Mamy problemy z trenowaniem siatkarek, ale może być lepiej. "Z kobietami musisz budować relacje"

Michał Kaczmarczyk
Michał Kaczmarczyk
W takim razie gdybyśmy zebrali zestaw absolutnie niezbędnych cech idealnego trenera w sportach kobiecych…

Taki człowiek musi lubić kobiety, to jest absolutny number one!

Zdarzają się tacy, którzy nie lubią?

Trudno powiedzieć, ale część z nich sprawia takie wrażenie. Po drugie: musi umieć i chcieć rozmawiać. Poza tym niezbędna jest znajomość fizjologii kobiet i wiedzieć, że należy z nimi pracować inaczej niż z mężczyznami. I zainteresowanie psychologią rozwojową, tym bardziej, jeśli pracuje z dziećmi i młodymi kobietami w okresie dojrzewania. A według mnie samej kluczowe jest ukierunkowanie i trzymanie się jednej grupy: albo kobiety, albo mężczyźni. Przeskakiwanie z jednej drużyny do drugiej niczego nie da, bo te same metody nie zadziałają... Ale mamy chociażby przykład Bernardo Rezende, który przez lata zdobywał medale zarówno z kadrą siatkarzy, jak i żeńskim zespołem ligowym.

Zdarzą się też inni tacy szkoleniowcy i będą wyjątkami potwierdzającymi regułę. Do tego dochodzi też kwestia mentalności, o której kiedyś rozmawiałam z gronie ludzi "siedzących" w sporcie. Doszliśmy do wnioski, że tutaj nie ma mentalności niewolników. I od razu wyjaśniam, żeby to źle nie zabrzmiało: kobiety z południa, przyzwyczajone do kultu macho, traktują trenera wyjątkowo i są wobec niego bardziej uległe. To, co powie, jest święte. A takie Polki nie dadzą się tak łatwo przekonać facetowi tylko dlatego, że jest facetem. Podczas zbierania materiałów do książki rozmawiałam z kobietami-sportowcami o trenerach z Rosji i Białorusi: tamtejsze podejście to dla nas może być jakiś inny świat, kosmos. Krzyk, szturchanie, popychanie, poniżanie przy całej grupie…

Przypomina się metoda trenerska Nikołaja Karpola. Brutalna, wymuszająca łzy, ale od lat niezmiennie skuteczna.

Czy to jest dobre dla sportu i sportowców, nie wiem. Być może w Rosji zawodnicy części wykazują postawę: robimy to, co należy, siedzimy cicho, zdajemy się na trenera. Potem przyjeżdża do nich szkoleniowiec z zagranicy i odbija się od ściany, bo proponuje im obce podejście, a oni oczekują zupełnie czegoś innego. Wraca kwestia autorytetu: jak go zbudować? Dla pokolenia naszych dziadków autorytetem był każdy, kto był wyżej w pozycji społecznej: dyrektor, naczelnik, szef. Dwadzieścia lat temu pan trener był święty, teraz wszystko zaczęło się zmieniać.

Jeżeli powiesz zawodnikowi, że zdobyłeś kiedyś mistrzostwo świata i Europy, wygrywałeś wiele razy w Polsce, on nie uzna cię za swojego mistrza. Młodzi sportowcy odbierają takie przechwałki negatywnie, zwłaszcza kobiety. Dla nich będziesz autorytetem, jeśli pomożesz im osiągnąć tak dobre wyniki. "Dzięki tobie zdobyłem mistrzostwo, trafiłem do reprezentacji, rozwinąłem się, dlatego cię szanuję" - tak to działa. Medale z przeszłości nie przekładają się zawsze na wyniki w karierze trenerskiej, o czym przekonuje choćby przykład Zbigniewa Bońka czy Sebastiana Świderskiego.

Od czego zależy to, że na przykład Bońkowi i Świderskiemu, wybitnym zawodnikom, nie powiodło się w fachu trenerskim?

Tutaj najchętniej udzieliłabym ulubionej odpowiedzi "to zależy", bo po prostu tego nie wiem, jest za dużo zmiennych. Pamiętam pytanie zadane przez jednego z rodziców podczas szkolenia: jak sprawdzić kwalifikacje trenerskie? Wiadomo, że jeśli ktoś uzyskał, dajmy na to, tytuł instruktora sportu w siatkówce dwadzieścia lat temu i od tego czasu nie był na ani jednym szkoleniu, nie pogłębiał wiedzy, to z oczywistych względów nie będzie znał nowinek ani trendów. Ale w swoim wystąpieniu odpowiedziałam: dla mnie jako rodzica sportowca ważniejsze od kwalifikacji były kompetencje. Czyli na przykład to, jak rozmawia z młodymi ludźmi, czy potrafi nawiązać z nimi relacje, czy częściej się uśmiecha niż krzyczy...

Wróćmy do zestawu tych niezbędnych cech.

Na potrzeby Kongresu Psychologii Sportu sporządziłam ankietę, na którą odpowiedzi udzieliło około stu sportowców i osiemdziesięciu trenerów, która miała pokazać, jakie cechy powinien mieć idealny szkoleniowiec. Albo inaczej: jakich cech oczekują od nich sportowcy, czy w przypadku sportowców - trenerzy, by mieć lepsze efekty pracy. I jedna z odpowiedzi mnie zaskoczyła, a pojawiła się w bardzo dużej liczbie ankiet. Zawodnicy wskazywali, że trener ma być trenerem, a nie kumplem. Musi być postawiona pewna jasna granica. Podczas treningów nie ma kumplowania się, tylko jasne reguły, konsekwencja i zaufanie. Jeśli jest ustalone, że podczas zajęć nie używa się telefonów komórkowych, a pan trener chodzi ciągle z komórką, to jest to jawne łamanie narzuconych przez siebie zasad. A na to ludzie sportu są bardzo, bardzo uczuleni.

Co ciekawe, w ankiecie bardzo często pojawiało się też unikanie krzyku. Kiedyś to mniej nas obchodziło, sama pamiętam, jak trener czasami na nas wrzeszczał. Ale obecne młode pokolenie podchodzi już inaczej do podnoszenia głosu.
Za to jeszcze ciekawsze były wyniki ankiety trenerskiej na temat idealnego zawodnika, choć raczej nie czułam się zaciekawiona, a przestraszona tym, co zobaczyłam. Najczęściej pojawiało się zdanie "nie dyskutuje z trenerem". A my dochowaliśmy się zawodników, którzy dyskutują i będą dyskutować. Nie będą pokornie reagowali na komunikat "ja tak mówię i tak ma być". Jeżeli będą uznawali coś za głupie lub niepotrzebne, to dadzą temu wyraz.

Myśli pani, że młodsze pokolenie trenerów zmieni swoje podejście do dyskusji?

To już się zmienia, i bardzo dobrze. Jestem zdania, że mądry trener będzie wiedział, jak przeforsować swoje pomysły i do nich przekonać. Nie ma do tego jednej drogi, można przedstawić dany rodzaj treningu i trochę o nim podyskutować, można też zapytać samych sportowców: czego potrzebujecie? To jest szczególnie ważne w chwilach słabości, kiedy nie idzie. Zamiast wytykać błędy i powtarzać bez przerwy, że jest źle, można zapytać samego zawodnika: jak myślisz, co poszło nie tak i jak to możemy naprawić?

Sportowcy czują odpowiedzialność za wynik i chcą czuć się ważni, a także szanowani. Trenerom nieraz wydaje się, że wiedzą lepiej, co poszło nie tak w danej akcji, a przecież widzą tylko jej efekt końcowy. Nie wiedzą, co działo się w głowie zawodnika, kiedy po jednym złym zagraniu nastąpiły dwa jeszcze gorsze. Jeśli wypracowali dobrą relację, opartą na wzajemnym zaufaniu, to nie będą mieli problemu z zapytaniem tego zawodnika, co wtedy się stało. Dajmy mu powiedzieć, jak to wyglądało z jego perspektywy.

Zobacz, jak Vital Heynen ogłaszał kadrę na Ligę Narodów. Mówił tylko po polsku
Czy system szkolenia trenerów w Polsce jest wydajny?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×