Mistrzostwa Europy siatkarzy. Słowenia - Polska: przerwany złoty sen. Stożice Arena przytłoczyła Biało-Czerwonych

PAP / Maciej Kulczyński / Na zdjęciu: siatkarze reprezentacji Polski
PAP / Maciej Kulczyński / Na zdjęciu: siatkarze reprezentacji Polski

Seria pięknych zwycięstw Polaków zakończyła się nagle i boleśnie. W Stożice Arenie w Lublanie Biało-Czerwoni zagrali przeciętne spotkanie, ugięli się pod presją Słoweńców i przegrali 1:3. Złota nie zdobędą. W Paryżu pozostaje im walka o brąz.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

Z Lublany - Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty[/b]

Siatkarze wywołali ogólnonarodową euforię, jakiej ten kraj doświadczał bardzo rzadko - pisały w dzień meczu z Polską słoweńskie gazety. Zawodnicy trenera Alberto Giulianiego, pokonując w ćwierćfinale Rosjan, zasłużyli sobie w ojczyźnie na miano "kozaków", rozbudzili też nadzieje na historyczny sukces i złoto mistrzostw Europy. Na drodze do tego złota stali im jednak Polacy, którzy do półfinału weszli w imponującym stylu i przynajmniej na papierze mieli więcej sportowych argumentów.

Wielką pomocą dla współgospodarzy turnieju mieli być jednak kibice, którzy w starciu z Rosją pokazali, że potrafią dodać drużynie skrzydeł. Teraz mieli zrobić to ponownie i wytrącić Biało-Czerwonym atut, który ci mieli od początku turnieju, czyli właśnie fantastyczne wsparcie publiczności. - My damy z siebie wszystko na boisku, a nasi fani na trybunach więcej. Jestem tego pewien - zapowiadał kapitan Słoweńców Tine Urnaut.

Nasz kapitan Michał Kubiak odpowiadał jednak, że na boisku nie grają trybuny, a zawodnicy. - Jeśli zagramy na swoim dobrym poziomie, niewiele jest drużyn, które są w stanie nas zatrzymać - podkreślał dwukrotny mistrz świata.

ZOBACZ WIDEO: Mistrzostwa Europy siatkarzy. Drzyzga o współpracy z Leonem. "Jest jednym z najlepszych na świecie"

- Tutejsi fani kibicują zagorzale i chcą być dodatkowym zawodnikiem drużyny. Da się to odczuć, ale jeśli zagramy swoje, nie powinien być to dla nas problem - wtórował mu Marcin Komenda. Z kolei trener Vital Heynen przypominał, że w czasie ubiegłorocznych mistrzostw świata we Włoszech w najważniejszych spotkaniach kibice też byli przeciwko naszej drużynie, a mimo to Polacy sięgnęli po złoto.

Uskrzydleni dopingiem czy nie, Słoweńcy jawili się jako najtrudniejszy przeciwnik naszej drużyny na tych mistrzostwach. W tym roku potrafili już sprawić polskim siatkarzom problemy - w kwalifikacjach olimpijskich w Gdańsku wysoko zawiesili im poprzeczkę, choć przegrali 1:3. - Czego nauczył nas tamten mecz? Że musimy grać lepiej i popełniać mniej błędów, bo Polacy robią ich mało - mówił Urnaut.

Czytaj także:
ME siatkarzy: Vital Heynen zaskoczony w czasie hymnu. A gdzie druga zwrotka? - zobacz
ME siatkarzy: Puchar dla zwycięzców turnieju zaprezentowany. Zobacz zdjęcia

Słoweński kapitan przynajmniej na początku spotkania nie dotrzymał obietnicy, bo błędów w jego drużynie było dużo. Ale i Polacy, poza początkiem tej partii, nie grali na swoim normalnym poziomie. Nasz zespół wykorzystał nerwowość rywali, którzy absolutnie nie sprawiali wrażenia uskrzydlonych, i zaczął go od prowadzenia 2:0, a potem 8:3. Słoweńcy podgonili, gdy złapali Biało-Czerwonych w trudnym ustawieniu w przyjęciu - kilka pewnych serwisów Urnauta na Wilfredo Leona uniemożliwiło nam wyprowadzenie dobrych akcji i sprawiło, że prowadzenie całkowicie zniknęło (9:9).

W kolejnych minutach udało się to prowadzenie odbudować, przy sporej pomocy Słoweńców, którzy wciąż grali nerwowo i nie wykorzystywali szans. Do czasu. Gdy set wchodził w fazę siatkarskiego "money time'u", Leon i Mateusz Bieniek zablokowali na lewym skrzydle Mitję Gaspariniego i przy wyniku 20:17 dla naszej drużyny trener Giuliani poprosił o czas. Po powrocie na boisko Biało-Czerwoni grali jakby bez Leona - ten dwa razy w ataku się pomylił i znów był remis - tym razem 20:20.

Główny bombardier naszej reprezentacji w pierwszej partii zupełnie nie był sobą. Przede wszystkim atakował z bardzo niską skutecznością - po jego kolejnym złym zbiciu Słoweńcy pierwszy raz w tej odsłonie objęli prowadzenie - 23:22. I po bloku na nim zdobyli ostatni, decydujący punkt, wygrywając 25:23.

