Chaos, a zarazem spokój, gra w ciszy i życie z dnia na dzień. Siatkówka w Szwecji żyje i ma się dobrze

- Szwedzka liga jest o tyle ciekawa, że co roku pojawia się duży bałagan z powodu zmiany systemu rozgrywek. Szwedzi są bardzo słowni, niezależnie od wykonywanej czynności, więc nie trzeba martwić się o wynagrodzenie - powiedział nam Maciej Madej.

Patryk Głowacki
Patryk Głowacki
mecz zespołu Halmstad VBK Materiały prasowe / Halmstad VBK / Na zdjęciu: mecz zespołu Halmstad VBK
Gdyby w Polsce zapytano o szwedzką siatkówkę, najpewniej niewielu byłoby w stanie powiedzieć o niej cokolwiek. Nie ma w tym nic dziwnego, gdyż Szwecja to kraj egzotyczny, jeśli chodzi o tę dyscyplinę sportu. W cieniu wielkich zmagań Skandynawowie toczą jednak swoje boje i, jak się okazuje, są to barwniejsze zmagania, niż niektórym może się wydawać.

W cieniu innych sportów

Nie każdy kraj może spodziewać się popularności siatkówki porównywalnej z Polską czy Włochami. Szwecja zdecydowanie zalicza się do ośrodków, gdzie inne dyscypliny zgarniają zdecydowanie większy kawałek finansowego i medialnego tortu. Siatkarzom pozostaje zatem działać bez rozgłosu.

- O siatkówce szwedzkiej mówi się mało. Nie bierze się to znikąd, gdyż obecnie poza Marcusem Nilssonem nawet w Polsce trudno wymienić innego Szweda. Zawodnicy z tego kraju rzadko grają profesjonalnie, częściej łącząc sport z inną pracą - powiedział nam Maciej Madej, grający na co dzień w Hylme/Halmstad VBK. 26-latek to wychowanek Jastrzębskiego Węgla, który do VBK dołączył przed tym sezonem. Wcześniej rozgrywający miał okazję grać m.in. w Niemczech, Bułgarii, Austrii oraz na Cyprze.

ZOBACZ WIDEO: Skoki narciarskie. Kto po Stochu, Kubackim i Żyle? "Potrzebujemy skoczków, których nazwisk jeszcze nie znamy"

- Samo zainteresowanie siatkówką i idąca za nią rozpoznawalność jest podzielona na regiony. W mniejszych miejscowościach siatkarz ma szansę na swego rodzaju rozpoznawalność. Gdy jednak spojrzymy na Sztokholm, gdzie w regionie znajdują się trzy kluby, to zawodnicy są normalnymi obywatelami - dodał Madej.

Co ciekawe dużo więcej zainteresowania budzi plażowa odmiana sportu. - W kraju można spotkać mnóstwo boisk do plażówki. Rośnie tu zresztą duet, jaki w przyszłości ma szansę na wejście do ścisłej czołówki Starego Kontynentu i nie tylko - stwierdził rozgrywający.

Przaśna liga, ale można z niej coś wyciągnąć

Mimo braku renomy zmagania ligowe oczywiście w kraju występują. Obecnie najwyższa klasa rozgrywkowa liczy sobie jedenaście zespołów. Drużyna Polaka bije się o wysokie cele, znajdując się na trzeciej pozycji. Plany są jednak jasne - wygrać, co tylko się da.

- Liga jest półprofesjonalna, więc nie można oczekiwać tu wielkiego poziomu. Mimo tego kluby pozyskują zagranicznych zawodników, choć tu należy uważać na limity. Europejskie puchary drużynom są odległe, co ma związek z finansami. Nawet w najlepszych klubach sprawa zarobków tylko z siatkówki to kwestia niejednoznaczna. Raczej jednak większość łączy grę z inną pracą. Inaczej sprawa ma się z cudzoziemcami i tu nie ma na co narzekać - opowiedział Madej.

Co ciekawe Szwedzi dobrze radzą sobie z pandemią koronawirusa. Na ten moment nie zanosi się, by siatkówka ucierpiała na światowej sytuacji. To o tyle ważne, że w krajach dużo mocniej stawiających na dyscyplinę głosy nie są tak optymistyczne. - Nie zanosi się na pogorszenie sytuacji, gdyż w ruch nie idą tu wielkie pieniądze. Kluby mają zazwyczaj małych, ale pewnych sponsorów. Federacja z kolei nie zamierza planować i rozważać hipotetycznych sytuacji, tylko mierzy się z problemem, gdy ten się pojawi - stwierdził siatkarz.

Choć zabrzmi to paradoksalnie, duży plus rozgrywek stanowi przaśność i chaos, jaki wywołują osoby odpowiedzialne za mistrzostwa kraju. - Szwedzka liga jest o tyle ciekawa, że co roku pojawia się duży bałagan z powodu zmiany systemu rozgrywek. Gramy już rundę rewanżową, lecz gdyby ktoś zapytał mnie o wygląd fazy play-off, to nie udzieliłbym odpowiedzi, ponieważ trudno zrozumieć jej format. Żyje się tu z tygodnia na tydzień - ocenił rozgrywający.

