Przymusowy urlop sternika mistrzów Polski trwał dziewięć tygodni. W tym czasie w klubie wydarzyło się bardzo wiele. Można nawet pokusić się o sformułowanie, że wraz z prezesem Piechockim "chorowała" też PGE Skra.
- Niezmiernie się cieszę, że mogę wrócić do klubu. Były moje problemy ze zdrowiem, ale były też problemy w klubie, więc chwała chłopakom i sztabowi, na czele z trenerem Roberto Piazzą, bo od grudnia znaleźliśmy się w bardzo trudnym położeniu. Nie wiemy, jak to się skończy, ale za to wszystko, co się wydarzyło, zespołowi i sztabowi należy się ogromny szacunek. Krótko mówiąc: nie pękliśmy. Nie pojawiła się żadna rysa, żadna chwila zwątpienia. Nie narzekaliśmy też, jak nam ciężko, tylko po prostu pracowaliśmy - powiedział Konrad Piechocki w wywiadzie dla oficjalnej strony PGE Skry Bełchatów.
To niezwykle trudny sezon dla żółto-czarnych. Wciąż jeszcze zespół trenera Roberto Piazzy nie może być pewny gry o medale PlusLigi. Aby tak się stało, drużyna musi utrzymać miejsce w pierwszej szóstce do końca fazy zasadniczej.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Konflikt Sa Pinto - Mączyński budzi zażenowanie. "Duzi panowie stali się małymi chłopcami"
- Z jednej strony jest nam bardzo przykro, bo to jeden z trudniejszych sezonów, jaki spotkał PGE Skrę. Mieliśmy pięć kontuzji w drużynie, w tym jak znaczących graczy jak przyjmujący Milad Ebadipour i Artur Szalpuk oraz atakujący Mariusz Wlazły. Nie ma zespołu na świecie, nawet z tych najmocniejszych, który przeszedłby przy takich problemach suchą stopą. To po prostu niemożliwe, żeby coś się nie zachwiało, gdy wyjmiemy trzech kluczowych zawodników. z wyjściowej szóstki - tłumaczył Piechocki.
Czytaj też: Karol Kłos przedłużył kontrakt z PGE Skrą Bełchatów.
Jednak z drugiej strony szansę na dłuższy występ otrzymali ci, którzy pierwotnie mieli pełnić rolę dublerów. Tymczasem muszą grać pierwsze skrzypce i z tej roli wywiązują się bardzo dobrze.
- Cieszy to, że krytyczne głosy, że nie mamy rezerw, które mogą w przekroju sezonu pomóc drużynie, okazały się nieprawdą. Chłopaki wytrzymali presję i zostawiają serce na boisku. Mówię tu m.in. o Milanie Katiciu, Piotrze Orczyku czy Renee Teppanie.
Wszyscy bardzo pomogli drużynie, bo cały czas jesteśmy w walce. Trochę uśmiechnęło się też do nas szczęście, bo w Lidze Mistrzów nie wszystko zależało od nas. Tak to się jednak poukładało, że ostatecznie dostaliśmy się do najlepszej ósemki w Europie, co niezmiernie cieszy. Sprawa cały czas jest otwarta - dodał prezes PGE Skry.
Pierwszy raz Konrad Piechocki pojawił się na meczu Ligi Mistrzów z Berlin Recycling Volleys. Publiczność w Hali Energia nagrodziła go ogromnymi brawami. Prezes powoli wraca też do codziennych obowiązków.
- Nie ma się co już nad tym rozwodzić. Nie ma większych przeciwwskazań, żebym nie mógł pracować, chociaż mecze mi nie pomagają, bo gramy dużo tie-breaków. To są trudne spotkania, ale jeśli ma być zawsze taki finał, to chyba dam radę. Odbyłem już rozmowę ze sztabem szkoleniowym, czyli trenerami Piazzą i Michałem Winiarskim na temat aktualnej sytuacji drużyny. Nakreśliliśmy sobie plan na kilka najbliższych tygodni i będziemy pracować. Zbieramy szyki, łącznie ze mną, a wszystko po to, by jak najlepiej zakończyć ten sezon - skomentował.
Czytaj również: ZAKSA Kędzierzyn-Koźle poległa w Gdańsku, pewny triumf ćwierćfinalisty Ligi Mistrzów
Nawet gdy osobiście prezesa Piechockiego nie było na meczach, cały czas był w kontakcie z klubem, choć nie była to dla nikogo łatwa sytuacja.
- Cała administracja, na czele z wiceprezesem Grzegorzem Stawinogą, wykonywała codzienną pracę. Pod moją nieobecność kontaktowaliśmy się i ustalaliśmy plan działania. Wszystkim dziękuję za wkład pracy i postawę przez ten czas, bo był to trudny czas nie tylko dla mnie, ale dla całego klubu. Wróciłem ja, wracają też zawodnicy, ale to jeszcze nic nie znaczy - zaznaczył prezes PGE Skry Bełchatów przypominając ponownie o walce w ćwierćfinale Ligi Mistrzów oraz PlusLidze.