Mistrzostwa Europy siatkarek. Krzysztof Sędzicki: 24 zespoły to za dużo (komentarz)

WP SportoweFakty / Justyna Serafin / Na zdjęciu: mecz Portugalia - Ukraina na ME w Łodzi
WP SportoweFakty / Justyna Serafin / Na zdjęciu: mecz Portugalia - Ukraina na ME w Łodzi

Nie ma roku, byśmy się nie zastanawiali nad formułą jakiegoś turnieju siatkarskiego. Tym razem znów wracamy do dyskusji, bo system tegorocznych mistrzostw Europy kobiet pozostawia wiele do życzenia.

CEV postanowiła pójść śladem UEFA i - wzorem turnieju piłkarskiego - rozszerzyła liczbę uczestniczących w europejskim czempionacie. Problem w tym, że to zamiast podnieść poziom rywalizacji i emocji niestety ją obniża. Z 60 meczów fazy grupowej ponad połowa, bo aż 34, zakończyła się w trzech setach. Cztery lata temu w zaledwie sześciu z 24 spotkań padł taki rezultat.

Czytaj też: Maria Stenzel wdzięczna kibicom za wsparcie. "To oni niosą nas do zwycięstw"

Oczywiście z całym szacunkiem do reprezentacji Białorusi, Francji, Portugalii czy Estonii, ale miejsce na rywalizację pomiędzy tymi ekipami jest w eliminacjach do mistrzostw Europy, a nie w turnieju głównym. W Europie nie ma tylu drużyn siatkówki kobiecej, by gwarantowały one odpowiedni poziom na europejskim czempionacie. Zresztą widać to było po 1/8 finału.

Pomijając już fakt, że praktycznie żadna para nie wyglądała atrakcyjnie z punktu widzenia postronnego kibica. Potwierdzają to wyniki. Znów sześć z ośmiu spotkań zakończyło się w trzech setach. Czy tak powinny wyglądać mistrzostwa Europy? Dla kogo taka formuła turnieju jest atrakcyjna?

ZOBACZ WIDEO Serie A. Juventus - Napoli: Genialne widowisko! 7 goli, wielki powrót i dramat Koulibaly'ego [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Umówmy się, do europejskiej czołówki zakwalifikujemy mniej więcej 4-5 reprezentacji plus drugie tyle jako "peleton pościgowy". Reszta miejsc powinna pozostać właśnie dla drużyn, dla których sam start w Eurovolleyu jest sukcesem. Po co więc obniżać poziom rywalizacji?

Europejska Konfederacja w tym roku postanowiła zorganizować mistrzostwa w czterech krajach  (Polska, Słowacja, Węgry, Turcja). Podejrzewam, że wzorem turniejów koszykarskich. Tam jednak już jednak 1/8 finału rozgrywana jest w jednym, maksymalnie dwóch krajach. Właśnie po to, by uniknąć zamieszania, jakie miało miejsce po fazie grupowej w tym roku.

Nie wyobrażam sobie, by w jakimkolwiek turnieju piłkarskim zmieniano drabinkę ze względu na to, żeby gospodarz mógł zagrać w wyznaczonym miejscu. Ba, podczas tegorocznych mistrzostw świata do lat 20 reprezentacja Polski, która zajęła trzecie miejsce w grupie, musiała na 1/8 finału przemieścić się z Łodzi do Gdyni (w przypadku zajęcia pierwszego lub drugiego miejsca w grupie Polacy pozostaliby w Łodzi). U FIFA nie ma zmiłuj.

Poza tym sens straciło wygrywanie grupy, bo według pierwotnej drabinki zespoły, które to uczyniły, a więc Niemki i Włoszki w nagrodę musiały... wyjechać do innych miast. W uprzywilejowanej sytuacji znalazły się niespodziewanie Słowenki, które już były spakowane, by w piątek lecieć z Łodzi do Bratysławy. Okazało się, że - jako czwarta drużyna grupy B - pozostawały na miejscu.

Sprawdź także: Natalia Mędrzyk: Wynik końcowy meczu z Hiszpanią mówi wszystko

Odnoszę wrażenie, że siatkówka wciąż szuka swojego miejsca w świecie sportu, ale na pewno niejasnymi formułami rozgrywek i ciągłymi zmianami narazi się tylko na śmieszność zamiast zyskiwać na atrakcyjności. Na szczęście to, co najciekawsze - mam nadzieję - wciąż jeszcze przed nami. Dopiero od ćwierćfinałów zacznie się rywalizacja potęg, która powinna przynieść emocje. Pytanie tylko, po co w takim razie męczyliśmy się przez ostatnie półtora tygodnia?

Źródło artykułu: