Polscy siatkarze z kompletem zwycięstw wygrali rozgrywany w Gdańsku turniej kwalifikacyjny do igrzysk olimpijskich Tokio 2020. Wszyscy eksperci, zawodnicy i trener naszej kadry Vital Heynen wielokrotnie powtarzali, że to główny cel tegorocznego sezonu reprezentacyjnego. Mimo wielu wątpliwości, jakie pojawiały się w jego trakcie, Biało-Czerwoni ponownie pokazali gen mistrza, zapewniając sobie olimpijskie paszporty na dokładnie 349 dni przed rozpoczęciem najważniejszej imprezy czterolecia.
- Przed rozpoczęciem gdańskiego turnieju pojawiały się pewne znaki zapytania, w szczególności po przegranym meczu z Brazylią na Memoriale Huberta Wagnera. Po raz kolejny potwierdziło się jednak, że Heynenowi trzeba wierzyć. Wszystko, co mówił, się sprawdziło. Zapewnił wszystkich, że awansujemy do Tokio i słowa dotrzymał. Warto przypomnieć, że aby awansować do poprzednich igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro musieliśmy rozegrać aż 23 mecze. Teraz wystarczyło ich zaledwie 3. Mamy ogromny komfort w przygotowaniach. Trener może zaplanować dosłownie wszystko - rozpoczął Tomasz Swędrowski w rozmowie z WP SportoweFakty.
Od momentu, w którym poznaliśmy rywali Polaków w walce o olimpijską kwalifikację, było wiadomo, że kluczowym meczem będzie starcie z Francją. Biało-Czerwoni, niesieni dopingiem ponad 10 tysięcznej publiczności, rozegrali jedno z najlepszych spotkań w ostatnich latach, wygrywając 3:0.
ZOBACZ WIDEO Tokio 2020. Awans na igrzyska jest, pora na wymarzony medal? "Nikogo się nie boimy. Czujemy się mocni"
- Ten mecz przejdzie do historii polskiej siatkówki. Według mnie dał nam on w 80 proc. awans na igrzyska olimpijskie. Nasi zawodnicy znakomicie wytrzymali presję związaną ze stawką tego spotkania. Jeśli ktoś powie, że jej nie było, to jest w błędzie. Trzeba powiedzieć, że Francuzi również nie przestraszyli się naszej publiczności. Jest to drużyna złożona ze "starych" wyjadaczy, która po prostu przegrała z nami sportowo. Byliśmy lepsi w każdym elemencie sztuki siatkarskiej, ale przede wszystkim w bloku, który po raz kolejny okazał się naszą gigantyczną bronią. Wiadomo, że nie był to ani finał mistrzostw świata, ani mistrzostw Europy, ale ten mecz będzie się po jakimś czasie przyjemnie oglądało. Dał nam on prawie pewny awans do Tokio, gdzie według mnie zdobędziemy po ponad 40 latach ten upragniony olimpijski medal. Kto wie, czy nie złoty - powiedział Swędrowski.
Kluczem do sukcesu przeciwko Trójkolorowym było przede wszystkim zatrzymanie czołowego francuskiego siatkarza - przyjmującego Earvina Ngapetha.
- Ngapeth to zawodnik zero-jedynkowy. Albo pociągnie drużynę do góry, albo na dno. On od początku nie był w najwyższej formie - odpuścił fazę interkontynentalną Ligi Narodów i nie było go także na turnieju finałowym w Chicago, gdzie Francuzi przegrali dwa mecze grupowe. Zaprezentowali się tam bardzo przeciętnie, ale można było wytłumaczyć to brakiem podstawowych zawodników. Oni nie mają do dyspozycji tak szerokiej grupy, jak nasza drużyna. W meczu z nami pokazali fenomenalną postawę w defensywie, co mogło momentami mocno denerwować. Jednak i my zaczęliśmy w pewnym momencie kapitalnie bronić i skutecznie grać na kontrach. Pokonaliśmy Francję naprawdę w kapitalnym stylu - kontynuował.
W rywalizacji z reprezentacją Słowenii Biało-Czerwonym do szczęścia potrzebny był jeden wygrany set. To spotkanie miało być teoretycznie łatwiejsze od potyczki z Francuzami, jednak w praktyce okazało się zupełnie inaczej. Po przegranej premierowej partii przez Polaków, w kolejnym przy stanie 20:20 w polu zagrywki pojawił się Wilfredo Leon. Jego punktowe serwisy w tamtym momencie zapewniły naszym siatkarzom wygraną w drugim secie, co w ostatecznym rozrachunku pozwoliło cieszyć się z olimpijskiego awansu.
- Wiedzieliśmy, że Słowenia to bardzo trudny i niewygodny przeciwnik. W dodatku mieliśmy z tyłu głowy to, że dwukrotnie zamknęli drogę naszym siatkarzom do medalu na mistrzostwach Europy. Ich skład oparty jest na doświadczonych zawodnikach, grających w lidze włoskiej. Od początku ten mecz się nam nie układał. O wielkości naszej reprezentacji świadczy jednak to, że potrafiła wygrać, mimo tego, że szło jak po grudzie. Na szczęście udało się przechylić szalę zwycięstwa drugiej partii na naszą stronę. Oczywiście, że swoje zrobił Leon, ale przede wszystkim nie zawodziła gra środkiem. W zasadzie mecz zakończył się przy wyniku 1:1. Gdy od trzeciej partii na boisku pojawiła się druga szóstka mogliśmy być pewni, że jakość naszej gry nie spadnie. I tak się stało. Zakończyliśmy turniej w wielkim stylu - podsumował komentator Polsatu Sport.
Jego zdaniem polscy siatkarze są zarówno pod względem sportowym, jak i mentalnym gotowi na powtórzenie wyczynu swoich poprzedników z 1976 roku i wywalczeniu złotego medalu olimpijskiego.
- Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Trzeba zaufać Heynenowi. Ja osobiście za nim nie nadążam, ale najważniejsze, żeby on za sobą nadążał. Jestem pewien, że ma już w głowie przygotowany cały plan na olimpijski turniej. Gdyby nasza drużyna nie była gotowa mentalnie, to nie wygrałaby tego brakującego seta ze Słowenią. W takich momentach poznaje się wielkość drużyny - zapewnił.
Turniej w Gdańsku nie zakończył sezonu reprezentacyjnego. Przed Biało-Czerwonymi walka o medale mistrzostw Europy (12-28 września) oraz udział w prestiżowym Pucharze Świata (1-15 października).
- Wszyscy zawodnicy, który grali w Gdańsku bardzo chcą pojechać na mistrzostwa Europy. W końcu nie mamy tych medali aż tak dużo (złoty, pięć srebrnych, dwa brązowe - przyp. red.). Tym razem to my będziemy faworytem i nasi siatkarze otwarcie mówią o wywalczeniu krążka na tej imprezie. Z podstawowej szóstki nie wiadomo czy pojedzie Michał Kubiak, ale pozostali zgłaszają gotowość do gry. Jeśli chodzi o Puchar Świata to moim zdaniem zaprezentują się tam zawodnicy, którzy zagrali podczas Final Six Ligi Narodów w Chicago. Może się także okazać, że po zakończeniu mistrzostw Europy kilku siatkarzy doleci do Japonii. Pamiętajmy, że Puchar Świata to najtrudniejszy turniej - trzeba rozegrać 11 spotkań w 14 dni. Warto przypomnieć, że jeszcze cztery lata temu był on bezpośrednią kwalifikacją olimpijską, ale teraz będzie to walka jedynie o prestiż i pieniądze. Co nie zmienia faktu, że warto o nie powalczyć - mówił komentator Polsatu Sport.
Poza reprezentacją Polski udział w igrzyskach olimpijskich w Tokio zapewniły sobie (poza gospodarzem) już także Amerykanie, Argentyńczycy, Rosjanie, Włosi oraz Brazylijczycy. Faktem jest, że mocno kontrowersyjny system kwalifikacji do tej imprezy sprawił, że w przyszłorocznej imprezie zabraknie m.in. Serbii lub Francji. W gronie osób, które nieustannie kwestionują decyzję Światowej oraz Europejskiej Federacji Piłki Siatkowej (FIVB oraz CEV) jest także nasz rozmówca.
- Od wielu lat krytykuję ten system kwalifikacji. To jest skandal, żeby mistrz świata, czy mistrz Europy nie miał zapewnionego udziału w igrzyskach olimpijskich. Liczyliśmy na to, że nowi prezydenci FIVB oraz CEV cokolwiek w tej kwestii zrobią, jednak w dalszym ciągu nic takiego nie ma miejsca. Dopóki sami zawodnicy nie wezmą sprawy w swoje ręce wszystko zostanie po staremu. Głównie chodzi o przepełniony kalendarz spotkań, ale także o wspomniany system kwalifikacji, który jest najgorszy ze wszystkich gier zespołowych. Już wiemy, że z Europy nie pojedzie jeden z gigantów - Serbia lub Francja. Styczniowy turniej będzie cięższy niż mistrzostwa Europy. Dreszcze przechodziły mnie na samą myśl, że mielibyśmy tam grać. Uniknęliśmy naprawdę ogromnych problemów. Mamy komfort, dobrego trenera i wszystko w swoich rękach. Spokojnie możemy spoglądać w stronę olimpijskiego medalu, a może nawet złota - zakończył Tomasz Swędrowski.
Czytaj także:
- Tokio 2020. Vital Heynen apeluje do kibiców: Zapiszcie tę datę w kalendarzu
- Co jeszcze czeka reprezentację Polski siatkarzy w 2019 roku? Sprawdź terminarz na dalszą część sezonu
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)