Mocne słowa o polskich siatkarzach: "Są ciągle zmęczeni, nie mają pasji, nie chcą trenować"

Za moich czasów trenowało się dwa razy dziennie. Biegaliśmy po górach. A dziś? Jest problem, aby zawodnik sam został po treningu, by doszlifować jakiś element gry - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty, były selekcjoner kadry siatkarzy, Wiktor Krebok.

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski
Na zdjęciu Wiktor Krebok WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / Na zdjęciu Wiktor Krebok.

Marek Bobakowski, WP SportoweFakty: Co się dzieje z polską siatkówką? Trzeba zacząć bić na alarm?

Wiktor Krebok, były trener polskiej reprezentacji*: Czeka nas długa rozmowa.

Spodziewałem się takiej odpowiedzi. To nie jest temat, który można załatwić jednym zdaniem.

Od czego zaczniemy?

ZOBACZ WIDEO Vital Heynen: Już dziś nie zgadzam się z prezesem. On widzi problemy, ja możliwości

Może od fundamentu: od samych zawodników.

Nie wiem, co się z nimi dzieje. Będę generalizował, nie podam konkretnych nazwisk, ale pewnie każdy kibic będzie wiedział, o czym mówię. Ciągle słyszę w wywiadach udzielanych przez siatkarzy, że - cytuję z głowy - są notorycznie zmęczeni. Jak ktoś ma pasję, kocha to, co robi, to może spędzać na parkiecie 24 godziny na dobę i nawet nie poczuje zmęczenia.

Pewnie chodzi im o zbyt dużą liczbę meczów.

Daj pan spokój! My kiedyś graliśmy systemem sobota-niedziela - czyli graliśmy po dwa mecze w weekend. Do tego zdarzały się spotkania pucharowe w środku tygodnia, a po sezonie jechało się na ciężkie, wielotygodniowe zgrupowanie kadry, grało się na mistrzostwach świata, igrzyskach olimpijskich. Owszem, było mniej oficjalnych rozgrywek, mniej meczów, ale nie powiedziałbym, że zawodnicy są bardziej katowani niż kiedyś.

Może treningi są bardziej męczące?

Jakie bardziej męczące?! Za moich czasów, mimo że na papierze byliśmy amatorami, trenowało się dwa razy dziennie. Biegaliśmy po górach. A dzisiaj? Nie dość, że odnowa biologiczna stoi na poziomie, o którym my nawet nie marzyliśmy, to słyszę, iż jest problem, aby zawodnik został na treningu, by doszlifować jakiś element gry.

Na przykład zagrywkę.

No, to jest dramat.

Światowa czołówka odskoczyła nam o lata świetlne. Dlaczego?

Między innymi przez maszyny do serwowania.

Co???

Podczas treningów wykorzystuje się specjalne maszyny, które wyrzucają piłki, a zawodnicy trenują przyjęcie. Za naszych czasów po prostu te zagrywki wykonywali sami siatkarze.

Przypuszczam, że te maszyny funkcjonują również w innych krajach.

Tak, bo oczywiście to nic złego. Jednak mając je na stanie, trzeba pamiętać, aby zostać po zajęciach i przez godzinę, czy dwie szlifować siłę, dokładność i technikę zagrywki.

A o tym siatkarze zapominają?

Tak. A zagrywka to obecnie najważniejszy element w siatkówce. I w przyszłości raczej nic się nie zmieni. Tutaj nie ma miejsca na drogę na skróty. To trzeba wyszlifować godzinami spędzonymi na parkiecie. Tego nie załatwią nowinki techniczne.

Laserowe mierniki prędkości zagrywki pojawiają się coraz częściej w polskich klubach. A to nowinka techniczna.

Która akurat zaprzecza mojej tezie i może się przydać. Jest koniec treningu, szkoleniowiec mówi, że każdy z zawodników ma posłać pięć piłek w wybraną strefę z prędkością ponad 100 km/h. Dopiero jak to wykona, może iść pod prysznic. Tak, to może nam pomóc.

Czemu bardzo często młodzi zawodnicy mają problem z odnalezieniem się w seniorskiej siatkówce? Mam wrażenie, że to kolejny problem polskiej siatkówki.

Bo ślepo wierzymy włoskim trenerom.

Jest pan uprzedzony do włoskiej siatkówki?

