Jacek Pawłowski, WP SportoweFakty: Wisła Warszawa zmaga się z różnego rodzaju problemami, ale utrzymuje się na powierzchni w LSK. Ma pan z tego powodu satysfakcję?
Grzegorz Kulikowski, prezes Wisły Warszawa: Mam satysfakcję z jednego powodu. Kiedyś było dobrze: mieliśmy sporo pieniędzy i dobre zawodniczki, wypłaty były na czas, ale nie mogliśmy awansować. Mieliśmy okazję kupić miejsce w ekstraklasie, ale woleliśmy wywalczyć je sportowo. Wiele klubów z takich okazji korzystało, my nie. W tym roku mamy bardzo duże zamieszanie kadrowe i z halą. Trzy zawodniczki, które odeszły, nie miały prawa tego zrobić według dokumentów, jakie posiadam. Wbrew temu, co pisze się w mediach, nie było u nas zaległości. W tej chwili czekam na prawnika i będę je pozywał. Nie wiem, jak w tej sytuacji zachowa się LSK i PZPS, ponieważ te siatkarki zostały zarejestrowane w innych klubach. Pytam więc, po co są kontrakty? Wyrzućmy je do kosza, skoro nikt ich nie czyta.
Nikt ze związku przed zarejestrowaniem zawodniczek nie zapytał się: "panie prezesie, są w stosunku do pana takie i takie zarzuty, proszę okazać dokumenty czy są realizowane warunki umowy i przelewy?". Po prostu dwóch menedżerów, pan Mogentale i pan Dolata, zamieszali bardzo mocno w środowisku, a związek wszystko przyklepał. Chciałbym mieć taką sytuację jak pan Mogentale, który od lat siedzi sobie w Chemiku Police i bierze ogromne pieniądze za szukanie młodych talentów. Łatwo zarządza się cudzymi pieniędzmi, mając wsparcie ze spółek skarbu państwa. Gorzej jest takim jak my, my musimy to wszystko wypracować sami, co do złotówki.
ZOBACZ WIDEO: Odwiedziliśmy bazę reprezentacji Polski na Euro 2020! Zobacz, jak będą mieszkać kadrowicze
Jak w sytuacji, w której się znajdujecie, podchodzą do was prezesi innych klubów? W jednym z wywiadów wspominał pan, że brakuje wsparcia ze strony akcjonariuszy PLS.
Nie krytykowałem konkretnych prezesów, ponieważ nie mam z tymi panami na tyle do czynienia, żeby móc ich krytykować, czy chwalić. W momencie, kiedy zrobiły się duże zawirowania w naszym klubie, to z zewnątrz pojawiły się głosy, że wszyscy chcą pomóc Wiśle. Tylko tak chcieli pomóc, że zabierali nam zawodniczki. Zastanawiam się w takim razie, na czym ta pomoc mogłaby polegać. Wyciągnął do nas rękę natomiast prezes Chudzik, któremu dziękuję. Nie wiem, dlaczego PLS tak długo czekał wówczas z decyzją. Wcześniej obiecali, że przełożą mecz, a później zmienili zdanie, o godzinie 12, kiedy odwołaliśmy halę, wiedząc, że mecz będzie przełożony. Wyglądało to tak, jakby ktoś specjalnie czekał, że może się potkniemy i będzie drugi walkower.
To, co robił Chemik, to dla mnie kuriozum. Rozmawiałem z prezesem, z prośbą o przełożenie tego meczu. Zadeklarowałem, że zagramy w każdym dowolnym terminie, u nich, nawet w ramach treningu. Po co cyrk robił Chemik Police, łącznie z tym śmiesznym tureckim trenerem? Tego nie wiem. Dlaczego mówię śmiesznym? Dlatego, że gość przyjeżdża i żyje na nasz koszt, bo Chemik Police nie wykłada pieniędzy tak jak my. Klub ma pieniądze ze spółki skarbu państwa, więc niech trener się zachowuje w obcym kraju jak człowiek. Mówił: "Wisła istnieje, Wisła nie istnieje, zobaczymy". Niech się śmieje, ale niech sobie posiedzi w Turcji i zobaczy, jak tam jest fajnie, a nie żyje na koszt polskiego podatnika. Jeżeli zgodziłem się grać w każdym możliwym terminie, to po co był ten cyrk i granie sparingu w Łodzi? Mogliśmy go rozegrać w Policach. Dlatego nie krytykuję prezesów jako takich. Chudzikowi mogę podziękować, bo pomógł, natomiast postawą prezesa Chemika jestem zawiedziony, ale go nie krytykuję. Ten Turek natomiast to dla mnie śmieszny gość. Nie można robić cyrku na pół Polski, kiedy zgodziłem się jechać na mecz, a on on w social mediach wypisuje takie rzeczy. Niech najpierw zapyta swojego prezesa. Mógł napisać do PLS-u czy mecz będzie przełożony, czy nie. Nie trzeba było czekać z tą decyzją do końca.
