Wielki powrót Magdaleny Śliwy. "Nie ma limitu!"

359 meczów w reprezentacji Polski, tysiące w klubach - to ciągle za mało dla Magdaleny Śliwy. Rekordzistka wraca na boisko. - Gdziekolwiek jestem, jeśli tylko ktoś niedaleko mnie rozwiesi siatkę, chętnie dołączę do gry - twierdzi złotko Niemczyka.

Dawid Góra
Dawid Góra
Magdalena Śliwa PAP / Na zdjęciu: Magdalena Śliwa
Na powrót zdecydowała się w wieku 50 lat w Krakowie, w którym rozpoczynała swoją długą karierę. Trenuje siatkarki Wisły, które grają w II lidze.

Z legendarną rozgrywającą polskiej kadry spotkałem się na trybunach hali w Krakowie.

Dawid Góra, WP SportoweFakty: Dwa razy zdobyła pani mistrzostwo Europy, trzy razy mistrzostwo Polski, pięć razy krajowy puchar. A teraz zagra w II lidze. Po co to pani?

Magdalena Śliwa: Cztery lata temu dostałam propozycję, aby kontynuować karierę. Pomyślałam jednak, że najwyższy czas dojrzeć do decyzji o jej zakończeniu. Wiecznie grać się nie da. Trzeba było zawiesić buty na kołku i pomyśleć o innym zajęciu. Ale im więcej czasu minęło od tej decyzji, coraz częściej czułam, że podjęłam ją za wcześnie. Mogłam jeszcze występować na poziomie, którego nie musiałabym się wstydzić. Poza tym nigdy oficjalnie nie zostałam pożegnana jako czynna zawodniczka.

ZOBACZ WIDEO: Odwiedziliśmy bazę reprezentacji Polski na Euro 2020! Zobacz, jak będą mieszkać kadrowicze

Takie odczucie będzie pani mieć nawet za dziesięć lat.

Możliwe! Mnie granie nigdy nie przeszło. Kiedy już zostałam trenerem i podczas ćwiczeń były momenty, że potrzebowaliśmy kogoś na boisku, od razu wchodziłam i czułam, że robię to, co kocham. Kiedy z rodziną wyjeżdżałam na wakacje, zawsze szukaliśmy boiska, gdzie mogliśmy pograć! Zdrowie na to pozwala, innych przeszkód nie ma. W Wiśle okazało się, że mam dwie rozgrywające, ale jedna doznała kontuzji i nie może grać do końca sezonu. Pomysł z moim powrotem pojawił się szybko.

Pani na niego wpadła?

Nie, koordynator drużyny. Dostałam propozycję awaryjnego zgłoszenia do rozgrywek po kontuzji pierwszej rozgrywającej. Powiedziałam drużynie: "Mam nadzieję, że nie będę zmuszona wejść na boisko, jednak będąc trenerem wiem, że przed najważniejszymi meczami drużyna nie może zostać z jedną rozgrywającą."Kiedy druga z dziewczyn rozchorowałaby się albo też doznała kontuzji, nie miałby kto rozgrywać, a to oznaczałoby zniweczenie naszej całorocznej ciężkiej pracy. Jestem więc w treningu, co prawda nieregularnym, ale sporo się ruszam.

Kobieta nie do zdarcia. W całej historii polskiej kadry jest pani siatkarką, która rozegrała najwięcej meczów. Liczba sięgnęła 359!

Nieskromnie powiem, że przy obecnym systemie rozgrywek reprezentacyjnych dobiłabym może do... 500!

I tak zaczęłaby pani narzekać, że między rozgrywkami klubowymi i meczami reprezentacji jest za krótka przerwa.

W życiu. Nie rozumiem takich argumentów. Jeździłam na reprezentację prawie 20 lat. Zawsze kiedy kończył się sezon w klubie, jeździłyśmy na kadrę. Nie było żadnych urlopów i wakacji.

