[b]
Grzegorz Wojnarowski, WP SporoweFakty: Przez cały sezon przegrywaliście z ZAKSĄ, a teraz w finale pokonaliście ją na jej boisku. Jak doszło do tego przełomu?[/b]
Jurij Gładyr, kapitan Jastrzębskiego Węgla, finalisty rozgrywek PlusLigi w sezonie 2020/2021: Poza pierwszym setem graliśmy dobrze, pokazaliśmy dużą wolę walki. Z kolei ZAKSA nie zagrała tak, jak wszystkich w Polsce do tego przyzwyczaiła. Wydaje mi się, że wypadkowa tych rzeczy dała nam zwycięstwo 3:1.
Co z twojej perspektywy sprawiło, że pierwszy mecz finału miał tak różne oblicza: Najpierw dominacja ZAKSY, potem zażarta walka, a w dwóch ostatnich setach już wy dyktowaliście warunki.
Zacznę od tego, że moim zdaniem dominacja ZAKSY w pierwszym secie, którego przegraliśmy do 15, wynikała przede wszystkim z dużej nerwowości w naszym zespole. Dla wielu moich kolegów to był pierwszy w karierze mecz o taką stawkę, o mistrzostwo Polski. Byli nie do poznania. Na przykład Tomek Fornal, który moim zdaniem w elemencie przyjęcia jest wybitnym graczem, dogrywał na czwarty metr dość łatwe serwisy Bena Toniuttiego. Grał jak sparaliżowany. Nie mogliśmy poradzić sobie z nerwami, przez to popełnialiśmy dużo błędów. Potem wystudziliśmy głowy i jakoś to poszło. Od początku drugiej partii na boisku był zupełnie inny zespół.
ZOBACZ WIDEO: Szef misji olimpijskiej Tokio 2020 o szczepieniach dla sportowców. "To ma dodać im pewności w przygotowaniach"
Nie wiem, czy "wystudziliśmy głowy" to dobre określenie tego, co się stało. Z tego co mówił komentujący mecz dla Polsatu Sport Tomasz Swędrowski, przed drugim setem zrobiłeś swojemu zespołowi awanturę.
Tak było. Uznałem, że muszę zareagować. Zrobić coś, żeby pobudzić zespół do walki. Rozmawialiśmy przed meczem, że chociaż wiemy, jak mocna jest ZAKSA, że w Pluslidze w tym sezonie wszystkich miażdży, ale nie możemy wyjść na boisko i patrzeć, jak pięknie grają nasi rywale. Musimy chcieć rozszarpać ich na kawałki. Moim zdaniem tylko tak można z nimi wygrać. Wywierać na nich dużą presję. To świetni zawodnicy, świetny kolektyw, który trudno rozbić. Przekonaliśmy się o tym nie tylko my, ale i najwięksi europejscy potentaci. Ale przecież w ZAKSIE nie grają roboty, tylko ludzie. I tak jak wszyscy, pod presją mogą pęknąć.
Kiedy grasz o złoty medal PlusLigi, nie możesz wyglądać jak mięczak, iść jak baran na rzeź. Nie akceptuję tego. Po pierwszym secie musiałem przypomnieć chłopakom o tym, co sobie mówiliśmy. I to była dobra decyzja, bo od drugiej partii nasz zespół wyglądał na boisku zupełnie inaczej.
Zdradzisz, co powiedziałeś kolegom?
Lepiej nie będę tego powtarzał. Powiem za to, że sędziowie usłyszeli ode mnie kilka cierpkich słów. Zdenerwowałem się, bo kiedy Mohammed Al Hachdadi przepchnął piłkę obok bloku, od razu odgwizdali mu piłkę rzuconą. A kiwek Aleksandra Śliwki nie odgwizdują. Oczywiście, one są piękne, ale wielu się ze mną zgodzi, że to co on robi nie ma nic wspólnego z siatkówką. Cały sezon gra w piłkę ręczną. Czasem trzyma piłkę w rękach półtorej sekundy, kiwając zmienia tor jej lotu i przez cały sezon nikt mu tego nie gwiżdże. A nam zdarzyło się jedno takie zagranie i od razu zostało uznane za błąd. Powiedziałem sędziom, że nie mogą tak robić. Albo puszczamy tego rodzaju kiwki wszystkim, albo nikomu. Nie tylko Śliwce, bo ładnie to wygląda.
Jesteś zawodnikiem, który w czasie meczu lubi podgrzać emocje, podnieść temperaturę meczu?
