Wszystko zaczęło się od Omonii
Kłótnia na linii KS Jastrzębski Węgiel - Stowarzyszenie Społeczne Klub Kibica KS Jastrzębie-Borynia trwa od 12 listopada 2017 roku. Wtedy śląska drużyna podejmowała u siebie Omonię Nikozja w ramach eliminacji do Ligi Mistrzów. Kibice miejscowej ekipy zadecydowali o zaprzestaniu dopingu podczas drugiego seta. Interweniował wtedy chociażby prezes, Adam Gorol i siatkarz JW, Salvador Hidalgo Oliva. Głośno w hali było już w trzeciej partii. Mimo że pomarańczowi pewnie zwyciężyli i zapewnili sobie awans, to wszyscy mówili jednak o sytuacji z sektora kibicowskiego. Powodem takiego zachowania ze strony najwierniejszych fanów był fakt, że Jastrzębski Węgiel nie akceptował sponsora stowarzyszenia, firmy MI-WO. - Słyszałem nawet teksty ze strony osób związanych z zespołem, że jestem złym człowiekiem, bo mam tatuaże - przekazał nam Michał Wojciechowski, właściciel MI-WO i wiceprezes KK KS Jastrzębie-Borynia.
- Chcieliśmy uzyskać aprobatę Jastrzębskiego Węgla, żeby omówić warunki współpracy i zwrócić na siebie uwagę. Podjęliśmy wtedy decyzję o zaprzestaniu kibicowania podczas jednego seta w trakcie spotkania Ligi Mistrzów z Omonią Nikozja. Zrobił się wielki szum i prezes Jastrzębskiego Węgla następnego dnia podjął decyzję o zerwaniu współpracy, chociaż nic takiego zapisanego nie było. Adam Gorol od razu nawoływał ludzi do stworzenia nowego klubu kibica - powiedział nam Janusz Cupryś, prezes Klubu Kibica KS Jastrzębie-Borynia.
Zarząd śląskiego klubu twierdzi z kolei natomiast, że żadnego konfliktu nie ma. - Dla mnie najważniejszy jest doping. To ludzie ze starego klubu kibica doprowadzili do destrukcji podczas meczu z Omonią Nikozja. Oglądała to cała Polska i Europa. To oni nie mają czystych intencji. Siłą są ludzie, a nie papier. 90 proc. członków starego klubu kibica poczuło się źle traktowanych i przeszło do nowo utworzonego stowarzyszenia. Powiedzieli, że liczy się dla nich doping - mówił nam Adam Gorol, prezes Jastrzębskiego Węgla.
Nic dziwnego, że fani zaczęli protestować w sprawie MI-WO. Zakład ten wykładał sporą sumę na przejazdy na spotkania, a także ufundował członkom bluzy, koszulki oraz torby. Ciekawą informacją jest to, że jedną z osób, która domagała się ciszy podczas całego meczu z Omonią był Andrzej Kobyliński, czyli prezes "nowego" klubu kibica.
ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 92. Fabian Drzyzga: Stephane Antiga nie jest szczery. Straciłem przez niego 1,5 roku [4/5]
- W meczu z Omonią przyszedł pan Kobyliński, prezes nowego klubu kibica i oponował, żeby nie dopingować i zamilczeć na całym spotkaniu. Ja mówiłem, że nie bardzo. Mogliśmy zrobić transparent albo siedzieć cicho w jednym secie, padło na to drugie. Adam Gorol mówił wtedy, że to karygodne, a sam nie wiedział wtedy chyba jak się liczy punkty w siatkówce. On decydował, kto ma kibicować, a kto nie? Nie interesował się niczym, a teraz jest księciem - oznajmił Michał Wojciechowski, właściciel MI-WO.
Adam Gorol stwierdził, że jest otwarty na spotkanie z zarządem obu grup kibicowskich. Prezes JW oznajmił w rozmowie z nami, że grupa Janusza Cuprysia nie zamierza z nim rozmawiać, zaś nowe stowarzyszenie ma z nim podpisaną porozumienie w zakresie dopingu i zauważa chęć współpracy z ich strony. Nie wyklucza jednak dogadania się z Klubem Kibica KS Jastrzębie-Borynia.
- Czy pan Kobyliński chciał, by zaprzestać wtedy dopingu? Nie wiem, nie mam pojęcia. Nie jestem w stanie do tego dojść, kto zablokował doping i nie jest to moją intencją. Generalnie 90 proc. ludzi przyszło do mnie i powiedziało, że ich nic nie interesuje i chcą tylko wspierać klub. To jest dla mnie najważniejsze. Mnie obecnie niczego nie brakuje na hali. Ktokolwiek chce się ze mną spotkać, nikomu nie odmówię. Trzeba uzgodnić termin. To pan Cupryś odmawia. Nie chodzi o mnie, a o nich, bo oni mają problem. Dzwonił do mnie prezes Śląskiego Związku Piłki Siatkowej i inne ważne osoby. Pan Cupryś był już wszędzie. Ja natomiast zapraszam do stołu - zakomunikował prezes śląskiej drużyny.
Skradziony sprzęt
Kilka dni po meczu z Omonią Nikozja konflikt się zaognił, bo doszło do spięcia między dwoma grupami kibicowskimi. Janusz Cupryś twierdzi, że członkowie, którzy przeszli ze starego do nowego stowarzyszenia zabrali z hali wszystkie rekwizyty. Prezes KK KS Jastrzębie-Borynia zauważa, że klucze do pomieszczenia miał Andrzej Kobyliński, który później miał także wymienić zamek w drzwiach.
- Kobyliński włamał się do magazynku, gdzie trzymaliśmy nasze kibicowskie rzeczy. Wymieniono wkładkę w drzwiach. On miał klucze do tego pomieszczenia. Zamki były potem jednak inne i sprzętu już nie było. Napisałem do Adama Gorola pismo w tej sprawie. Chcieliśmy, żeby polubownie oddano nam rzeczy. Był moment jednak, że chciałem policję wezwać przed meczem. Dla wizerunku sportu nie zrobiłem tego. Prezes JW zarzekał się, że nic nie ma do klubu kibica. Pismo wysyłaliśmy też Kobylińskiemu. Wiemy, że jest inaczej. Gorol ma wielki wpływ na to wszystko - zauważył Wojciechowski.
Prezes Jastrzębskiego Węgla twierdzi, że nie ma nic wspólnego z skradzionym sprzętem kibicowskiego "starej" grupy. - Właścicielem hali jest MOSIR. Nie pamiętam, czy wysyłali do mnie to pismo. Jeżeli chodzi o kibicowski sprzęt, to z tego, co się orientuję, to stowarzyszenie, reprezentowane przez Janusza Cuprysia miało zawartą umowę z MOSIR-em o wynajem pomieszczenia w hali. Było ono zamknięte. Były jakieś przepychanki, ale nie brałem w tym udziału. Oni sami nie potrafili się dogadać, czyj jest sprzęt. Członkowie, którzy przeszli do nowego klubu kibica twierdzili, że tamci im zabrali rekwizyty i doszło do przepychanek. W ogóle w tym nie uczestniczyłem i takim sprzętem też nie dysponowałem - zaznaczył Gorol.
Na kolejne stronie przeczytają państwo o wyzwiskach w kierunku zarządu Klubu Kibica Jastrzębie-Borynia, a także problemu zakupu karnetu przez to stowarzyszenie.
[nextpage]Wyzywanie od alfonsów
Niedługo po meczu z Omonią doszło także do spotkania Janusza Cuprysia z zarządem Jastrzębskiego Węgla. Był na nim obecny między innymi Adam Gorol i Artur Wojtków z Jastrzębskiej Spółki Węglowej. - To właśnie ta osoba powiedziała mi, że sponsor MI-WO musi od nas odejść. Nie zgodziłem się, bo nikt mi nie da takich pieniędzy jak ten partner finansowy. Powiedzieli, że muszę zerwać współpracę z Wojciechowskim, bo pieniądze pozyskiwane przez jego firmę nie mogą być promotorem sportu. Chodziło im o to, że nasz sponsor miał niby posiadać kluby nocne i zajmować się prostytucją. Oznajmiłem im, że umowy z klubem nocnym nie posiadam, a z firmą MI-WO - powiedział nam Janusz Cupryś.
