Ćwierćfinałowy mecz Pucharu Polski kobiet, pomiędzy E.Leclerc Moya Radomką Radom a #VolleyWrocław, niespodziewanie dostarczył niesamowitych emocji. Przez długi fragment spotkania "pachniało niespodzianką", ponieważ skazywane na pożarcie przyjezdne prowadziły już 2:0.
O włos od spełnienia marzeń
- Jestem bardzo dumny z dziewczyn, bo wykonały bardzo dobrą robotę. Myślę, że mimo wszystko Radomka potraktowała nas trochę niepoważnie, wychodząc bez swojej liderki, czyli Kasi Skorupy. Może byli aż tak pewni swego, ponieważ są liderem w naszej lidze, i tak zdecydowali, ale na boisku nie było tego widać - zwrócił uwagę Dawid Murek, trener drużyny z Dolnego Śląska.
Mimo iż dwa kolejne sety padły łupem gospodarzy, to goście potrafili wykrzesać z siebie energię na tie-breaka. Wygrywali w nim 14:10, jednak nie zdołali przechylić szali zwycięstwa na swoją stronę. - Przyjechaliśmy tutaj walczyć i zabrakło bardzo niewiele, żebyśmy znaleźli się w najlepszej "czwórce" Pucharu Polski - podkreślił były reprezentant Polski.
ZOBACZ WIDEO: Liga Mistrzyń. Malwina Smarzek: Nauczyłam się, że nie mogę się samobiczować
Bardzo gorąca i nerwowa atmosfera po ostatnim gwizdku
Dwa ostatnie punkty zostały przyznane Radomce po nieczystym odbiciu rywali oraz błędzie ustawienia, co wywołało wiele nerwowości i oburzenia ze strony przyjezdnych. Długo z takimi decyzjami nie mógł pogodzić się Murek, który tuż po ostatnim gwizdku wdał się w potyczkę słowną z dyrektorem klubu z Radomia, Łukaszem Krukiem. -Trochę niepotrzebne nerwy, które takiemu meczowi, o stawkę, muszą towarzyszyć - skomentował szkoleniowiec #VolleyWrocław. - Ja tak reaguję na każdym meczu, nie zmienię się, nie stanę nagle w miejscu i nie będę udawał, że nic się nie dzieje na boisku - kontynuował.
- Szkoda trochę, że sędziowie się włączyli, niepotrzebnie, bo błąd w końcówce był, to nie ulega wątpliwości, ale szkoda zabierać to dziewczynom, ponieważ zostawiły dużo serducha na boisku. Okej, Radomka wygrała, ale czy do końca zrobiła wszystko, żeby ten mecz wygrać w ten sposób? Wydaje mi się, że jednak to my go bardziej przegraliśmy, w głowach, bo było 14:10 w tie-breaku i nie powinniśmy tego przegrać - zaznaczył Murek.
- To są emocje, zdaję sobie z tego sprawę, sam kiedyś grałem w siatkówkę i wiem, że ciężko się podnieść w takich momentach, dlatego tym bardziej szkoda, że nie poszliśmy z duchem gry i nie pozwoliliśmy grać dziewczynom. Podejrzewam, że ten mecz jeszcze trochę by trwał - nie mógł odżałować trener gości.
Szalejący przy linii bocznej Murek "wkręca się" w pracę z siatkarkami
Były świetny siatkarz wielokrotnie występował w Hali MOSiR-u w Radomiu. Ponosił porażki, ale i wygrywał. W środowy wieczór po raz pierwszy stawił się w tym obiekcie w roli pierwszego szkoleniowca. - Powiedziałbym, że ta hala byłaby dla mnie bardzo szczęśliwa, gdybyśmy wyjechali stąd ze zwycięstwem. Przyjechaliśmy po marzenia. Tak naprawdę Radomka musiała wygrać ten mecz, a my mogliśmy zrobić coś wielkiego - stwierdził.
Murek pełni funkcję głównego trenera zespołu ze stolicy Dolnego Śląska od półtora miesiąca. - Na pewno jest to inny świat niż męska siatkówka i każdy zdaje sobie z tego sprawę. "Wkręcam się" pomału, podoba mi się to coraz bardziej - odpowiedział, zapytany o pierwsze wrażenia z pracy z siatkarkami. - Cieszę się, współpraca układa nam się bardzo dobrze, mam nadzieję, że dziewczyny fajnie mnie odbierają. Atmosferę mamy super, oby tak dalej - zakończył.
Czytaj także:
>> PlusLiga. Jastrzębski Węgiel niemal w komplecie. Siedem osób zakończyło kwarantannę
>> PlusLiga: zwycięski powrót liderów. Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle rządziła na boisku