Włoch nie tylko zrobił z polską reprezentacją jeden z najgorszych wyników w ostatnich sezonach, ale do tego wyróżnił się zupełnym brakiem zrozumienia polskiej mentalności oraz traktowaniem tej pracy jako jednej z wielu kolejnych w jego życiu. Po porażkach nie był specjalnie przybity, a po koszmarnym, przegranym 0:3 meczu barażowym ze Słowenią w Krakowie wesolutko uśmiechał się w rozmowach z dziennikarzami. Na boisku też nigdy nie sprawiał wrażenia, że przeżywa mecz razem ze swoimi zawodnikami.
To chyba popchnęło te kilka osób, jak prezes PZPS Jacek Kasprzyk, czy dyrektor Polsatu Sport Marian Kmita, do publicznego sugerowania, że następnym szkoleniowcem Biało-Czerwonych powinien być Polak. Bo na pewno nie mogły ich popchnąć do tego osiągnięcia polskich trenerów, bowiem ich właściwie nie ma.
Piotr Gruszka - będący jednak też twarzą tegorocznej klęski jako drugi trener przy Ferdinando De Giorgim - na razie ma na koncie słabiutki sezon w PlusLidze z BBTS Bielsko-Biała oraz dosyć udany z GKS Katowice. Zajął 10. miejsce na 16 zespołów, a siłą napędową drużyny byli zawodnicy, których do Katowic ściągnięto wcześniej. Jego atutem jest fakt, że był wieloletnim reprezentantem Polski, ale nie każdy wybitny zawodnik staje się świetnym trenerem.
Jakub Bednaruk - ma znacznie dłuższy staż trenerski od Gruszki i za każdym razem potrafił z ubogą i teoretycznie słabą drużyną osiągnąć zaskakująco dobry wynik, ale nie grał nigdy o medale. Trudno przewidzieć, jak poradzi sobie z grą pod ogromną presją. Do tego brakuje mu własnego doświadczenia z gry w reprezentacji kraju, choć z drugiej strony bardzo dobrze umie pracować z młodymi siatkarzami.
ZOBACZ WIDEO Jacek Kasprzyk: Trener De Giorgi nie widział swojej winy, tego mi zabrakło
Paweł Zagumny - kandydatura rzucona w rozmowie z Marianem Kmitą - to bardzo ciekawy pomysł, bo zwykle to spośród rozgrywających wywodzą się najlepsi szkoleniowcy na świecie. Jak dotąd jednak deklarował on sporo niechęci do pracy trenera i nie robił tego nawet przez jeden dzień. To, co się raz Polakom udało, ze Stephanem Antigą, trudno uznać za regułę a pomysł, by kolejny raz powierzyć kadrę narodową kompletnemu debiutantowi, zakrawa na szaleństwo.
Andrzej Kowal - jako jedyny z polskich trenerów ma na koncie osiągnięcia, ale nie cieszy się uznaniem ani sympatią zawodników. Zresztą w czasie swojej pracy w Asseco Resovii Rzeszów stawiał głównie na siatkarzy zagranicznych i starszych lub mocno starszych, a teraz potrzeba w Polsce kogoś, kto umie i lubi pracować z młodymi graczami.
Symptomatyczne jest też to, że jak dotąd, żadna z osób, która ma wpływ na obsadę stołka pierwszego trenera, ani razu nie zająknęła się publicznie nawet o tym, że były trener Resovii mógłby poprowadzić reprezentację. Pamiętam za to doskonale, jak dwa lata temu jeden z producentów telewizji Polsat Sport pisał o nim drwiąco na swoim publicznym koncie społecznościom per "trener".
Żaden z tych szkoleniowców prawdopodobnie nie dostałby szansy na prowadzenie reprezentacji narodowej gdziekolwiek w poważnym siatkarskim świecie, a my chcemy im oddawać Biało-Czerwonych? Nie czas tu i nie miejsce na analizowanie złej pozycji i sytuacji polskich trenerów, bo wiele czynników na to się złożyło, ale obecnie nie ma wśród nich kandydata godnego drużyny narodowej.
Otóż problem z Ferdinando De Giorgim nie polegał na tym, że on nie był Polakiem. Polegał na tym, że był generalnie złym trenerem i do tego bez żadnego doświadczenia w prowadzeniu reprezentacji. Wyraźnie widać, że prowadzenie drużyny klubowej to jest inna umiejętność. Może na tym powinien się teraz skupić PZPS?
Poszukać szkoleniowca, który chce pracować z Polakami i może pochwalić się osiągnięciami zdobytymi z innymi drużynami narodowymi? Który nie będzie kredowobiały na twarzy stojąc na Stadionie Narodowym? Który umie i lubi pracować z młodymi siatkarzami, których trzeba zacząć już teraz wprowadzać do kadry seniorskiej?