W drugim secie nasi rywale zaczęli już sprawiać wrażenie napędzonych. W pierwszych akcjach grali lepiej, rozregulowali naszych przyjmujących i objęli prowadzenie 6:3. Potem długo utrzymywali niewielką różnicę, po części dzięki dobrym i szczęśliwym akcjom, po części dzięki niemocy mistrzów świata w kontrataku, serwisie i bloku.

Minuty mijały, a Słoweńcy wciąż prowadzili różnicą dwóch punktów. Dzięki dobrej obronie Pawła Zatorskiego i potężnemu zbiciu Leona w trzeci metr udało się wyrównać (17:17), ale cóż z tego, skoro chwilę później prosto w blok uderzył Dawid Konarski i znów musieliśmy gonić.

Na szczęście w decydującej fazie tej odsłony drużyna Heynena pokazała charakter.
Dogoniliśmy rywali za sprawą asa serwisowego Kubiaka. Wówczas na tablicy pojawił się wyniki 23:23. Kolejny as Mateusza Bieńka, dał nam pierwszego setbola, a w następnej akcji Słoweńcy źle przyjęli piłkę i Konarski mógł pokazać swój wielki atut - blok. Potężną "czapą" zatrzymał Klemena Cebulja i Polacy wygrali niezwykle ciężkiego seta 26:24.
 
Trzecią odsłonę Polacy zaczęli nieźle, bo od prowadzenia 4:2, ale wkrótce to gospodarze przejęli inicjatywę. W ataku grali sprytnie, cierpliwie, dobrze bronili i poprzez trudne serwisy nie pozwalali naszym siatkarzom rozwinąć się w ataku. Efekt: prowadzenie Słowenii 12:8. Heynen, widząc problemy swoich zawodników, najpierw zastąpił Piotra Nowakowskiego Karolem Kłosem, potem w miejsce kapitana Kubiaka wprowadził Aleksandra Śliwkę, w końcu zmienił rozgrywającego - za Fabiana Drzyzgę wszedł Komenda.

Strat nie udało się jednak odrobić - w grze polskiej drużyny za dużo było niewymuszonych błędów i za mało wykorzystanych kontrataków, a szczęście cały czas siedziało po słoweńskiej stronie siatki.

Tak jak wtedy, gdy po zagrywce Tonceka Sterna piłka przetoczyła się po taśmie i spadła na naszą stronę. I wówczas, gdy po pojedynczym bloku Leona na Sternie piłka spadła o milimetr obok boiska. Po tej drugiej akcji Słowenia objęła prowadzenie 24:21. Pierwszego setbola pewnym atakiem obronił jeszcze Muzaj, przy drugim Urnaut zakończył już długą akcję, wybijając piłkę po bloku i skończyło się na 25:22.

W trzecim secie Polacy popełnili aż 11 błędów własnych! W czwartym nie było miejsca na tyle pomyłek, jeśli chcieliśmy podtrzymać swoje szanse na finał. Zaczęło się źle, bo od prowadzenia rywali 2:0, ale mistrzowie świata szybko się poprawili i dzięki asowi Leona oraz nareszcie trochę lepszej grze w bloku to oni wygrywali 9:7.

Słoweńcy, coraz bardziej napędzani przez 11 tysięcy kibiców, nie chcieli jednak odpuścić nawet na chwilę. Na potężne ciosy Leona odpowiadali Urnaut i Cebulj, gdy trzeba było zniwelować straty, posyłali na naszą stronę bardzo trudne zagrywki.

Walka punkt za punkt trwała aż do decydującej fazy seta. A w niej gospodarze świetnie podbijali ataki Leona, w bardzo ważnej akcji zatrzymali Kubiak, a potem zagrywką ustrzelił naszego kapitana Urnaut i mistrzowie świata byli o jeden punkt od porażki (22:24). Przy pierwszym meczbolu Urnaut posłał serwis w siatkę. Za chwilę to samo zrobił jednak Kubiak i mecz się skończył.

Nie spełni się sen naszej drużyny o złotym medalu. W paryskim finale zagrają Słoweńcy. Nam pozostaje walka o brąz. Mecz o trzecie miejsce zagramy w sobotę.

ME 2019, Lublana, półfinał:

Słowenia - Polska 3:1 (25:23, 24:26, 25:22, 25:23)

Słowenia: Dejan Vincić, Toncek Stern, Tine Urnaut, Klemen Cebulj, Jan Kozamernik, Alen Pajenk, Jani Kovacić (libero) oraz Mitja Gasparini, Saso Stalekar.

Polska: Fabian Drzyzga, Maciej Muzaj, Wilfredo Leon, Michał Kubiak, Mateusz Bieniek, Piotr Nowakowski, Damian Wojtaszek (libero) oraz Dawid Konarski, Paweł Zatorski (libero), Marcin Komenda, Aleksander Śliwka, Karol Kłos.

Źródło artykułu: