

Nie było.

Hasło brzmi dobrze, ale drużyny do Plusligi trzeba było wprowadzić trochę sztucznie. GKS Katowice spisał się całkiem fajnie. Espadon Szczecin zaczął źle sezon, ale potem było lepiej. Z kolei to, co wyprawiały AZS Częstochowa i Łuczniczka Bydgoszcz było karygodne. Przepisy są dobre, ale musimy je honorować. Sprawdzanie budżetów, rozliczanie klubów, kontrola nad tym - nie respektuje się tego. Nie ma egzekucji. Nie ma w tym konsekwencji. Liga za to zapłaciła. Inna sprawa, że nie mamy potencjału na 16 zespołów. Pytałem Piotra Gruszkę: "Co tam, radzisz sobie?" "Radzę sobie, tylko zawodników brak". Nie mamy potencjału na 16 zespołów.

A na ile mamy?

Wydaje mi się, że optymalna liczba to powrót do 12. To byłaby bardzo ciekawa liga i dużo wyrównanych meczów. Taka prawdziwa elita. Przedział 12-14 zespołów jest optymalny również dla kalendarza. To wszystko jest do dyskusji. Dobrze, że przyszłym sezonie wracamy do 14.

Wielu czołowych graczy nie wróci za rok do naszej ligi.

Dawid Konarski, Bartosz Kurek, wyjedzie Fabian Drzyzga. Czołowi gracze uciekają z Polski. Rok temu odszedł Facundo Conte, po tym sezonie Nicolas Uriarte. W międzyczasie liga włoska wróciła na lepszy poziom finansowy i sportowy. Młodzi Amerykanie bardzo lubią tam grać, dlatego wybierają Serie A. To jest dobre miejsce do ich rozwoju. Co ciekawe, wytworzył się taki układ, że mamy w naszej lidze najlepszych trenerów. W tym roku dojdzie jeszcze Roberto Piazza.

Najlepszych, bo włoskich?

Nie tylko Włosi u nas są. Doszedł Stephane Antiga, jest Mark Lebedew. Wspomniani Włosi nawet w żeńskiej lidze się przewijają. To się przełoży na jakość treningów. Może poprawi się też sytuacja jeśli chodzi o sponsorów i całą organizację niektórych klubów. Ci szkoleniowcy wprowadzają pewne standardy. Nie wyobrażają sobie innej metody pracy.

Często mają większą siłę przekonywania od nas, Polaków. Przychodzą i mówią: ma być tak i tak. Ma być trener od przygotowania fizycznego i dwóch statystyków. Siłownia ma być taka i taka. Jak nie ma, to nie pracuję, bo nie będę mógł wykonywać swoich obowiązków w sposób prawidłowy. To wszystko podnosi poziom u kobiet i pomaga chłopakom. Ale na pewno osłabia to siłę naszym polskich trenerów.

Nie ma miejsca dla nich? Gdzie zniknęli szkoleniowcy z pańskiego pokolenia?

To pokolenie zapłaciło cenę. Pokolenie Mariusza Sordyla, Krzysztofa Stelmacha, Radosława Panasa, czy nawet Damiana Dacewicza. Niby byli blisko wielkiej siatkówki, uczyli się przy Raulu Lozano i kolejnych trenerach. Nagle jednak okazuje się, że mają sporo powyżej 40 lat, a mówi się o nich "młodzi trenerzy". Jacy oni młodzi? Niedługo będą za starzy na wszystko. Polscy trenerzy zostali trochę pominięci. Pamiętajmy jednak, że to jest rynek. Trzeba o siebie walczyć. Mieć tupet i przebojowość.

Trzeba też dostać szansę.


Tak. Właściwie jako jako jedyny taką szansę z prawdziwego zdarzenia dostał Andrzej Kowal. To tyle. Jakub Bednaruk ciągle się "mordował" w ONICO Warszawa z problemami kadrowym czy finansowymi. Łatał, jak mógł. Kiedy w końcu w tym klubie może być lepiej, przyszedł trener mistrzów świata, a Kuba w "nagrodę" poszedł do Bydgoszczy. Do zespołu, który o mało co, nie spadł z ligi.

Ale jest w polskiej lidze. Pozostali zniknęli kompletnie.

