Od początku sezonu jasne było, że reprezentacja Polski ma zdobyć medal na tegorocznych mistrzostwach Europy, a rozgrywki Ligi Światowej mają mniejszą wagę. Miały być traktowane raczej jako poligon doświadczalny i dla nowego sztabu i dla nowych, młodych zawodników. Trudno też ostro rozliczać nowego szkoleniowca Ferdinando De Giorgiego po tak krótkim okresie pracy z kadrą.
Mimo tych zastrzeżeń nie można przejść obojętnie obok występów Biało-Czerwonych w tegorocznej edycji LŚ ani pominąć ich milczeniem. Nie tylko dlatego, że ostateczny rezultat jest zaskakująco rozczarowujący, ale także dlatego, że pojawiło się kilka niepokojących kwestii. Nie tylko ta, że Polacy ani razu nie grali przeciwko Francuzom czy Serbom w tej edycji, a mimo to odnieśli tylko cztery zwycięstwa.
Polacy przed ostatnim weekendem byli w bardzo komfortowej sytuacji: musieli wygrać dwa spotkania z trzech, ich rywalami była nieopierzona młodzież z Rosji, taka sama młodzież z USA (obie ekipy z dwoma zwycięstwami i małymi szansami na awans) oraz rozbita wewnętrznie i osłabiona reprezentacja Iranu. Do tego grali na własnym boisku. Jaki był rezultat? Zostali rozbici bez walki przez Rosjan, zagrali świetny mecz z bardzo źle grającymi Persami i ugrali tylko seta z absolwentami amerykańskich uczelni, których liderem był były atakujący klubu z Bydgoszczy i którzy mieli jeszcze mniejsze szanse na awans.
Jednak złe nie zaczęło się w Polsce, tylko było już wyraźnie widoczne w czasie drugiego weekendu w Warnie. Porażka z nie grającą nic nadzwyczajnego Bułgarią i porażka z grającą sobie towarzysko Brazylią pokazały zespół zupełnie inny niż z pierwszego weekendu w Pesaro. Pokonanie młodzieży z Kanady niespecjalnie osłodziło słabe wrażenia. Trzeci weekend pokazał już najgorszą twarz polskiej reprezentacji i w efekcie brak awansu do turnieju finałowego.
ZOBACZ WIDEO: Martin Lewandowski: Zawodnicy MMA buntowali się przeciw zarobkom "Pudziana"
Niepokoi kilka rzeczy w postawie polskich siatkarzy. Po pierwsze fatalna dyspozycja fizyczna, którą było widać gołym okiem laika w trakcie ostatniego weekendu. Od pierwszego meczu forma zawodników szła w dół zamiast w górę, co pokazuje jakiś poważny błąd w przygotowaniach. Powinno być dokładnie odwrotnie i trzeba mieć nadzieję, że sztab ten błąd znajdzie i go nie powtórzy. Może jednak koncepcja 4-godzinnych treningów siatkarskich (obok porannych na siłowni) ma sens w klubie, ale nie sprawdza się w reprezentacji?
Po drugie fatalna dyspozycja mentalna i atmosfera, które przypominały bardziej te w zespole irańskim niż innych. Tak samo jak forma fizyczna, wyglądało to świetnie w Pesaro i coraz gorzej z każdym kolejnym meczem. Brak woli walki, brak wspierania się na boisku, bardzo szybkie spuszczanie głów a przede wszystkim brak lidera. Zespół nie był gotowy umierać na boisku i nikt nie chciał brać na siebie odpowiedzialności. Szokująca była liczba błędów własnych popełnianych przez siatkarzy w spotkaniach przeciwko teoretycznie słabszym USA i Rosji.
Po trzecie nie można pominąć tematu dziwnych decyzji personalnych trenera. Przy dobrym wyniku nikt szkoleniowca z takich decyzji nie rozlicza, ale przy niewątpliwie rozczarowującym pewne pytania muszą paść. Dlaczego bez dania szansy został odrzucony Wojciech Włodarczyk, który miał za sobą doskonały sezon klubowy? Można się dziś zastanawiać, czy nie dałby więcej drużynie niż Bartosz Kurek, który na przyjęciu grał mniej niż połowę sezonu, a jego forma i fizyczna i psychiczna jest bardzo odległa od oczekiwanej? Dlaczego prawie żadnej możliwości wejścia na boisko nie dostał Karol Kłos, który latami udowadniał swoje umiejętności w bloku, a w tym elemencie pozostali środkowi grali momentami bardzo słabo? Dlaczego Łukasz Kaczmarek pojechał na turniej w Warnie, gdzie nie był potrzebny, a na turnieju w Polsce go nie było? Trudno uwierzyć, że obaj pozostali atakujący prezentowali się wyśmienicie na treningach patrząc na ich formę w Łodzi.
Skoro jesteśmy przy atakujących, to czy Maciej Muzaj dostał wystarczająco dużo szans na boisku wcześniej, żeby poczuć się mocniejszym psychicznie? Bo wejście w meczu o wszystko przed kilkunastoma tysiącami własnych kibiców go zagotowało i to było do przewidzenia. Tak samo prawie w ogóle parkietu nie powąchał Damian Wojtaszek, a podstawowy libero, tak jak wszyscy inni, grał często poniżej swoich możliwości.
Nie można też pominąć najbardziej bolesnego dla polskiego kibica tematu czyli rozgrywających. Obaj grali przez większość Ligi Światowej po prostu słabo, a to, co zaprezentowali w meczach przeciwko Rosji i USA, wołało wręcz o pomstę do nieba. Żaden z nich nigdy nie będzie Toniuttim, ale w sytuacji, kiedy szkoleniowcem jest były rozgrywający, jest to nieprzyjemne zaskoczenie. Ani Fabian Drzyzga ani Grzegorz Łomacz nie dźwignęli presji ostatniego weekendu.
Można by wiele jeszcze zastrzeżeń tu napisać, ale sprowadzają się one do tego, że wszyscy gracze polskiej reprezentacji zagrali poniżej swoich możliwości i momentami wyglądali jak dzieci we mgle. Byłoby to zrozumiałe, gdybyśmy postanowili grać w Lidze Światowej młodzieżą, która niedawno się spotkała i dopiero się uczy grać razem i radzić sobie z presją, ale tak się nie stało. W przeciwieństwie do USA i Rosji graliśmy w większości doświadczonymi zawodnikami, którzy i z sobą i z presją powinni być znacznie bardziej obyci.
Biorąc pod uwagę poziom sportowy i doświadczenie polskich reprezentantów oraz składy i nastawienie naszych rywali w Lidze Światowej, powinniśmy byli wygrać sobie awans do finałów z łatwością i bez specjalnych męczarni. Nawet traktując tę imprezę jako mniej ważną. To, że stało się wręcz przeciwnie, powinno być poważnym sygnałem alarmowym dla sztabu reprezentacji Polski.
Ola Piskorska
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)
Przesadzono z siłą i nie dali rady się odbudować.
Siła na pewno zaprocentuje w drugiej części sezonu. Można dywagować i zrobić jak Brazylia, USA, także Włochy i ligę światową z Czytaj całość