Mistrzostwa Europy siatkarek. Pocztówka z Ankary: wojenka internetowa

Oglądanie meczów gospodarza na jego terenie poza Polską to zawsze jest ciekawe doświadczenie. Wtedy poznajemy świat przez pryzmat widowiska sportowego w danym kraju i nakreślamy sobie pewien obraz.

Krzysztof Sędzicki
Krzysztof Sędzicki
kibice reprezentacji Turcji Materiały prasowe / CEV / Na zdjęciu: kibice reprezentacji Turcji
Z Ankary - Krzysztof Sędzicki

Siatkówka w wydaniu reprezentacyjnym na świecie dąży do tego, żeby była wydarzeniem sportowo-muzyczno-rozrywkowym. I ja to podejście rozumiem, bo to się sprawdza. Poza dobrym meczem kibic ma się dobrze bawić. W Ankarze tak właśnie jest. Obserwujemy od kilku lat zabieg pt. "ujednolicenia widowiska siatkarskiego" poprzez piosenki typu "Monster Block", "Ace, ace" i inne, ale i tak to widowisko będzie się różniło.

Czytaj także: Magdalena Stysiak: Dalej gramy o nasze marzenia

Spodziewałem się prawdziwego piekła na trybunach. Rzeczywiście poziom decybeli jest wyższy niż w Polsce. Poziom krzyku również, ale to codzienność tego rejonu. Gdy nasze siatkarki wybiegały na rozgrzewkę, na trybunach słychać było odrobinę gwizdów i buczeń, ale nie były one jakoś super mocne. Trochę jak na stadionach piłkarskich w meczach z drużynami, które są "neutralne". Takie powitanie w piekiełku.

Podczas hymnu, prezentacji polskiej drużyny już gwizdów i buczeń nie było. Mało tego, nawet spiker, który przy punktach dla Turczynek niemal dostawał orgazmu, potrafił też zachęcać do dopingu kilkudziesięciu obecnych w hali polskich kibiców. Co prawda nie wiem, jak byłoby, gdyby doszło do piątego seta i jakiejś kontrowersji, ale wskażcie mi miejsce na świecie, gdzie w takiej sytuacji kibice by się nie wściekli.

Sprawdź również: Pocztówka z Ankary: Witamy w piekle

Pamiętamy doskonale mecz PGE Skry Bełchatów z Zenitem Kazań w finale Ligi Mistrzów w 2012 roku. Tam też wszyscy o żółtych sercach, w których płynie czarna krew, mieli ochotę zlinczować Jurija Bierieżkę (po jego palcu piłka wyleciała w aut) oraz sędziego Dejana Jovanovicia (on autu nie widział).

Okazało się jednak, że w Ankara Arenie temperatura widowiska była dużo niższa niż w internecie po tym, jak nasze siatkarki podały dalej zdjęcie przerobione przez kabaret Neo-Nówka, w którym przerobiono Niemców w koszulkach z numerami 14 i 10 na sułtanów z numerami 16 i 83. Oczywiście w nawiązaniu do Jana III Sobieskiego i bitwy pod Wiedniem.
fot. Instagram fot. Instagram
W internecie zawrzało, ale chyba fama nie rozniosła się aż tak mocno, bo - jak wspomniałem - gwizdów i buczeń na nasze dziewczyny w trakcie meczu słychać raczej nie było. Trudno powiedzieć, jak będzie w niedzielę. Jeśli wierzyć zapowiedziom internetowych napinaczy, to w niedzielę cała Ankara będzie za Włoszkami w meczu o brąz. Zobaczymy, być może.

Ale jak to w takich rejonach bywa, za to zdjęcie oberwało się także nam, dziennikarzom. Trudno kilka wiadomości na Twitterze czy Instagramie nazwać atakiem, ale nie przeszło to bez echa. Swoją drogą ciekawe jest to, że wyzywają nas od ksenofobów i rasistów, a sami też czystego sumienia przecież nie mają. Dlatego właśnie cenię sobie poczucie humoru i dystans do siebie.

Postanowiłem na takie wiadomości odpowiedzieć gratulacjami za zwycięstwo i powodzenia w dalszej grze. Tak po prostu, by uszanować ideę fair play. Tego właśnie życzę przyjaciołom z Turcji, a także Serbii, Włoch i nam, Polakom.

ZOBACZ WIDEO Mistrzostwa Europy siatkarek. Turcja - Polska. Agnieszka Kąkolewska: Na takich meczach zmęczenie zostaje w hotelu
Czy zdjęcie kabaretu Neo-Nówka było przesadą?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×