Broń Boże. Jednak widzę, jak zachłysnęliśmy się tym krajem. Zatrudniamy bez opamiętania fachowców stamtąd, przyjmujemy ich styl pracy. A przecież polska szkoła siatkówki ma się świetnie. Wychowujemy kolejne pokolenia świetnych młodzieżowców, o czym świadczą kolejne medale choćby juniorów. Potem przychodzi zderzenie z rzeczywistością w PlusLidze.

W PlusLidze trenerami są "Włosi" i zaczyna się problem?

Też. Inny system pracy, inne treningi, itd. Trzeba nauczyć się oczywiście włoskiego, bo przecież po polsku na treningu się nie mówi… Nie ma spójności w tej polskiej siatkówce.

A czemu polscy trenerzy to nadal mniejszość w najwyższej klasie rozgrywkowej?

Proszę zapytać prezesów.

Może są po prostu za słabi?

Niech pan mnie nie rozśmiesza. Chodzi o mentalność. Podejście naszych klubów jest takie, że obcokrajowiec gwarantuje sukcesy. Polak już nie. Zawsze wtedy pokazuję przykład Andrzeja Kowala. Nie osiągnął sukcesu? A Mariusz Sordyl?

Co z nim?

No właśnie. To ja się pytam? Czemu taki fachowiec nie pracuje w polskiej lidze? Stać nas na rezygnację z człowieka, który pojechał do Rumunii i zdobył mistrzostwo, był trenerem kadry tego kraju, pracował też na Bliskim Wschodzie.

To jednak kraje siatkarsko będące kilka długości za Polską.

I w Polsce dałby sobie radę. Problem, że mówi po polsku, angielsku i francusku. Nie mówi po włosku.

Nie przesadzajmy, Stephane Antiga to akurat przykład na to, że i po francusku można mówić i zostać w Polsce docenionym.

W ogóle szkoda że "Stefan" musiał odejść z kadry. Jestem jednak przekonany, że jeszcze jego czas nadejdzie. Wróci do reprezentacji i zdobędzie niejeden medal. Nabrał doświadczenia, nie popełni już błędów, jakie go dopadły po złotym medalu MŚ 2014.

Jakich błędów?

Chciał być dla siatkarzy kolegą, przyjacielem, partnerem. Nie tędy droga. Polscy siatkarze, szerzej polscy sportowcy, potrzebują twardej ręki. W innym przypadku mamy system, jakim działamy od kilkunastu lat.

Czyli?

Przychodzi nowy trener, jest zafascynowanie, szybki sukces, potem kłótnie, zepsuta atmosfera, bryndza. Potrzebujemy trenera przynajmniej na cztery lata. Od igrzysk do igrzysk.

Nowym trenerem polskich siatkarzy został Vital Heynen. Ma pracować właśnie do kolejnych igrzysk, w Tokio. Dobry wybór?

Nie znam go osobiście, więc mogę się opierać tylko na obserwacji jego dokonań.

I jak wygląda ta ocena na podstawie obserwacji?

Mnie się nie podoba taki styl prowadzenia zespołu. Podkreślam, to moje prywatne zdanie. Jest dziwny, robi miny, skacze, biega. No, przepraszam za słowo, które za chwilę padnie, ale jego zachowanie kojarzy mi się z pajacem. Nie obrażam go, proszę tego tak nie odbierać. Mówię, jak go widzę. To jednak nie jest najważniejsze. Najważniejsze, aby zdołał zrobić coś dobrego dla polskiej siatkówki.

Nie trzeba być detektywem, aby stwierdzić, że pan w to nie wierzy.

To nie kwestia wiary. Ja po prostu nie rozumiem, jak PZPS mógł się zgodzić na to, aby trener łączył pracę w klubie z pracą w reprezentacji. To się nie uda. Selekcjoner musi być 24 godziny na dobę do dyspozycji. Ma jeździć po klubach, rozmawiać z zawodnikami, z trenerami, organizować sympozja, konferencje, szkolenia.

Wydaje mi się, że Heynen to publicznie obiecał.

Jego doba jest inna niż nasza? Bo fizycznie nie jest w stanie w ciągu 24 godzin, 7 dni w tygodniu i 12 miesięcy w roku ogarnąć dwóch "etatów". Coś będzie musiał zawalić. Nie mówię, że to będzie na pewno kadra. Być może zacznie zaniedbywać VfB Friedrichshafen.

Ma sukcesy, przemawiają za tym, aby mu zaufać?

Jakie sukcesy?

Choćby brązowy medal wywalczony z Niemcami podczas mistrzostw świata w 2014 roku.

No, ale przecież miał do dyspozycji świetnych siatkarzy: Grozer, Kampa, Fromm, Kaliberda, Kampa, Schoeps… Daj Panie Boże mi takich zawodników! Ligi: rosyjska, włoska, polska. Nie wmawiajmy ludziom, że to był kosmiczny sukces. Niemcy byli w gronie kandydatów do strefy medalowej i zadanie wykonali.

O wielokrotnym mistrzostwie Belgii czy triumfach w ligach niemieckiej czy francuskiej zatem nie wspominam.

Tak, trudno uznać za sukces wygranie ligi, gdzie nie ma poważnych rywali.

Czwarte miejsce z reprezentacją Belgii podczas ostatnich mistrzostw Europy?

Z wygraną z pogrążonymi w kryzysie Włochami, a potem ciężkim laniem w półfinale z Rosjanami. Ok, czepiam się. Rzeczywiście, wynik Belgów zapisuję na plus Heynena. Choć medalu nie przywiózł.

Heynen ma odmładzać skład, czy powoli wprowadzać chłopaków Sebastiana Pawlika, którzy w lipcu 2017 zdobyli mistrzostwo świata U-21?

Powoli to jedzie lokomotywa parowa. A my przecież chcemy raczej równać do francuskiego TGV. Dlatego nie miałbym kompleksów, aby tych młodzieńców od razu wprowadzać na salony. Nie można jednak nic zakładać z góry. Selekcjoner powinien działać inaczej.

Jak?

Powołanie grupy 24 zawodników, wyjazd na zgrupowanie i ciężka praca. W międzyczasie sparingi: choćby z Czechami, Słowakami czy Ukraińcami. Po kilku tygodniach ostrej selekcji zostałaby najlepsza 12. Czy tam byliby mistrzowie świata juniorów sprzed roku? Nie wiem.

Kto był pana faworytem w wyścigu o stanowisko selekcjonera?

Piotrek Gruszka.

Nie za młody?

A za kilka lat usłyszy pewnie: "nie no, Piotrek, ty już masz 50 lat, jesteś za stary". Nie żartujmy. Jest przygotowany na prowadzenie kadry, był już w niej jako asystent, zna wszystkie problemy, zna system szkolenia, nie musi wydeptywać ścieżek. On je już zna.

Prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej - Jacek Kasprzyk - w jednym z wywiadów podkreślił, że marzy o Polaku na tym stanowisku. Czemu jednak się nie zdecydował?

Podam przykład piłki nożnej. W pewnym momencie Zbyszek Boniek - jako prezes PZPN - pokazał, że ma po prostu jaja. Wymyślił sobie Adama Nawałkę na stanowisko selekcjonera, zatrudnił go, wspierał przez dłuższy czas i dlatego mamy sukces w piłce. Potrzebujemy konsekwencji. W siatkówce jej nie widzę.

Dotknął pan siatkarskiej centrali.

Bo tam też przydałaby się zmiana. Takie mam wrażenie.

Ryba psuje się od głowy?

Coś w tym stylu. Brałem udział w wielu zjazdach delegatów PZPS-u i powiem tak: to się niczym nie różni od XXVII Plenum Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.

Chce pan obrazić siatkarskie środowisko?

Nie, stwierdzam tylko fakt, że jest tak, jak kiedyś w partii. Wielu ma pomysł na rozwój, trwają dyskusje, analizy, a decyzji i tak potem nie ma. Mniej gadajmy, więcej róbmy.

Coraz więcej osób narzeka na polską ligę. Fakt jest też taki, że polskie kluby na arenie europejskiej jednak wielkich sukcesów nie mają.

Liga jest za duża. Optymalnie powinno w niej grać 10 zespołów, 12 - góra. A już pomysł z zamknięciem ligi i tym samym brakiem awansów i spadków to już był dramat. Od przedszkola jesteśmy wychowywani do rywalizacji. To jest normalne. A potem tworzymy nagle jakiś twór, który zaprzecza czemukolwiek.

* Wiktor Krebok poznał siatkówkę z każdej możliwej strony. Był zawodnikiem, trenerem klubowym (zarówno ekip żeńskich, jak i męskich), współpracownikiem legendarnego Huberta Wagnera, selekcjonerem, wiceprezesem Urzędu Kultury Fizycznej i Turystyki (dzisiaj to ministerstwo sportu) oraz dyrektorem Centralnego Ośrodka Sportu w Szczyrku.

Wiktor Krebok ma rację tak surowo oceniając to, co się dzieje w polskiej siatkówce?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×