Ale może nie po paru dniach, jak to ma miejsce dziś.

Właśnie po paru dniach! Powiem więcej - dziewczyny, które przyjeżdżały na kadrę, zostawały na zgrupowaniach do samego końca. Nikt nie potrzebował wolnego. Grupa trenowała non stop, a potem wracała do klubu na rozgrywki. Czy byłyśmy mniej zmęczone? Raczej nie, grałam przez wiele lat i systemy rozgrywek były różne. Należy pamiętać, że mecze grało się przez całą ligę w weekend - w sobotę i niedzielę. Po prostu w którymś momencie stworzyło się możliwość ku temu, żeby organizować sobie wolne. Dziewczyny mają wybór i teraz z tego korzystają.

Siatkarze też narzekają na system rozgrywek. Za bardzo się nad sobą rozczulają?

Myślę, że miałyśmy trochę inne organizmy. Nie wiem, czy to jest związane z tym, co jemy i jak trenujemy, ale nagle zaczęły się pojawiać kontuzje, których wcześniej nie było. A my ćwiczyłyśmy przecież mocniej. Teraz wszystko odbywa się na hali, a w naszych czasach były organizowane treningi na piasku czy nawet w górach.

Wyobrażam sobie scenę z jakiegoś amerykańskiego filmu. Góry, śnieg, las i dwadzieścia kilka kobiet biegnących w zaspach?

W zaspach nie biegałyśmy, bo wtedy trwał sezon, ale po górach i po piasku na zgrupowaniach letnich - owszem. Kontuzje, jak zerwanie wiązadeł, zdarzało się bardzo rzadko. Teraz to standard. Organizmy są kruche i podatne na kontuzje. Może dlatego dziewczyny boją się przetrenować. Poza tym parę ładnych lat temu gra w reprezentacji była obowiązkowa, a wyjazd do zagranicznego klubu możliwy tylko po ukończeniu 27. roku życia. Fajnie, że siatkarki obecnie mogą rozwijać się w ligach zagranicznych, jednak odnoszę wrażenie, że dla niektórych gra w klubie jest ważniejsza niż gra w reprezentacji. Oczywiście jest to tylko moje zdanie.

Gra w reprezentacji powinna być obowiązkowa?

Nie, jednak był moment w reprezentacji żeńskiej, że dziewczyny odmawiały gry w kadrze i wtedy można było się zastanawiać, czy nie należy wprowadzić takiego obowiązku. Mam nadzieję, że te czasy nigdy nie wrócą. Dla mnie gra w reprezentacji to zawsze był zaszczyt. Odsłuchanie hymnu na boisku i założenie koszulki z orzełkiem na piersi to olbrzymie wyróżnienie. Kadra powinna być szeroka - przykład kadry męskiej - jednak należy unikać powołań przypadkowych, które nigdy nie powinny mieć miejsca.

Zdarza się pani wspominać mecze w reprezentacji?

Tak, z moimi złotkami spotykamy się regularnie co rok. Zawsze w okresie przedwakacyjnym. Oczywiście, że wspominamy czasy wspólnych występów. Przecież byłyśmy trochę młodsze, lżejsze i bardziej skoczne...

Mam wrażenie, że w tle naszej rozmowy majaczy afera, która niedawno wybuchła w kadrze siatkarek.

O tym nie chcę mówić. Nie było mnie w środku, nie wiem, jak wyglądają relacje między dziewczynami i sztabem. Ostatni turniej kwalifikacyjny do igrzysk pokazał, że chyba wszystko wraca do normy. Uważam, że cała sprawa powinna być rozwiązana wewnątrz kadry. Dziewczyny spędzają ze sobą mnóstwo dni, na pewno mają czas aby porządnie porozmawiać. Takie rozwiązanie jest normalne, kiedy czuje się, że coś nie gra. Tego typu rzeczy nie powinny wychodzić na zewnątrz. Według mnie to było niepotrzebne.