Mariusz Sordyl, ciekawy trener i charakter, swego czasu wyjechał nawet do Rumunii. Przez lata inwestował w siebie. Czego by mu brakowało? PR-u, menadżerów? Krzysztof Stelmach na razie wiecznie drugi. Myślałem, że PGE Skra Bełchatów się odważy i powierzy mu prowadzenie zespołu. Nic z tego nie wyszło. Albo znów będzie drugim albo zmieni klub. Ponoć Sordyl miał pracować w Bełchatowie, ale Skra tak długo zwlekała z ofertą, że postanowił podpisać kontrakt w Katarze. Jest trochę na banicji, ale zarabia i utrzymuje rodzinę.

Z tego co pan mówi, polscy trenerzy są trochę osamotnieni. Nikt w nich nie wierzy.


Mamy swoje malutkie piekiełko. Podobnie jest w innych krajach, ale tamtejsi trenerzy na zewnątrz się wspierają. Włoch o Włochu nie powie nic złego na obczyźnie. U siebie się kłócą, ale na zewnątrz są bardziej razem, niż my. Polscy trenerzy, gdy usiądą w czterech razem przy stoliku, jak jeden odejdzie na bok, to trzech o nim nie powie nic fajnego.

Sami trochę jesteśmy sobie winni. Choć trzeba przyznać, że poziom polskich trenerów też bardzo mocno się podnosi. Korzystają ze swojej wiedzy, patrzą jak pracują inni. Wojciech Serafin na pewno wiele się nauczył od Andrei Anastasiego. Tylko co z nim dalej będzie? Pytam w kontekście tego, że Aluron Virtu Warta Zawiercie już zmienia trenera po awansie do PlusLigi. Obecny jest ponoć za młody na takie granie... Dzisiaj jest trochę w modzie mieć trenera z zagranicy.

U jakiego szkoleniowca będzie w przyszłym sezonie trenował Fabian Drzyzga? Kiedy się oficjalnie dowiemy, gdzie zagra?

Nie umiem podać nawet przybliżonej daty. To może być i za miesiąc, i za dwa. We Włoszech okres transferowy wciąż się kreci. Rządzi się swoimi prawami. Na pierwszy ogień idą największe tuzy. Te kluby podpisują najwyższe kontrakty i kupują gwiazdy. Mają największy wybór. Czasem decyzja jednego gracza zmienia cały układ. Bruno Rezende przeszedł do Azimutu Modena i przesunęło się całe rozdanie rozgrywających. Nicolas Uriarte miał iść do Włoch, a podpisał kontrakt w Brazylii. Menadżerzy ciężko pracują. Kluby mają wiele ofert. Jest ogromny wybór i duża rywalizacja.

Załóżmy, że czynnik finansowy nie gra roli. Jaka liga, zdaniem ojca, byłaby najlepszym miejscem dla Fabiana Drzyzgi?

Biorąc po uwagę to, czego chce sam zawodnik i co próbuje znaleźć jego menadżer, to oczywiście najlepszy byłby kierunek włoski. Choćby ze względu na rozwój. Fabian jest nawet gotów mocno obniżyć żądania finansowe, na rzecz pobytu w solidnym klubie we Włoszech. Chciałby poznać inną ligę, a włoska to jest wyzwanie. Nie za wielu Polaków tam pograło. Jest atrakcyjna sportowo i profesjonalna. Na pewno by mu to nie zaszkodziło. Mogłoby tylko pomóc w rozwoju siatkarskim i pod względem mentalności sportowej. Poza tym inna kultura, język, człowiek się po prostu rozwija. To wszystko działa bardzo pozytywnie.

Inne kierunki nie wchodzą w grę?

Rynek nie jest za bogaty. Rosyjskie kluby Polaków raczej nie kochają. Nie wszystkim się tam powiodło. To trudne miejsce do grania. Inne kraje, to już trochę egzotyka, zwłaszcza dla rozgrywających. Azjatycki rynek jest atrakcyjny finansowo, ale powiedzmy sobie szczerze, sportowo to jest banicja. Podobnie Iran. Jeszcze Turcja dla zawodników jest atrakcyjna finansowo i umiarkowanie sportowo. Zobaczymy. Jako tata mogę powiedzieć, że bardzo chciałbym, żeby Fabian wylądował we Włoszech.

Druga część wywiadu z Wojciechem Drzyzgą ukaże się w środę. Siatkarski ekspert opowie w niej, jak jego zdaniem, będzie grała w tym roku reprezentacja Polski i czego powinniśmy od niej oczekiwać.

Komentarze (1)
avatar
Gorcek
29.05.2017
Zgłoś do moderacji
4
2
Odpowiedz
Mądrego to zawsze miło posłuchać :))