PlusLiga. Grupa Azoty ZAKSA nie odpuściła u siebie PGE Skrze. "Kibiców nie ma, ale swoje hale dają trochę przewagi"

WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Kamil Semeniuk
WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Kamil Semeniuk

Grupa Azoty ZAKSA u siebie nie dała za wygraną. Choć w Bełchatowie przegrała, w trzecim półfinale ograła PGE Skrę 3:0, awansując do finału. - Mimo, że kibiców nie ma, swoje hale dają trochę przewagi - mówił po spotkaniu Kamil Semeniuk.

[tag=1808]

Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle[/tag] w 94 minuty rozprawiła się z PGE Skrą Bełchatów w decydującym meczu półfinałowym krajowych mistrzostw. Trzecia potyczka obu drużyn znacznie różniła się od drugiej, choć ponownie obrońcy tytułu grali bez kluczowej postaci w defensywie, Pawła Zatorskiego. Lepiej prezentowali się na linii blok-obrona i znacznie górowali nad rywalem w grze na wysokiej piłce. Wygrali 3:0 i po raz piąty z rzędu zameldowali się w wielkim finale.

- Na pewno siedziała nam w głowie ta sytuacja z Pawłem Zatorskim, że na chwile obecną nie jest do dyspozycji. Musieliśmy się trochę do tego przyzwyczaić - mówił o przegranym 1:3 meczu w Bełchatowie przyjmujący Grupy Azoty ZAKSA Kamil Semeniuk. - Praktycznie przez cały sezon przyjmowaliśmy zagrywki w jednej trójce i funkcjonowaliśmy w przyjęciu. Też wydaje mi się, że wszyscy byli przyzwyczajeni do obecności Pawła i na początku musieliśmy się przyzwyczajać, że jego nie ma. Aczkolwiek wydaje mi się, że Adrian Staszewski spisał się w 100 proc. Po spotkaniu w Bełchatowie wiedzieliśmy "z czym to się je" i na trzeci mecz wyszliśmy po prostu jak na kolejne ligowe spotkanie z Adrianem na libero. Byliśmy przygotowani na to jak to będzie wyglądać. Cieszymy się, że wygraliśmy i zagramy w finale.

Bez Zatorskiego w składzie bełchatowianie serwując celowali w Aleksandra Śliwkę, a Semeniuk był ostatnią ich opcją. Słuszność tej taktyki potwierdzają statystki. 24-latek na przestrzeni trzech setów 12 razy mierzył się z zagrywką przeciwników i zaprezentował 67 proc. poprawności przyjęcia. Wspomniany wcześniej zmiennik reprezentacyjnego libero Adrian Staszewski również zawody może zaliczyć do udanych, przyjmował na 44 proc., a trzeci Śliwka na 50 proc.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: wakacje gwiazdy reprezentacji Polski. Widoki zapierają dech w piersiach

Jednak im dłużej trwał mecz, tym mniejsze znaczenie zaczęło mieć przyjęcie w punkt. Z piłki na piłkę lepiej prezentował się Łukasz Kaczmarek, który słabo wszedł w mecz, a bełchatowianie zaczęli pogrążać się błędami własnymi. Dodatkowo z ich szeregów w trzecim secie wypadł Taylor Sander przez kontuzję, który może nie grał głównej roli w meczu, ale stanowił duże zagrożenie.

- Mimo że kibiców w halach nie ma, swoje hale dają troszeczkę przewagi. Nie wiadomo, jakby potoczył się trzeci set, gdyby nie nieszczęsna kontuzja Taylora Sandera. Sytuacja była jaka była, staraliśmy się nie myśleć, co się zdarzyło, tylko kontynuować swoją grę. Mimo to w głowie trochę byliśmy już przy końcu meczu, trzeci set trochę nam falował. Na szczęście wytrzymaliśmy to do końca i wygraliśmy - wyznał Semeniuk.

W wielkim tegorocznym finale kędzierzynianie zmierzą się z Jastrzębskim Węglem. Pierwszy mecz już w najbliższą środę o godzinie 20:30. Atut własnego boiska znów będzie po stronie mistrzów Polski.

Czytaj także:
-> Tauron Liga: Set, który odwrócił losy całego spotkania. Pierwszy krok E.Leclerc Moya Radomki ku medalowi
-> Tauron Liga. Jelena Blagojević odwraca presję po zwycięstwie. "To Chemik jest mistrzem"

Komentarze (0)