Przed sezonem PLS deklarował, że nie będzie tolerował dłużników i zamierza wyciągać konsekwencje wobec klubów, które nie płacą. Pana zdaniem rzetelna weryfikacja i sankcje dla klubów są możliwe, czy skończy się na straszeniu?
Nie wiem, jakie będą decyzje PLS, czy skończy się na straszeniu, czy nie. Znając polskie realia, nie bardzo wiem, jak oni chcą to zrobić. Jest tylko jeden sposób, żeby uniknąć dłużników, tylko pytanie ile klubów zostałoby wówczas w grze? Przed sezonem ktoś musiałby składać gwarancję bankową. Wówczas nie byłoby problemu, czy klub się wycofa, czy nie. Pieniądze będą, najwyżej klubu nie będzie. Jeżeli chodzi o zaległości, to w niektórych klubach sięgają one kilku lat, nie jednego sezonu.
Wyprostowanie tego tematu nie jest takie proste. Tym bardziej że sponsorzy się do siatkówki żeńskiej nie garną. To efekt zaniedbań, bo o ile siatkówka męska trzyma się bardzo fajnie i na dobrym poziomie, tam problemów finansowych nie ma na większą skalę, to w przypadku kobiecych ekip większość opiera się na miejskich budżetach. Nie są to budżety na najwyższym poziomie. Z drugiej strony jak tych sponsorów przyciągnąć, jeżeli tak naprawdę o kobietach do tej pory się nie pisało, ani ich nie pokazywało. W tym roku jest troszkę lepiej.
Liga robi za mało. Prawdę mówiąc LSK nie ma żadnego sponsora w tej chwili. Chwała Polsatowi, że rozwija siatkówkę, ale może należałoby to rozdzielić. Męska jest pokazywana, bo jest fajna, ale z żeńską jest troszkę gorzej, więc może w tej sytuacji należałoby ją pokazywać np. w TVP czy innej telewizji? Pewne jest, że siatkówka kobieca potrzebuje większego wsparcia ze strony władz związku, tylko to może przyciągnąć sponsorów. W przeciwnym razie ta liga będzie gasła. Najlepszym przykładem jest Atom Trefl Sopot, wycofał się sponsor główny i nie ma klubu. Nie życzę tego samego Chemikowi Police, chociaż po ostatnim zamieszaniu, to nie wiem, z tym cyrkiem, który zrobili. Niech tylko Azoty przykręcą kurek, zmieni się opcja polityczna, to tego klubu też nie będzie. Wydawać publiczne pieniądze każdy potrafi. Tym bardziej, kiedy ktoś daje kasę i się z nią nie liczy.
Na kolejnej stronie przeczytasz o problemach Wisły Warszawa z wynajmem hali, konflikcie z Mirjaną Djurić-Bergendorff i szansach drużyny na utrzymanie w LSK.
Czytaj także:
Ferhat Akbas, o zamieszaniu przed meczem z Wisłą Warszawa. "Mamy jechać do Warszawy sprawdzić, czy klub istnieje?"
[nextpage]Za nami zaległe spotkanie 13. kolejki LSK. Wisła Warszawa, mimo że formalnie była gospodarzem, kolejny raz musiała rozegrać swój mecz na wyjeździe. Jak pan skomentuje tę sytuację?
To trudny temat, Warszawa jest specyficznym miastem. Za każdy trening płacimy po tysiąc złotych dziennie i to gotówką. Za mecz to kwota 20 tysięcy złotych. W większości hal w Polsce kluby mają ulgi albo korzystają za darmo, a my nie dość, że płacimy, to jeszcze mamy problem z rozgrywaniem meczów. No cóż, takie życie.
Czy były prowadzone rozmowy z miastem, aby ten problem w jakiś sposób rozwiązać? Bo to nie jest chyba nowy temat.
Ten problem pojawia się co sezon i nie bardzo wiem, jak można z tego wyjść. Sam kilkakrotnie próbowałem porozmawiać z panem prezydentem Trzaskowskim. Pisaliśmy pisma, prosiliśmy o spotkania, niestety nie udało się do tego doprowadzić. Warszawa jest tak ustawiona, że hale tzw. OSiR-owskie, muszą wypracować określony zysk. Trudno w tej sytuacji mieć pretensje do dyrektorów, którzy mają do wyboru mecz i trzydniową imprezę komercyjną. Śmieję się, że wystawa kotów czy psów, to impreza ważniejsza niż sport. Zresztą wystarczy przypomnieć, w ubiegłym roku Onico grało w Łodzi, w tym roku jedzie do Płocka. Problemy w Warszawie dotyczą nie tylko Wisły. Pozostaje więc albo się męczyć, albo zamykać kluby. Nic więcej nie można zrobić.
Czy jest jakakolwiek szansa na rozwiązanie problemu z halą w najbliższym czasie?
Nie wiem, jak sytuacja wygląda w przypadku innych klubów. Ktoś powiedział, że hala Koło jest dla Wisły, ale tam weszła koszykarska Legia. Przez to zmuszeni byliśmy trenować na Redutowej. Ostatnio przedstawiono nam harmonogram i powiedziano, że będziemy mogli trenować tylko kilka razy w tygodniu. Nie wiadomo więc, gdzie się podziejemy. Reasumując, była deklaracja ze strony miasta, a my rozegraliśmy w tej hali tylko jeden mecz.
