Radomka Radom pisze historię. Pasja, walka i determinacja powodują, że można faworyta "kopnąć w tyłek"

WP SportoweFakty / Daria Doległo / Na zdjęciu: Jacek Skrok
WP SportoweFakty / Daria Doległo / Na zdjęciu: Jacek Skrok

Turbo sensacja stała się faktem. Pierwszoligowa E.Leclerc Radomka Radom w 1/4 finału Pucharu Polski odprawiła z kwitkiem samego mistrza kraju, Chemika Police, i zagra w Final Four. - To dla nas ogromny sukces - nie ma wątpliwości Jacek Skrok.

W tegorocznej edycji Pucharu Polski kobiet drużyna E.Leclerc Radomki Radom sprawiła już niejedną niespodziankę. W czwartej rundzie pokonała Poli Budowlanych Toruń 3:1, by w kolejnej fazie w takim samym stosunku ograć kolejny zespół z Ligi Siatkówki Kobiet, KSZO Ostrowiec Świętokrzyski. W środowym starciu ćwierćfinałowym z mistrzem kraju, Chemikiem Police, była skazywana "na pożarcie". Nie "pękła" jednak przed naszpikowanym gwiazdami klubem, który w ostatnich latach zdominował rozgrywki w naszym kraju, i wygrała sensacyjnie 3:2! To jedno z największych zaskoczeń ostatnich kilkunastu lat w siatkówce nad Wisłą. Podopieczne Jacka Skroka zagrają w Final Four, które w dniach 10-11 marca odbędzie się w Nysie.

Czy nawet w najśmielszych snach spodziewał się pan tego, że można pokonać Chemika Police?

Jacek Skrok, trener Radomki Radom: Umówmy się, że nie, i taka jest prawda. Nie wydawało się, że wychodzimy na boisko po to, żeby wygrać, ile by to nie było, czy trzy sety, cztery czy pięć. Faworyt był jeden. Powiedziałem dziewczynom, że jeśli zrobimy coś więcej, to będzie ekstra sprawa dla nas. Życie potrafi płatać figle, bo nie raz nie liczą się dogmaty czy pewniaki, tylko czasami pasja, walka i determinacja powodują, że można kogoś "kopnąć w tyłek". Powiedziałem, że będę się cieszył z każdego "kopniaka", oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu, jakiego dziewczyny wymierzą Chemikowi, czyli wygrają akcję w bloku, wygrają seta, a okazuje się, że wygraliśmy cały mecz! Jest to dla nas na pewno ogromny sukces i zadowolenie z tego, co robimy.

Tworzycie historię, bo to bodaj pierwszy raz, kiedy pierwszoligowiec ogrywa faworyta i awansuje do turnieju finałowego Pucharu Polski.

Nie wiem, ale to pytanie nie do mnie. Ja kiedyś zdobyłem już Puchar Polski, prowadząc inny zespół [BKS Bielsko-Biała w 2006 roku-przyp. red.], ale z ekstraklasy, dzisiaj mamy okazję być w Final Four jako pierwszoligowiec. Myślę, że to dla wszystkich jest niespodzianka. Jedziemy tam, chociaż nikt tam nas się nie spodziewał. My w sumie też, mamy swoje problemy z terminarzem, teraz będziemy musieli przekładać swoje mecze, bo liga schodzi na drugi plan, mamy wyjazd do Nysy. Musimy się na to przygotować.

ZOBACZ WIDEO Vital Heynen: Już dziś nie zgadzam się z prezesem. On widzi problemy, ja możliwości

Na waszych wcześniejszych spotkaniach, przede wszystkim ligowych, radomska hala MOSiR-u raczej świeciła pustkami. Tym spektakularnym zwycięstwem nad mistrzem Polski pokazaliście, że warto przychodzić na wasze mecze.

Zdajemy sobie sprawę z tego, że mimo wszystko kibice przyszli zobaczyć jednak mistrza Polski. Chciałbym, żeby przychodzili tutaj dopingować nas w takiej liczbie na każde ligowe spotkanie. Z ich wsparciem przebyliśmy kapitalną drogę do finałowego turnieju Pucharu Polski. Zrobiliśmy duży krok, aby zachęcić ich do przychodzenia na kolejne spotkania. To jest proces, na każdym etapie trzeba starać się przyciągnąć kibica do siebie, czymś go zachęcić. Zrobiliśmy to chyba w najlepszy możliwy sposób.

Atmosfera była wspaniała. Czy czuł pan to wsparcie?

Szczerze mówiąc, to skupiam się całkowicie na czymś innym, na swojej pracy i zadaniach podczas meczu. Atmosfera była jednak prawie jak na meczach Czarnych.

Z radomską siatkówką jest pan związany praktycznie od zawsze. Czy pamięta pan równie sensacyjne zwycięstwo w radomskiej hali?

Kilka lat temu, będzie już pewnie z dziesięć, istniejący wówczas jeszcze Jadar Radom pokonał drużynę z czołówki tabeli. Bronił się przed spadkiem, wygrał 3:2 [ze Skrą Bełchatów-przyp. red.], ale też trzeba wziąć pod uwagę to, że występował w ekstraklasie. My natomiast jesteśmy pierwszoligowcem i ograliśmy mistrza Polski, co chyba zbyt często lub prawie w ogóle się nie zdarza.

Co okazało się kluczem do sukcesu?

Mieliśmy handicap w postaci piłek, którymi rozgrywaliśmy ten mecz, i którymi gramy w lidze [firmy Molten-przyp. red.]. Niestety nie zagramy nimi już w Final Four. To trochę ułatwiło nam więc zadanie. Dołożyliśmy do tego bardzo skuteczną zagrywkę, której w meczach ligowych dawno nie mieliśmy. Byliśmy dobrze dysponowani w bloku i wygraliśmy wiele akcji na wysokich piłkach, gdzie można powiedzieć, że rozmiar po drugiej stronie siatki jest XL, a u nas był M. To chyba też dobrze świadczy o moich dziewczynach, że nie "pękły" i potrafiły grać od początku do końca.

Uda się "zejść na ziemię" po takim triumfie i wrócić z odpowiednim poziomem koncentracji do zmagań ligowych?

Wydaje mi się, że w pierwszej lidze przeżyliśmy swoje dobre i złe chwile. Mamy o co walczyć. Naszym celem są najbliższe trzy mecze, choć przez Puchar Polski ten terminarz trochę nam się pozmieniał. Na zakończenie rundy mamy spotkanie z Wisłą Warszawa, które zdecyduje o tym, czy będziemy w pierwszej "trójce". Jeśli dziewczyny podejdą do niego w odpowiedni sposób, a mają doświadczenie i pewność zdobyte poprzez pokonanie mistrza Polski, to nie będzie nerwów, ale spokojna i wyrafinowana gra punkt za punkt z liderem pierwszej ligi.

Słuchał, notował i zadawał pytania Piotr Dobrowolski

Źródło artykułu: