To Cucine Lube Civitanova było faworytem pierwszego starcia, choć PGE Skra Bełchatów miała za sobą 10 tysięcy kibiców. Szybko jednak wszyscy zostali pozbawieni złudzeń. - Postawili wysoko poprzeczkę, bardzo dobrze zagrywali, a my sobie z tym nie poradziliśmy. Dlatego tak wyglądał ten mecz i był taki pogrom w dwóch pierwszych setach - tłumaczył Karol Kłos, środkowy polskiej ekipy.
Dopiero w ostatniej partii bełchatowianie przez jakiś czas przejęli inicjatywę, ale końcówka należała do gości. - Na pewno mieliśmy pewien przebłysk, przeciwstawiliśmy się, bo byliśmy już naprawdę bardzo blisko w trzecim secie - dodał rozczarowany zawodnik.
Sam Karol Kłos i jego kolega występujący na środku, czyli Jakub Kochanowski, nie mieli za dużo pracy w ataku. Grzegorz Łomacz nie mógł korzystać ze środkowych tak często jak zwykle, bo rywale byli na to gotowi.
To oznacza, że zespół był świetnie przygotowany do spotkania i konsekwentnie realizował taktykę. - Mają bardzo wysokich skrzydłowych. Trzeba atakować daleko, bo można się nadziać na zawodników. Ogólnie ich blok oprócz Bruno, jest straszny. Z nimi trzeba bardzo dobrze przyjmować, a na wysokiej piłce bardzo mądrze atakować. I tego nam zabrakło. Gotowaliśmy się po asach, a jak przyjęcie było dobre, to za wszelką cenę chcieliśmy zdobyć punkt od razu, a nie o to chodzi - wyjaśnił Kłos.
PGE Skra nie miała czasu na rozpamiętywanie sobotniej porażki, która wyeliminowała ich z gry o medale w lidze. - Zupełnie inaczej podeszliśmy do tego meczu. To była nowa karta. Wiedzieliśmy, że nie wrócimy już tego, co się stało z Jastrzębskim Węglem. Na pewno chcieliśmy zajść dalej w play-offach, długo o nie walczyliśmy. Tak naprawdę dostaliśmy dwa razy placka z jednej i drugiej strony w twarz, i się skończyło w PlusLidze. - Trzeba było trochę przetrawić. Spotkaliśmy się na treningu i zaczęliśmy od nowa - wspominał środkowy.
Czytaj też:
-> Prezes Perugii zdradza kulisy zatrudnienia Wilfredo Leona. "Płacimy mu bardzo wiele"
-> Liga Mistrzów: wymiana ciosów w Perugii i porażka Wilfredo Leona w starciu z byłym klubem
- Nie codziennie gra się półfinał Ligi Mistrzów. Ja grałem raz w życiu, cztery lata temu w Berlinie. To wielkie wydarzenie. Wszyscy byli mega pozytywnie nastawieni do tego meczu, zresztą było widać, jaka była motywacja. No i wychodzimy, i dostajemy 0:3. I to taki łomot sromotny, że aż nie wiem co mam powiedzieć - mówił bezradny Kłos.
Dla PGE Skry to oczywiście nie koniec. Za tydzień w Civitanova dojdzie do rewanżu, a później zespół wróci jeszcze na ligowe parkiety. - Do przyszłego sezonu daleka droga, jeszcze można powalczyć o piąte miejsce i grać w europejskich pucharach, choć może nie w Lidze Mistrzów. Był taki sezon, że nie graliśmy w Lidze Mistrzów, ale zdobyliśmy mistrzostwo Polski, czego sobie i kibicom PGE Skry życzę - zakończył.