Organizatorom można pozazdrościć składu uczestników. W zabawie tej uczestniczą mistrz świata, gospodarz oraz po dwie najlepsze drużyny z każdej konfederacji, ale na podstawie rankingów. Ale nie było tak zawsze, bo osiem lat temu kryterium udziału było miejsce w mistrzostwach kontynentu, a przed czterema laty w jednych przypadkach decydował ranking, a w innych wynik na kontynencie.
Znakiem rozpoznawczym tego turnieju jest przede wszystkim jego system. Dwanaście zespołów rywalizuje w systemie każdy z każdym. To oznacza, że do rozegrania jest jedenaście spotkań w ciągu niewiele większej liczby dni. A do tego dochodzą jeszcze podróże co 3-4 dni, bo wydarzenie jest porozrzucane po kilku miastach w Japonii.
Przede wszystkim jednak od 1991 roku Puchar Świata stanowił przepustkę do igrzysk olimpijskich. Otrzymywały ją dwie lub trzy najlepsze drużyny turnieju. Boleśnie przekonaliśmy się o tym w 2015 roku, kiedy reprezentacja Polski zdobyła brązowy medal imprezy, ale przepustki do Rio de Janeiro przeznaczone były tylko dla pierwszej dwójki.
ZOBACZ WIDEO: ME siatkarzy. Wilfredo Leon stanął w obronie Fabiana Drzyzgi. "Krytykujcie wszystkich. Wygrywamy i przegrywamy razem"
W tym roku doszło jednak do kuriozalnej sytuacji, bo FIVB zorganizowała w sierpniu kwalifikacje olimpijskie, gdzie do zdobycia było sześć miejsc, a umowa na Puchar Świata w Japonii podpisana została już w 2013 roku, a jej zerwanie groziło ogromnymi kosztami, których światowa federacja nie chciała na siebie brać. W ten sposób doszło do sytuacji absurdalnej, także pod kątem kalendarza.
Czytaj też: Puchar Świata siatkarzy: Sportowcy traktowani jak niewolnicy. Bo pieniądze są ważniejsze...
W niedzielę wieczorem kończyły się w Paryżu mistrzostwa Europy, a już we wtorek rano (polskiego czasu) w Japonii rozpoczyna się Puchar Świata. Ani CEV, ani FIVB nie potrafiły dojść do porozumienia w kwestii terminów tych imprez, w których uczestniczy aż trzech przedstawicieli Europy. To 1/4 wszystkich drużyn, które już na starcie stoją na straconej pozycji względem innych.
Stąd pomysł trenera Vitala Heynena, by podczas Pucharu Świata mieć do dyspozycji szeroką, ponad 20-osobową kadrę. Po pierwsze dlatego, że istniało zagrożenie, że kadra, która walczyła o medal we Francji zwyczajnie nie zdążyłaby dolecieć do Japonii. Pomijamy już aspekt choćby zmiany strefy czasowej i to dość znacznej.
Po drugie dlatego, że trener reprezentacji Polski - choć sam debiutuje na takiej imprezie - wie, jak bardzo jest ona wyniszczająca i męcząca. A przecież kilkanaście dni po niej ruszają rozgrywki ligowe, a siatkarze to jednak tylko ludzie, czego nie dostrzegają "panowie u góry" w światowych władzach, którzy jak zwykle tylko "czynią niezbędne starania, by zaradzić temu problemowi". Tak, jak pomagała CEV, gdy okazało się, że reprezentacja Polski nie mogła dolecieć z Amsterdamu do Lublany na półfinał mistrzostw Europy.
Czytaj również: Awans reprezentacji Polski w rankingu CEV, Serbia nowym liderem
Szczęście w nieszczęściu, że w zawodach udział biorą dwa zespoły z Afryki, które - to już możemy powiedzieć z góry - będą odstawać od przeciwników. To pozwoli też "odpocząć" najsilniejszym drużynom, które będą oszczędzać siły na mecze z faworytami. W tym roku są to Egipt i Tunezja. Oprócz nich też Australia, która wspólnie z Iranem wiedzie prym w federacji azjatyckiej.
Zagrają też Włosi i Rosjanie, którzy odpadli w ćwierćfinale europejskiego czempionatu. Złośliwi mówią, że właśnie po to, by zdążyć do Japonii na pierwszy mecz. Amerykę Północną reprezentują USA i Kanada, a Południową - Brazylia oraz Argentyna. Stawkę uzupełniają gospodarze z Kraju Kwitnącej Wiśni i mistrzowie świata - Polacy.
W tym roku Puchar Świata ma charakter głównie rozrywkowy i tak najlepiej do tego podejść. Jedynym czynnikiem motywującym są nagrody finansowe, które można liczyć w setkach tysięcy dolarów. Tylko czy to rekompensuje wysiłek w turnieju o pietruszkę?
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)