Gra mistrzyń Polski mocno falowała. Łodzianki rozpoczęły od bardzo słabego pierwszego seta, później zaczęły dyktować warunki i przestały oddawać punkty rywalkom po błędach, ale w czwartej partii coś znów się popsuło. Pod jej koniec na boisku pojawiła się Izabela Kowalińska, która pozostała na nim już do końca spotkania i pomogła wygrać mecz w tie-breaku.
Zobacz też: Celine van Gestel: To był pojedynek wzlotów i upadków
- Weszłam pod koniec, skończyłam co miałam skończyć, ale Monika też grała bardzo dobrze. To jest wygrana całego zespołu. Cieszę się, że weszłam i pomogłam, ale to zasługa całej drużyny. Nie miałabym z czego atakować, gdyby nie zostało obronione i rozegrane - przyznała kapitan ŁKS-u Commercecon Łódź.
Kowalińska skończyła 11 z 16 ataków. Wniosła do zespołu sporo pewności siebie, a tej akurat ełkaesiankom nieco brakowało w tym spotkaniu.
ZOBACZ WIDEO Stacja Tokio. Dramatyczne sceny na mistrzostwach świata. Artur Mikołajczewski: Dałem z siebie więcej niż mogłem
- Trudno to wyjaśnić. Gdy poszczególne zawodniczki jej nie mają, ciężko później, by jako zespół grać pewnie. Cały czas nad tym pracujemy, by każda dawała z siebie tyle, by odpowiednio czuć się na boisku. Jeszcze nam brakuje, ale liczę, że dojdziemy do prawdziwej zespołowości, o którą nam chodzi - tłumaczyła Kowalińska.
Atakująca biało-czerwono-białych przyznała również, że potrzebny jest jeszcze czas, by pewniej poczuła się słoweńska rozgrywająca Eva Mori, która dyktuje tempo gry zespołu.
- Jeszcze nam trochę brakuje, ale wydaje mi się, że z meczu na mecz wygląda to coraz lepiej. Na treningach to wygląda już moim zdaniem dobrze. Podczas spotkań faktycznie jest gorzej, ale to też według mnie bierze się z meczowego stresu i z wspominanego braku pewności siebie w kluczowych momentach. Jeszcze trochę i będziemy zgrane - oceniła zawodniczka.
Mistrzyniom Polski trochę czasu zajęło też wejście w mecz. O pierwszej partii pełnej błędów z pewnością chciałyby zapomnieć, choć jest co analizować.
Przeczytaj więcej o przebiegu meczu ŁKS-u Commercecon Łódź z Allianzem MTV Stuttgart
- Tak naprawdę w pierwszym secie nie grałyśmy dobrze zagrywką, nie trzymałyśmy w bloku tego co powinnyśmy, nie stałyśmy w obronie tam gdzie powinnyśmy... Nic nie szło. Od drugiego seta zaczęłyśmy robić to, co miałyśmy założone. Każdy z tych elementów złożył się na to, że wygrałyśmy. Nie było jednego klucza - oceniła Izabela Kowalińska.
Zespół Marka Solarewicza w drugiej kolejce Ligi Mistrzyń, już za tydzień, zmierzy się na wyjeździe z ukraińskim Chimikiem Jużnyj. A wcześniej, bo już w piątek, Łódzkie Wiewióry czeka wyjazdowe starcie z Bankiem Pocztowym Pałacem Bydgoszcz.