Jak w tej chwili wyglądają wasze relacje z Djurić i jakie są szanse, że zakaz transferowy zostanie cofnięty, abyście z czystym kontem mogli wejść w kolejny sezon?
Z czystym kontem wejdziemy i tak, niezależnie od Serbki, ponieważ możemy grać wyłącznie Polkami. W takim wypadku zakaz CEV nie obowiązuje. Muszę udać się do polskiego sądu po stwierdzenie ważności tej umowy, w przeciwnym razie będę narażony na sankcje. Jestem ciekawy co zrobi CEV, jeżeli polski sąd uzna, że umowa jest nieważna, ponieważ jest niezgodna z polskim i europejskim prawem. Już miałem takie decyzje CEV, które są dla mnie abstrakcyjne. Brzmi to następująco: decyzje wydano na podstawie rachunku prawdopodobieństwa zgodnie ze sprawiedliwością społeczną, bez odniesienia się do jakiegokolwiek prawa krajowego czy międzynarodowego. To ja się w takim razie pytam, czy CEV leży w kosmosie? Działając na takiej zasadzie, może zrobić wszystko, powiedzieć, że dzisiaj spadasz z ligi, a jutro płacisz milion złotych kary, bo ktoś ma taki kaprys. Nie rozumiem tego. Jeżeli CEV ma swoją siedzibę w Europie, to powinni szanować europejskie prawo. Tymczasem z jednej strony federacja deklaruje, że stoi po stronie zawodniczki, a z drugiej to, że trzy inne nie mogą grać, ich nie obchodzi.
Jest pan zbudowany postawą tej siódemki, która pozostała w klubie i nadal walczy?
Nie wiem, dlaczego wszyscy tak bardzo się Wisłą i tą siódemką przejmują. W ile zawodniczek dwa lata wcześniej grał Wrocław? Siedem! Jakoś nikt wtedy tyle o nich nie pisał, co teraz o Wiśle. Natomiast my jesteśmy na tapecie numerem jeden, dlatego że ja mam swoje zdanie i nie boję się tego powiedzieć i dla wielu ludzi jestem niewygodny. Wrocław grał w siódemkę, nie było szumu. Zbierali pieniądze od kibiców, również tyle się o nich nie pisało. A tutaj się mówi, że Wisła jest na skraju bankructwa. Co w takim razie mają powiedzieć kluby, które od kilku lat zalegają zawodniczkom. Komu w takim razie jest bliżej do bankructwa?
Wypomina się nam, że gramy bez libero i rozgrywającej. Kto powiedział, że Katarzyna Urbanowicz ma grać tylko na środku? W Rosji gra się na różnych pozycjach. Mało tego, proszę spojrzeć na wyniki meczów. One nie napawają optymizmem, ale to nie są porażki do dwóch czy do pięciu. Graliśmy w pełnym składzie, z dwiema rozgrywającymi, z super libero, za którą uważała się nasza zawodniczka i we Wrocławiu przegraliśmy do 12. Jak się popatrzy na niektóre mecze w LSK, to też kończą się niektóre do 12, w pełnych składach. Nie jest to optymistyczne, że przegrywamy, ale błędów, które zostały popełnione, się nie naprawi. Trzeba z nich wyciągnąć wnioski i albo budować zespół od zera na LSK, jak się wygra play-outy, albo budować zespół od zera na pierwszą ligę.
To na koniec zapytam, jak pan ocenia szanse Wisły Warszawa na utrzymanie w LSK?
Uważam, że są bardzo duże. Nie z takich opresji wychodziliśmy. Natomiast mam takie obawy, śmieję się, że będę musiał wziąć drugi challenge dla siebie, żeby tu nie zaczęły wchodzić rzeczy pozasportowe. Dla mnie to jest niezrozumiała sytuacja, że kluby płacą za wideoweryfikację i my nie mamy wglądu do niego. Ja rozumiem w czasie meczu, bo są emocje, więc żeby ich nie podgrzewać. Natomiast po spotkaniu? Proszę, zgrajcie mi rzeczy, które były sprawdzane, chciałbym je zobaczyć. Tymczasem nie mamy takiej możliwości. W związku z tym, jaką ja mogę mieć pewność, że komisarz czy sędzia, którzy tam zaglądają, podejmują prawidłową decyzję. Chciałbym to wiedzieć. Niestety takiej możliwości nie ma. W związku z tym, jeżeli nie będzie żadnych aspektów pozasportowych, my sobie spokojnie poradzimy. Natomiast panu prezesowi Zagumnemu radziłbym, żeby mówił prawdę, a nie to, co chce, bo nie mówi tego, co było zgodne ze stanem faktycznym. Jak na prezesa PLS takie mijanie się z prawdą jest nieładne.
Czytaj także:
Znamy komplet uczestników Memoriału Wagnera. Dla Polaków to sprawdzian generalny przed wylotem do Tokio