CEV postanowiła pójść śladem UEFA i - wzorem turnieju piłkarskiego - rozszerzyła liczbę uczestniczących w europejskim czempionacie. Problem w tym, że to zamiast podnieść poziom rywalizacji i emocji niestety ją obniża. Z 60 meczów fazy grupowej ponad połowa, bo aż 34, zakończyła się w trzech setach. Cztery lata temu w zaledwie sześciu z 24 spotkań padł taki rezultat.
Czytaj też: Maria Stenzel wdzięczna kibicom za wsparcie. "To oni niosą nas do zwycięstw"
Oczywiście z całym szacunkiem do reprezentacji Białorusi, Francji, Portugalii czy Estonii, ale miejsce na rywalizację pomiędzy tymi ekipami jest w eliminacjach do mistrzostw Europy, a nie w turnieju głównym. W Europie nie ma tylu drużyn siatkówki kobiecej, by gwarantowały one odpowiedni poziom na europejskim czempionacie. Zresztą widać to było po 1/8 finału.
Pomijając już fakt, że praktycznie żadna para nie wyglądała atrakcyjnie z punktu widzenia postronnego kibica. Potwierdzają to wyniki. Znów sześć z ośmiu spotkań zakończyło się w trzech setach. Czy tak powinny wyglądać mistrzostwa Europy? Dla kogo taka formuła turnieju jest atrakcyjna?
ZOBACZ WIDEO Serie A. Juventus - Napoli: Genialne widowisko! 7 goli, wielki powrót i dramat Koulibaly'ego [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Umówmy się, do europejskiej czołówki zakwalifikujemy mniej więcej 4-5 reprezentacji plus drugie tyle jako "peleton pościgowy". Reszta miejsc powinna pozostać właśnie dla drużyn, dla których sam start w Eurovolleyu jest sukcesem. Po co więc obniżać poziom rywalizacji?
Europejska Konfederacja w tym roku postanowiła zorganizować mistrzostwa w czterech krajach (Polska, Słowacja, Węgry, Turcja). Podejrzewam, że wzorem turniejów koszykarskich. Tam jednak już jednak 1/8 finału rozgrywana jest w jednym, maksymalnie dwóch krajach. Właśnie po to, by uniknąć zamieszania, jakie miało miejsce po fazie grupowej w tym roku.
Nie wyobrażam sobie, by w jakimkolwiek turnieju piłkarskim zmieniano drabinkę ze względu na to, żeby gospodarz mógł zagrać w wyznaczonym miejscu. Ba, podczas tegorocznych mistrzostw świata do lat 20 reprezentacja Polski, która zajęła trzecie miejsce w grupie, musiała na 1/8 finału przemieścić się z Łodzi do Gdyni (w przypadku zajęcia pierwszego lub drugiego miejsca w grupie Polacy pozostaliby w Łodzi). U FIFA nie ma zmiłuj.
Poza tym sens straciło wygrywanie grupy, bo według pierwotnej drabinki zespoły, które to uczyniły, a więc Niemki i Włoszki w nagrodę musiały... wyjechać do innych miast. W uprzywilejowanej sytuacji znalazły się niespodziewanie Słowenki, które już były spakowane, by w piątek lecieć z Łodzi do Bratysławy. Okazało się, że - jako czwarta drużyna grupy B - pozostawały na miejscu.
Sprawdź także: Natalia Mędrzyk: Wynik końcowy meczu z Hiszpanią mówi wszystko
Odnoszę wrażenie, że siatkówka wciąż szuka swojego miejsca w świecie sportu, ale na pewno niejasnymi formułami rozgrywek i ciągłymi zmianami narazi się tylko na śmieszność zamiast zyskiwać na atrakcyjności. Na szczęście to, co najciekawsze - mam nadzieję - wciąż jeszcze przed nami. Dopiero od ćwierćfinałów zacznie się rywalizacja potęg, która powinna przynieść emocje. Pytanie tylko, po co w takim razie męczyliśmy się przez ostatnie półtora tygodnia?
Oglądaj siatkówkę kobiet w Pilocie WP (link sponsorowany)
Bułgaria w 1/4, a przegrała z Franc Czytaj całość