Doświadczony szkoleniowiec z osiągnięciami nie tylko znacząco zwiększa szanse na dobre mecze i sukcesy Polaków (których wszyscy łakną jak kania dżdżu) w najbliższych latach, ale także jest szansą dla któregoś z powyższych młodych polskich trenerów na zostanie jego asystentem i przygotowywanie się do roli głównego selekcjonera. Bez ryzyka, że zbyt wcześnie rzucony na głęboką wodę popełni błędy i z fatalnymi wynikami zostanie na długie lata spalony w polskiej świadomości. Nie mamy aż tylu rokujących młodych polskich szkoleniowców, żeby ich beztrosko rzucać na pożarcie, bo akurat sobie wymyśliliśmy Polaka.
W ostatnich dniach wielu optujących za polskim trenerem powoływało się na fakt, że czołowe reprezentacja na świecie prowadzą rodzimi fachowcy. Argument kompletnie nietrafiony. Rosjanie biorą Rosjan, bo po pierwsze nie jest to naród poliglotów, a po drugie, mają w czym wybierać. Nikt nie podjąłby w tamtejszym związku decyzji, by kadrę oddać osobie bez doświadczenia. Trener Siergiej Szlapnikow przeszedł wszelkie etapy w trenerskiej karierze, nim trafił tu, gdzie jest obecnie.
Ci sami Rosjanie po roku 2013 przekonali się, że powierzenia kadry rodzimemu szkoleniowcowi, nie gwarantuje wielkich sukcesów. Andriej Woronkow mimo złotego medalu mistrzostw Europy i Ligi Światowej w pierwszym sezonie pracy z kadrą, zaliczył potem ostry zjazd w dół. Wyśrubował niechlubny rekord porażek Sbornej i jest wspominany jako jeden z najgorszych szkoleniowców w historii rosyjskiej kadry. Po jego rządach Rosjanie przez 4 lata nie wygrali żadnego międzynarodowego turnieju.
Amerykanie? Przecież tam jest zupełnie inny system pracy z kadrą. Brazylia? Renan Dal Zotto w różnych rolach spędził pół życia z kadrą, zanim został następcą Bernardo Rezende. Serbska federacja, podobnie jak rosyjska, nie płaci szkoleniowcowi za pracę (pozwalając mu za to pracować w klubie), trudno więc się spodziewać tłumów chętnych cudzoziemców na to stanowisko, Nikola Grbić pracuje z miłości do ojczyzny. Poza tym zanim objął Serbię miał już w trenerskim CV ten jeden rok pracy w Sir Safety Perugia.
Włosi? Mają nadmiar dobrych, doświadczanych chętnych u siebie i nie muszą szukać na zewnątrz. Bułgarzy teraz akurat postawili na Bułgara, ale ani to nie przynosi wielkich sukcesów na razie, ani nie mają kolejki chętnych z innych krajów.
Belgowie mieli latami Belgów, z którymi nie osiągali nic, a teraz mają po prostu Vitala Heynena - trenera cudotwórcę, która z każdą drużyną narodową umie zdobywać medale.
Może zamiast bezrefleksyjnie szukać orzełka na paszporcie przyszłego selekcjonera popatrzmy na Niemców: z kolejnym zagranicznym trenerem zdobywają kolejny medal prestiżowej imprezy. Do wspaniałych sukcesów Heynena, w tym brązu mistrzostw świata, teraz mogą dołożyć równie historyczne srebro mistrzostw Europy, zdobyte pod wodzą Andrei Gianiego. Myślicie, że kiedy Giani przybijał żółwiki ze swoim sztabem czy ściskał swoich graczy po udanych akcjach, czy kiedy razem fetowali to srebro, to miało jakiekolwiek znaczenie, że on nie jest Niemcem?
Nie patrzmy na narodowość, patrzmy na osiągnięcia, na kompetencje, na doświadczenie. Zwłaszcza z reprezentacjami. Kwestia finansowa też nie jest bez znaczenia. Niektórzy mówią wprost, że na zagranicznego szkoleniowca o uznanej renomie międzynarodowej, po prostu nas nie stać. Tak, nie stać nas, ale przede wszystkim na to, by w kolejnej wielkiej imprezie kończyć udział na barażach.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)
I niestety nie widzę wśród polskich trenerów nik Czytaj całość
Nie dopracowaliśmy się żadnego Rezende, Alekny, Hoaga czy Heynena.
Nie dopracowaliśmy się nawet bardzo znanego Zorana Gajića, któremu parę razy pol Czytaj całość