Wróćmy do Wisły. Dla młodych zawodniczek zapewne czymś niezwykłym jest trening pod okiem gwiazdy polskiej siatkówki. Nie mówiąc już o możliwości grania z nią na jednym boisku.

To na pewno frajda, bo na parkiecie daję im jakość. Pewnych rzeczy się nie zapomina. Różnica wieku między nami sprawia też, że dochodzi do zabawnych sytuacji. To jest zupełnie inne pokolenie. Ja, kiedy byłam młodą dziewczyną i podawałam piłki na hali, znałam nazwiska wszystkich ważniejszych zawodników, legend. Dziewczynom one nic nie mówią. Dlatego czasami robię im małą lekcję z historii sportu.

Zdarza się pani huknąć na dziewczyny?

Tak, ale tylko jeśli naprawdę mnie zdenerwują. Nie można wiecznie głaskać.

Czeka pani z utęsknieniem, kiedy wejdzie na parkiet?

Chciałabym to zrobić w ostateczności.

Po uśmiechu widzę, że niekoniecznie w ostateczności.

Oczywiście, że chciałabym sobie pograć! To jest to, co kocham. Warto jednak podkreślić, że dziewczyny grają za darmo, a treningom poświęcają mnóstwo czasu. Zorganizowanie dnia jest dla nich niezwykle trudne, zwłaszcza że godziny treningów są dziś mało komfortowe. Chcę im wynagrodzić to, jak ciężko pracują. Nie byłabym w porządku zastępując dziewczyny, z których pracy jestem bardzo zadowolona.

Najlepszej rozgrywającej mistrzostw Europy 2003 łatwo znaleźć motywację do pracy w II lidze?

Nieważne, w której lidze się gra - to jest siatkówka. Robię to od zawsze. Jak byłam mała, to grałam pod trzepakiem lub sama odbijałam piłkę o ścianę bloku, w którym mieszkałam. Gdziekolwiek jestem, jeśli tylko ktoś niedaleko mnie rozwiesi siatkę, chętnie dołączę do gry.

Gdzie jest pani limit?

Wszystko zależy od zdrowia. Jeśli ono dopisze, nie ma limitu.

Wyobraża sobie pani siebie grającą w wieku 60 lat?

Nie zastanawiałam się nad tym, ale Irina Kiriłłowa jest ode mnie starsza o cztery lata, a jeszcze można ją zobaczyć na boisku. Szacunek dla niej! Wiem, jak pracuje ciało w takim wieku. Mam olbrzymie uznanie dla osób, które są w zaawansowanym wieku a nadal biegają, ćwiczą, bawią się w sport. To naprawdę dużo je kosztuje.

Żeby bawić się w sport, wróciła pani w swoje rodzinne strony. To w Krakowie zaczęła się pani wielka kariera.

Moim marzeniem jest, aby do Krakowa wróciła siatkówka z prawdziwego zdarzenia, z halą pełną wspaniałych siatkarskich kibiców. Teraz w sporcie nie jest łatwo. Bez odpowiedniego zabezpieczenia finansowego ani rusz. Siatkówka w Wiśle to wielka tradycja. To również historia polskiej siatkówki, która wychowała wiele reprezentantek kraju, zdobywała medale mistrzostw Polski i jej miejsce na pewno nie jest w drugiej lidze. Na razie awansu nie będzie, to jest sezon adaptacyjny - bez selekcji i dalekosiężnych planów. Dzisiaj najważniejsze dla mojej działalności w klubie jest znalezienie sponsorów, aby można było ruszyć do przodu. Chcę zrobić jak najwięcej, aby przywrócić blask Białej Gwiazdy.

Zobacz też:
Panasonic Panthers przegrali finał. Michał Kubiak wicemistrzem kraju >>
QUIZ: Pamiętasz tych reprezentantów Polski? Rozpoznaj ich na zdjęciu! >>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×