Michał Wojciechowski był oburzony, kiedy usłyszał od Cuprysia, jak obrażają go osoby z zarządu klubu. Właściciel MI-WO wysłał nawet pismo do prezesa Jastrzębskiego Węgla, gdzie domagał się przeprosin. - Ponoć się zajmowałem prostytucją. Czasami moja postawa w stosunku do Gorola nie jest w porządku, ale jego zachowanie jest karygodne. Łatwo jest kogoś obrazić, kiedy nie ma tej osoby obok. Nie było mnie na tym spotkaniu, kiedy mnie wyzywano, nie zaproszono mnie. Chciałem spojrzeć w oczy Arturowi Wojtkówowi, który tak o mnie mówił. Żyję w państwie prawa, więc niech ta osoba mnie przeprosi albo niech udowodni, że kiedyś prowadziłem burdel. Adam Gorol sam nie jest święty. On i cała reszta chodzi do pana Chwastyka, który jest szarą eminencją i także o mnie się źle wypowiada. Mam trójkę dzieci i nie pozwolę sobie na to - zaznaczył Wojciechowski.
Urażony poczuł się także Janusz Cupryś. - Zaczęło się też oczernianie mojej osoby. Prezes Jastrzębskiego Węgla powiedział raz w mediach, że chciałem od niego pieniądze na piwko i dobrą wódeczką - dodał.
- Jeśli pan Cupryś czuje się w jakiś sposób urażony, to korzystając z odpowiednich instytucji, jako obywatel, ma prawo i możliwości egzekwowania swoich racji. Nie wiadomo mi nic na temat jakiegoś pisma do mnie, jakoby miałbym kogoś wyzywać, że ktoś jest alfonsem. Ja nikogo nie uraziłem i takich słów nie używałem. W sprawie pana Cuprysia także nie było czegoś takiego. Jest coś takiego jak dobre imię i wizerunek. Jeżeli mają dowody na to, że ich urażono, obraziłem, skrzywdziłem, to mają prawo pójść do sądu i ubiegać się o swoje - odbił piłeczkę Adam Gorol, prezes Jastrzębskiego Węgla.
Sprawa karnetów
Mimo że konflikt między stronami trwa od roku, to ciągle na światło dzienne wypływają nowe problemy. "Stare" stowarzyszenie chciało zakupić 21 karnetów na ten sezon w jastrzębskiej hali. - Wiem, że gdybym wszedł do klubu, to nie sprzedano by mi biletów. Poprosiłem osobę, której ufam, żeby nam je nabyła. W dniu sprzedaży pięć minut po otwarciu siedziby klubu, po wielokrotnych pytaniach, że miejsce jest wolne, sprzedano tej osobie całoroczne wejściówki. Po wydrukowaniu karnetów czekaliśmy na plastikowe karty wstępu. Po jakimś czasie doszedł do tej osoby jednak zwrot pieniędzy na kwotę 5250 zł z dopiskiem, że umowa została zerwana. Niech mi prezes JW pokaże, że ktoś kupił te bilety szybciej od nas. Poprosiliśmy kogoś innego o kupno. Wiedziałem, że Gorol łże. Rozmawiałem telefonicznie z rzecznikiem praw konsumenta oraz do nadzoru finansowego i się śmiali. Gorol z kolei powołuje się na kodeks prawny, który nie istnieje - podkreślił Michał Wojciechowski.
- Przez wszystkie lata, gdy prowadziłem klub kibica, a zakładałem go w 1983 roku, nie miałem takich problemów, jak teraz przy obecnym prezesie Jastrzębskiego Węgla. Otóż chcieliśmy zakupić karnety dla członków na fakturę na stowarzyszenie, ale oczywiście Adam Gorol nas blokuje. Odmowa sprzedaży karnetów dla nas jest dla mnie śmieszna, bo nam chodzi tylko o fakturę i żeby spokojnie kibicować drużynie jak każda osoba, która przychodzi na mecz. Chcemy chodzić na spotkania, by wspierać klub. Widocznie prezesowi JW nie zależy na dopingu, a tylko na tym, aby jemu przytakiwać - bulwersował się Cupryś.
Dla udowodnienia tej tezy, Klub Kibica KS Jastrzębie - Borynia przesłał nam także treść odmowy od serwisu abilet, gdzie chciano zakupić karnety na mecze śląskiego klubu. - "KS Jastrzębski Węgiel podtrzymuje stanowisko jak w piśmie z dnia 06.11.2018 r., że nie współpracuje ze Stowarzyszeniem Społecznym Klub Kibica KS Jastrzębie-Borynia i nie wyraża zgody, aby to Stowarzyszenie zamówiło karnety (będzie to jednoznaczne, że zezwala na doping). Jedyną możliwością jest zakup indywidualny każdej z osób przez stronę - przeczytaliśmy w komunikacie serwisu abilet.
Adam Gorol z kolei odpowiada, że nie ma opcji wykupienia 21 karnetów na jedne dane osobowe, a tak według niego miało to robić stowarzyszenie Janusza Cuprysia. Prezes Jastrzębskiego Węgla oznajmił również, że wejściówki całosezonowe chciano wykupić podstępem, mówiąc, że to dla firmy i sponsorów. Gorol nie widzi, żeby te osoby zakupiły sobie indywidualnie karnety.
- Tutaj jest system, który mówi o podaniu numeru pesel, danych osobowych i wybraniu miejsca. Nie chcemy przecież stracić kontroli nad widowiskiem i tym, kto siedzi na trybunach. 21 różnych osób mogłoby wtedy wchodzić na każdy mecz. Ja działam zgodnie z regułami imprezy masowej. Oni podstawili osobę pod płaszczykiem. Nie ma potrzeby, żeby tak robić. Można wejść na stronę biletową, podać swoje dane i to zakupić. Nie ma zgody mojej na to, by to stowarzyszenie obecnie wykupiło dla siebie, dla zorganizowanego dopingu 21 karnetów. Ja decyduję o tym, jak ma wyglądać takowy doping na hali. Klub kibica musi siedzieć w jednym miejscu, ubrany w te same koszulki i mieć moją zgodę na wniesienie rekwizytów. W tej chwili taką aprobatę ma nowe stowarzyszenie, które się rozwija, bo ma już stu członków - przekazał prezes Jastrzębskiego Węgla.
Na następnej stronie przeczytają państwo o nietypowych paragonach Jastrzębskiego Węgla, a także szansach na pogodzenie się obu stron.
[nextpage]Jastrzębski Węgiel działa niezgodnie z prawem?
Michał Wojciechowski zauważył, że śląski klub może łamać przepisy urzędu skarbowego. Chodzi bowiem o paragony, a dokładnie o adresy na nich. Właściciel MI-WO uważa, że nie może być sytuacji, gdzie bilety, czy też karnety są kupowane w hali Jastrzębskiego Węgla (mieści się na Al. Jana Pawła II), a na kwitku widnieje ul. Reja, gdzie znajduje się oficjalna siedziba zespołu. Zgłoszono tę sprawę do odpowiednich organów.
- Kasa fiskalna znajduje się na ul. Reja 10, a bilety kupowaliśmy przecież na Al. Jana Pawła II. W świetle prawa jakim prawem może dojść do takiej sytuacji? Poczyniłem inne kroki w tej sprawie, bo tak być nie może. Adam Gorol tworzy Bizancjum, a takiej bzdury nie potrafi dopilnować. Paragon fiskalny musi być tam, gdzie się kupuje - uważał Wojciechowski.
Z kolei prezes klubu uważa, że cała sprawa jest w pełni legalna. - KS Jastrzębski Węgiel ma siedzibę na Reja 10 w KRS. Jeżeli twierdzą, że coś jest niezgodne z prawem, to pragnę poinformować, że to my decydujemy o lokalizacji własnej siedziby. My mamy siedzibę tam, a na Al. Jana Pawła II gramy mecze i posiadamy swoją administrację. Jeżeli ich osoba stwierdzi, że to niezgodne z prawem, to może podjąć jakąś interwencję. Ja uważam, że jest inaczej. Żadne kontrole zewnętrzne nigdy tego nie kwestionowały. Zresztą ja też prowadzę swoje firmy i jest podobnie. To jest normalne, że siedziba ma swój adres, a działalność prowadzona jest w innych lokalizacjach - stwierdził Gorol.
Szansy na pogodzenie nie ma
Wiele wskazuje na to, że do pogodzenia stron nie dojdzie w najbliższym czasie. Janusz Cupryś i Michał Wojciechowski wykluczają możliwość połączenia się z "nowym" stowarzyszeniem i wspólnym kibicowaniem za linią końcową w jastrzębskiej hali. - Nie ma szans na połączenie się klubów kibica. Gwarantuję, że wiele osób przyszłoby do nas. Niech pan Adam Gorol zadba o wizerunek klubu, a nie swój. Cała sytuacja jest żenadą. Istnieje konflikt pomiędzy naszymi klubami kibica. Nie wiem skąd agresja z drugiej strony w stosunku do nas. Mówiono, że ja buduję czarny PR. Złego słowa nie powiedziałem na temat klubu do tego dnia. Wszyscy byli buntowani przeciw nam. Nas stać na wyjazdy i karnety. Nie chcemy być lepsi, a po prostu kibicować - zadeklarował Wojciechowski.
Gorol wie, że pomiędzy grupami kibicowskimi są nieporozumienia, ale nie orientuje się, co jest tego powodem. - Nie mam nimi żadnego konfliktu. Może oni tak twierdzą. Chcą, bym wyraził zgodę na doping drugiego stowarzyszenia na hali. Ja się na to nie zgadzam. Czy to jest konflikt? Żyjemy w państwie prawa. Nie ma porozumienia w kwestii współpracy. Mieli odpowiedzi na pisma. Były zaproszenia do klubu i stawiali się na spotkania lub nie. Swoje stanowisko przedstawiłem jasno. Decyduję też o dopingu zorganizowanym. Żaden kibic nie ma jednak drogi zamkniętej do przyjścia na mecz - ogłosił prezes Jastrzębskiego Węgla.
Wojciechowski zauważa, że w Kędzierzynie-Koźlu działają na meczach dwie grupy kibicowskie i tam nie ma nikt z tym problemu. - Adam Gorol - Król Jastrzębia mówi, że nie ma takiej opcji. Chcemy, by dał nam dopingować i święty spokój. My nie jesteśmy niczyją własnością. My chcemy wspierać klub i funkcjonować. Jest możliwość dwóch młynów na hali. To należy tylko do dobrej woli prezesa. Byłby mocniejszy doping, ale tego też trzeba chcieć. Jako stowarzyszenie chcemy płacić za siebie w całości. Nie chcemy żadnych kłótni, ale też nie widzimy chęci pogodzenia się u Adama Gorola. Musi być tak jak on chce i my mamy się do niego przychylić - powiedział Wojciechowski.
Prezes Jastrzębskiego Węgla w kwestii młynów posiada sztywne stanowisko. - Nie zgadzam się na dwie grupy kibicowskie w hali. Dlatego, że między tymi ludzie są zbyt duże animozje, a to ja odpowiadam za jakość widowiska. Nie doprowadzę do tego, że grupy wykrzykiwały wyzwiska wobec siebie, bo to byłoby możliwe. Tu przychodzą rodziny z dziećmi, starsze osoby, którzy są w hali w dobrej wierze. To w tej chwili mamy. Nie mamy warunków dla stworzenia miejsca dla drugiego klubu kibica. Do mnie wystąpiono z taką inicjatywą, ale nie zgodziłem się na to. Janusz Cupryś w szerokim środowisku chce wywrzeć na mnie nacisk. Twierdzi, że nie prowadzę dialogu oraz nie chcę wpuścić na halę tych ludzi. Ja nie mam nic przeciwko temu, ale mają dwie możliwości. Albo kupią sobie indywidualnie karnet albo bilet, czy też usiądą do stołu i ustalą wspólne warunki kibicowania - oświadczył Adam Gorol.
.
1/ " mówił nam Adam Góral, prezes Jastrzębskiego Węgla. "
.
ww to właściciel Asseco Resovia
.
2/ "prezes, Adam Gorol"
.
ww to prezes JW