PlusLiga. Cuprum Lubin wciąż bez zwycięstwa. "Co z tego, że zagraliśmy dobry mecz, skoro dalej mamy punkt?"

WP SportoweFakty / Tomasz Fijałkowski / Na zdjęciu: Wojciech Ferens
WP SportoweFakty / Tomasz Fijałkowski / Na zdjęciu: Wojciech Ferens

Cuprum Lubin zaprezentowało się z bardzo dobrej strony w meczu z Cerradem Eneą Czarnymi, ale przegrało 1:3 i wciąż jest "czerwoną latarnią" PlusLigi bez wygranej na koncie. Najjaśniejszą postacią Miedziowych był rodowity radomianin, Wojciech Ferens.

Choć zespół Cuprum Lubin kapitalnie rozpoczął zaległy mecz siódmej kolejki PlusLigi z Cerradem Eneą Czarnymi Radom, wygrywając w premierowej odsłonie 25:16, to nie poszedł "za ciosem" i przegrał 1:3, ponosząc ósmą porażkę w bieżącym sezonie. - Boli ta przegrana, ponieważ oprócz tego, że po dobrym meczu nie wywozimy żadnego punktu z Radomia, po raz kolejny pokazujemy, że potrafimy dobrze grać, to w ważnych momentach setów ta gra się zacina - przyznał Wojciech Ferens.

W partii otwarcia przyjezdni "zmietli" z parkietu przeciwników. - Nie oszukujmy się - pierwszy set to była nasza totalna dominacja, byliśmy "nie do ugryzienia" w każdym elemencie. Nie tylko chodzi o moje skończone ataki, ale na dobrym poziomie blokowaliśmy, przyjmowaliśmy, serwowaliśmy, a nagle dwie-trzy akcje sprawiają, że stajemy w miejscu - podkreślił przyjmujący.

- Możemy znowu mówić o braku szczęścia w niektórych elementach, ale też temu szczęściu trzeba pomóc. W meczu z Czarnymi tego nie zrobiliśmy. Niektóre proste rzeczy nie funkcjonowały i te kilka punktów robiło różnicę. Trudno było "dogonić" rywali, a jeśli już to nam się udawało, to znowu uciekały nam jakieś dwa punkty, które decydowały o wyniku - nie mógł odżałować 29-latek.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niewiarygodna wymiana! Wybiegł poza kort, wrócił i... Zobacz koniecznie

Ferens był najjaśniejszą postacią Cuprum w tym spotkaniu. Zdobył 21 punktów przy 66-procentowej skuteczności w ataku (19/29), zaserwował jednego asa i postawił szczelny blok. Był praktycznie nie do zatrzymania w premierowej odsłonie, kończąc 7 na 8 prób w ofensywie. Imponował nie tylko efektywnością, ale i widowiskowością w swoich zagraniach.

W drugiej części lubinianie mieli w górze setbola. Nie wykorzystali go i to był punkt zwrotny meczu. - Drugi set był wyrównany, na dobrym poziomie, i nie ma co się oszukiwać, że akurat w tym przypadku jedna piłka zadecydowała o wyniku - nie ukrywał przyjmujący. - W pozostałych partiach mieliśmy straty na samym początku i później musieliśmy nadrabiać. Szkoda mi tego czwartego seta, bo chociaż patrząc na wynik przewaga była wyraźna, to wydaje mi się, że było blisko - kontynuował.

Wychowanek Czarnych po raz kolejny mógł się zaprezentować w Hali MOSiR-u jako zawodnik przyjezdnej drużyny. Za każdym razem powtarza, że spotkania rozgrywane w Radomiu mają dla niego szczególne znaczenie. - Zawsze serducho bije mocniej. W normalnych warunkach na trybunach byłaby rodzina, byliby znajomi. Wiem, że ten mecz oglądali, tylko w innej formie - poinformował.

- Nie powiem, że wychowałem się w tej hali, bo grupy młodzieżowe Czarnych trenowały gdzie indziej, ale zawsze będę miło wspominał ten obiekt. Te mecze są dla mnie szczególne, ale oprócz tego, że grałem "u siebie", to była to dla nas ósma porażka. To nie jest żaden powód do zadowolenia, pomimo dobrej gry indywidualnej. Ktoś powie po meczu: "Zagraliście bardzo dobry mecz", ale patrząc w tabelę, wciąż mamy jeden punkt - zakończył rozgoryczony Ferens.

Czytaj również:
>> PlusLiga. Kreatywny trening GKS-u Katowice. Trener przygotował niezwykłe zajęcia [WIDEO]
>> Liga Narodów wraca do Trójmiasta. Gdańsk gospodarzem jednego z turniejów

Komentarze (0)