- Nie ma co mówić o jakiejś klątwie, nie przesadzajmy. Gdyby ta seria trwała pół sezonu to co innego. A przegraliśmy tak naprawdę jeden mecz, który nam uciekł. Sam zresztą nie robiłem z tego wielkiej tragedii, chociaż bolało nas to bardzo - powiedział po wygranej nad Dafi Społem Kielce Jakub Bednaruk.
- Popełniłem błąd, bo nie zauważyłem, że ten zespół po wygranej w Katowicach, przed meczem z MKS Będzin, zbyt pewnie się poczuł. Za to zostaliśmy skarceni. Ostatnie dni przed starciem z kielczanami przestrzegałem zawodników, iż czeka nas trudne starcie. Wytrzymaliśmy to jednak. Do tej pory przy wyniku 18:16 robiliśmy głupoty. Tym razem było podobnie, jednak cały czas mieliśmy świadomość, że gramy dobrą siatkówkę. Nawet gdy przegrywaliśmy dwoma czy trzema punktami, byliśmy pewni, że prędzej czy później stratę odrobimy. Tak też się stało - chwalił swoich podopiecznych bydgoski szkoleniowiec.
Przebieg wszystkich trzech setów środowego starcia był bardzo podobny. Początkowo do głosu dochodzili przyjezdni, którzy z biegiem czasu zaczęli tracić przewagę, oddając inicjatywę w ręce bydgoszczan. Siatkarze Łuczniczki prezenty od rywali konsekwentnie wykorzystywali, kończąc rywalizację w trzech odsłonach.
- Rywal ryzykował zagrywką, ale wiadomo, że przez cały mecz nie da się tak serwować. Dlatego czekaliśmy na swoją szansę. Poza tym czuliśmy, że musimy ten mecz wygrać. Ja próbowałem z tym walczyć, ale zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że musimy zdobyć trzy punkty. Wiedzieliśmy, iż Espadon wygrał w Warszawie, GKS Katowice w Gdańsku, więc zespoły z dołu tabeli potrzebują punktów, bo na sam koniec może ich zabraknąć i ktoś będzie płakał. My zrobiliśmy wszystko, żebyśmy to nie byli my - przyznał Jakub Bednaruk.
ZOBACZ WIDEO Lewandowski tym razem z akcji, wysoka wygrana Bayernu. Zobacz skrót meczu z SC Freiburg [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Bohaterami ekipy Łuczniczki Bydgoszcz byli w środowy wieczór skrzydłowi: Henrique Batagim, Metodi Ananiew oraz Bartosz Filipiak. Ten ostatni przysporzył szkoleniowcowi sporego bólu głowy, prezentując znakomitą dyspozycję w ataku. Zwieńczeniem udanego występu była zresztą statuetka MVP przyznana wychowankowi Chemika Bydgoszcz.
- Dla mnie na wyróżnienie zasłużył Metodi Ananiew, który trzymał mecz pod kontrolą. W sytuacjach nerwowych był najbardziej pewny. Dzięki niemu uciekaliśmy z trudnych ustawień. Co do Bartka, to trafił do składu tak z czapy, bo Paweł Gryc naprawdę bardzo dobrze trenuje. Usiadłem jednak z nim i porozmawiałem, bo miałem przeczucie. Mam dwóch atakujących i jeżeli oni będą co kolejkę zdobywali MVP, to ja mogę do końca sezonu wystawiać ich na zmianę - przyznał trener bydgoskiej ekipy.
- Co do Batagima to pracowaliśmy w ostatnich dniach nad jego atakiem. Zmieniliśmy tempo, podejście, kierunki. On nie jest w stanie zbijać tak jak Ananiew. Staraliśmy się go tego nauczyć, ale w pewnym momencie stwierdziliśmy, że to nie ma sensu - powiedział trener Łuczniczki.
Kolejne ligowe spotkanie, podopieczni Jakuba Bednaruka rozegrają dopiero 28 października. Rywalem Łuczniczki będzie wówczas mistrz Polski ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. Tak długa przerwa spowodowana jest przełożeniem ligowego pojedynku z BBTS-em Bielsko-Biała.
- Czy to że nie zagramy z BBTS-em to dobrze czy źle, trudno powiedzieć. Jeżeli tam wygramy to będę się cieszył. Cieszę się, że w każdym razie, ze w naszej grze jest progres. Mam nadzieję, że było widać iż gramy coraz lepszą siatkówkę. Czy to wystarczy na ZAKSĘ? Zobaczymy. Będziemy ciułać sety, może uda się coś ugrać. A jeśli chodzi o wyjazdy, to ja bym był zadowolony gdybyśmy z każdego przywieźli jeden punkt. Nieważne czy to będzie Olsztyn, Bełchatów czy Bielsko-Biała - przyznał trener drużyny znad Brdy.