W zespole zawsze musi być ktoś taki. Gdybym nie zareagował, mecz mógłby potoczyć się inaczej, przegralibyśmy kolejne sety i ZAKSA spakowałaby nas do domu z wynikiem 0:3. A przecież to nie był mecz fazy zasadniczej, tylko finał. I to finał na skróconym dystansie, bo w tym roku gramy do dwóch zwycięstw. Jeśli stracisz jedną okazję, w drugim spotkaniu masz nóż na gardle i wielką presję. Jak coś ci nie wyjdzie, żegnaj mistrzostwo Polski.
Kuba Popiwczak mówił przed walką o złoto, że jego zdaniem w kontekście finału Jastrzębskiego Węgla nie traktuje się do końca poważnie. Też odniosłeś takie wrażenie?
Tak. Wszyscy w Polsce zachwycają się ZAKSĄ, mówią o tym, jak wspaniale gra ta ekipa, jakim jest monolitem. Przed pierwszym meczem o złoto wielu ludzi nie dawało nam szans na wygranie tej rywalizacji. Stawiali na nas chyba tylko nasi kibice. Nas to jednak nie obchodzi. Wiemy, na co nas stać.
Drugi mecz finału, który może zakończyć rywalizację, zagracie u siebie. Czy w dobie pandemii, kiedy nie ma kibiców na trybunach, własna hala jest jakimś atutem?
Nie wtedy, kiedy grasz o mistrzostwo Polski. Jedyne, co ma jakieś znaczenie, to lepsza znajomość obiektu. Nie jest to wielka przewaga, bo zawodnicy PlusLigi całkiem nieźle znają wszystkie ligowe hale, jednak w tej swojej, w której trenujesz na co dzień, którą znasz na wylot, czujesz się najbardziej komfortowo. O przewadze własnego boiska stanowią przede wszystkim kibice. A czasy mamy takie, że musimy grać przy pustych trybunach.
Zacytuję innego twojego kolegę, Tomasza Fornala: ZAKSA musi wygrać ten finał, my tylko możemy. Wydaje mi się jednak, że trudno zachować takie podejście, jeśli do złota brakuje tylko jednego zwycięstwa.
Zgadza się. W tym, co powiedział Tomek, jest trochę prawdy, ale ja nie lubię stawiania sprawy w ten sposób. Przecież to nie jest tak, że Sebastian Świderski wchodzi do szatni ZAKSY i mówi: Musicie to wygrać. Oni mają szansę na tytuł i my ją mamy. Chcę zdobyć złoto tak samo, jak każdy siatkarz z Kędzierzyna-Koźla.
Jakiego meczu spodziewasz się w niedzielę?
ZAKSA przyjedzie do nas mocno podrażniona. Będzie chciała za wszelką cenę udowodnić, że porażka z nami była wypadkiem przy pracy i przedłużyć walkę o złoto do trzech spotkań. Z kolei my zrobimy wszystko, co w naszej mocy, żeby już w niedzielę odebrać trofeum za mistrzostwo Polski i ucieszyć naszą śląską siatkarską społeczność, która czeka na taki sukces od wielu lat.
Mistrzostwo Polski dla was, dla ZAKSY triumf w Lidze Mistrzów. Podoba ci się taki układ?
Biorę go w ciemno! Z wielką przyjemnością będę kibicował chłopakom z ZAKSY w finale przeciwko Trentino ze złotym medalem PlusLigi na szyi. Do tego jednak jeszcze długa droga. Teraz wszyscy koncentrujemy się na mistrzostwie. Na Ligę Mistrzów będzie czas po finałach. Wiadomo, że 1 maja cała Polska będzie kibicować drużynie Nikoli Grbicia. Jej sukces będzie potwierdzeniem siły naszej ligi.
Grasz w Polsce od 13 lat, z dwuletnią przerwą na występy w Turcji i we Włoszech. Masz polskie obywatelstwo, świetnie mówisz po polsku. Możesz powiedzieć, że tu jest twój dom?
Oczywiście, że mogę. Po zakończeniu kariery chcemy zostać z rodziną w Polsce, tu planujemy swoje życie. Każdego roku wracamy na Ukrainę, w rodzinne strony. Tam mieszkają nasi bliscy, przyjaciele. Zawsze wracamy z przyjemnością, ale perspektyw dla siebie tam nie widzimy. A w Polsce czujemy się świetnie. Jak w domu.
Czytaj także:
Vital Heynen komentuje zwolnienie z Perugii. Wiemy, jak trener kadry Polski pożegnał się z zawodnikami
Sam Deroo potwierdził swój powrót do Polski. Wraca z trzema trofeami