Szwecja może być jednak dobrą przystanią pod względem finansowym. - Szwedzi są bardzo słowni, niezależnie od wykonywanej czynności, więc nie trzeba martwić się o wynagrodzenie, a to ważne w obecnych czasach. Mimo pandemii siatkarze nie musieli obawiać się o swój byt, a sezon nie był zagrożony. To z kolei budzi większy spokój na kilku płaszczyznach. - stwierdził 25-latek.

Całokształt sprawia, że wbrew pozorom skandynawski kraj stanowi szansę dla młodych polskich siatkarzy lub takich, którzy w Polsce nie są w stanie przebić się przez poziom pozwalający na spokojną egzystencję. - Da się stąd wiele wynieść. Dla chłopaków grających w kraju w pierwszej lub drugiej lidze Szwecja jest dobrym wyborem. Można zostać tu docenionym, przeżyć fajną przygodę i zarobić uczciwe pieniądze, przy dalszej możliwości siatkarskiego rozwoju. Tym bardziej że status Polaka potrafi pomóc w zdobyciu kontraktu za granicą - powiedział Madej.

Wielka, cicha gwiazda

Ikoną szwedzkiej siatkówki jest niewątpliwie Marcus Nilsson. Doświadczony atakujący w przeszłości miał okazję grać w najlepszych ligach świata, jak choćby włoskiej, rosyjskiej i polskiej. W barwach Lokomotiwu Nowosybirsk atakujący osiągnął Ligę Mistrzów, zostając przy tym najlepszym zawodnikiem finałowej fazy rozgrywek. W Polsce reprezentował on z kolei barwy Farta Kielce.

Wydaje się, że tak utytułowany zawodnik powinien mieć "u siebie" status gwiazdy, lecz pod względem popularności sprawa nie wygląda tak kolorowo. - W środowisku siatkarskim Marcus to oczywiście legenda. Nawet "w branży" znajdzie się  jednak wiele osób, które nie potrafią w pełni zrozumieć wagi jego sukcesów. Myślę, że w Polsce Nilsson jest bardziej doceniany, niż tutaj - ocenił rozgrywający.

Obecnie Madej ma okazję pracować z Nilssonem. Polski siatkarz przyznaje, że wspólne treningi są szczególnym doświadczeniem. - Nie można o nim powiedzieć, jak o kolejnym, nieco bardziej doświadczonym koledze z drużyny. Niesamowite jest jego podejście i profesjonalizm na treningach. Atakujący sam wspomina, iż gra już tylko dla przyjemności. Często w trudnych sytuacjach emanuje wielkim spokojem. Nic tylko go słuchać i wyciągać z tego lekcje - powiedział 25-latek.

Najsłynniejszy Szwed "w branży" wciąż ma umiejętności na duże granie. Wiedzą o tym również rywale VBK. - Przed meczami przeciwnicy różnymi kanałami próbują się dowiedzieć, czy Marcus przyjedzie na mecz. Panuje świadomość, że to gracz przerastający zmagania. Na szczęście dla niektórych nie jeździ on na wszystkie spotkania, skupiając się już na swoim życiu m.in. na studiach medycznych - stwierdził nasz rozmówca.

Są perspektywy na progres?

Na dziś obraz szwedzkiej siatkówki daje do zrozumienia, iż w kraju jest to głównie sport dla koneserów, aniżeli poważana dyscyplina. Czy pojawia się jednak szansa, by w nadchodzących latach dyscyplina zrobiła skok jakościowy, a Szwedzi bardziej zaznaczyli swą obecność na mapie Europy?

- Przy całym szacunku do ludzi, których poznałem, to widać, że jest im wygodnie tak, jak jest. Podejście można określić następująco: jeśli coś działa, to nie należy tego zmieniać, gdyż lepsze jest wrogiem dobrego. Trudno zatem oczekiwać progresu, ale nie zapowiada się także regres. Kluczową kwestię stanowi utrzymanie obecnego stanu rzeczy - jasno zadeklarował rozgrywający.

Możliwe, iż większy "boom" mógłby przynieść sukces drużyny narodowej. Jak w tej materii wygląda sytuacja Szwecji? - U mężczyzn jeszcze długo nie wydarzy się wiele. Jeśli chodzi o kobiety, to widać wzrost mocnej drużyny, mogąca w przyszłości odgrywać dużą rolę w Europie. Jest tu bowiem dobra generacja wysokich i silnych zawodniczek - powiedział Madej.

Czytaj także:
PlusLiga. Media: ZAKSA szykuje duży transfer. To były zawodnik Asseco Resovii
Siatkówka. Transfery. Były reprezentant Polski będzie występował w II lidze

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×