PGE Skra Bełchatów musiała radzić sobie bez Milada Ebadipoura, który po 15-godzinnej podróży z Chin wylądował w Polsce. Jak się okazało - nie było to dużym problemem, choć ostatecznie wszystko skończyło się w czterech setach. Zespół Michała Gogola miał mecz pod kontrolą.
- W I secie zagraliśmy bardzo dobrze, ale w drugim poluzowały się nasze szyki. Rywale zablokowali nas siedem razy. Nie graliśmy cierpliwie, a z tą drużyną tak trzeba. Indykpol AZS naprawdę nie popełnia głupich błedów, nie oddaje głupio piłek. Trzeba być cierpliwym w pierwszej, drugiej, trzeciej akcji. Tak potem zaczęliśmy grać i to zdało egzamin - mówi Karol Kłos.
Dla obu zespołów był to pierwszy oficjalny mecz od blisko miesiąca. PGE Skra okres wolnego od ligi przetrenowała w Bełchatowie oraz Perugii. - Mieliśmy wolne cztery dni na święta i dwa na nowy rok. Pomiędzy trenowaliśmy, żeby być cały czas w rytmie i myślę, że to był dobry plan i taktyka. Jeszce to przetarcie w Perugii sporo nam dało. Złapaliśmy sporo słonka, choć nie mieliśmy na to za dużo czasu. Dobrze jednak pojedliśmy, naładowaliśmy baterie i dlatego też dzisiejszy mecz był dziwny, bo mecz o stawkę graliśmy bardzo dawno temu. A tu stawka w końcu była - podkreśla środkowy.
ZOBACZ WIDEO Jakub Przygoński pomógł Kamilowi Wiśniewskiemu. "Duch Dakaru"
- Wyjazd do Perugii na pewno nas scementował, jako drużynę. To była odmiana od treningów po dwa razy dziennie w tej samej hali. Wyjazd wszystkim nam bardzo dobrze zrobił. Gdybyśmy nie grali sparingów, to ciężko by było wyjść i zagrać dobre spotkanie - zakończył Kłos.
Przed bełchatowianami czas na ligowe wyzwania, w najbliższym czasie spotkają się z GKS-em Katowice oraz Visłą Bydgoszcz.
Czytaj też:
-> Michał Gogol: Spodziewałem się meczu na zaciągniętym hamulcu ręcznym. I tak było
-> Puchar Polski siatkarzy. PGE Skra Bełchatów kolejnym półfinalistą