Wybory w PZPS. Ryszard Czarnecki chciałby, żeby kibice przestali na niego gwizdać

WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: Ryszard Czarnecki
WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: Ryszard Czarnecki

- Dalej ciężko pracować - tak Ryszard Czarnecki, jeden z faworytów wyborów na prezesa PZPS, zamierza sprawić, że na meczach kadry Polski kibice przestaną witać go głośnymi gwizdami. - Dzięki rzetelnej pracy szersze uznanie w końcu się pojawi - uważa.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Dlaczego to właśnie pan powinien zostać prezesem PZPS?[/b]

Ryszard Czarnecki, eurodeputowany Prawa i Sprawiedliwości, kandydat na prezesa Polskiego Związku Piłki Siatkowej: Już od wielu miesięcy takie jest stanowisko bardzo znaczącej liczby polskich trenerów, sędziów, byłych zawodniczek i zawodników, działaczy. Oni namówili mnie do kandydowania, ponieważ uważają, że będę jeszcze bardziej skuteczny, gdy chodzi o zapewnianie wsparcia rządu, w tym resortu odpowiedzialnego za sport oraz pozyskiwanie dla polskiej siatkówki środków finansowych, zarówno z firm państwowych jak i prywatnych. Myślę też, że szereg ludzi liczy na to, że w jeszcze większym stopniu niż dotąd będę walczył o kluby młodzieżowe i małe kluby z mniejszych miejscowości, które niestety w jakiejś mierze znikają z mapy Polski.

Mówi pan o tym, co sądzą o panu inni. A pańskim zdaniem, jakie są pana największe atuty?

Przekonali mnie tymi argumentami. Ich ocena tego, co robiłem przez ostatnie cztery lata, jest racjonalna. W moim przekonaniu praktyką, a nie obietnicami, udowodniłem, co mogę dla środowiska zrobić. Jako prezes PZPS mógłbym działać jeszcze efektywniej. Jednak bez namów, sugestii i zachęty ze strony innych osób, które bardzo dobrze oceniają moje działania, nigdy bym nie wystartował.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Bramkarz popełnił błąd. Padł super gol

Czym przewyższa pan swojego głównego kontrkandydata, Sebastiana Świderskiego?

Sebastian był znakomitym siatkarzem, chętnie będę z nim współpracował jako prezes. Myślę jednak, że to przede wszystkim ja będę mógł zbudować solidne finansowe fundamenty polskiej siatkówki, pozyskać dodatkowych sponsorów, a także doinwestować sport szkolny, młodzieżowy i w mniejszych miejscowościach.

Przewagę nad Świderskim daje panu pańska pozycja polityczna?

Nie. Raczej praktyka ostatnich lat. On jest prezesem utytułowanego klubu, ja wspieram siatkówkę na szczeblu centralnym oraz kluby lig profesjonalnych i niższych. Wydaje mi się, że są to doświadczenia komplementarne, dlatego chętnie widziałbym Sebastiana w zespole. Cieszę się, że mam poparcie dwóch innych kandydatów na prezesa PZPS: Konrada Piechockiego oraz Witolda Romana.

Jaki jest pana program, plan dla polskiej siatkówki na najbliższe lata?

Trzeba zacząć od wyboru trenerów kadry męskiej i żeńskiej. Czas nagli, bo już w przyszłym roku mamy mistrzostwa świata kobiet w Polsce, a mężczyźni w Rosji bronią tytułu mistrza świata. Procedury konkursowe trzeba wprowadzić już na stałe, żeby cała rodzina siatkarska wiedziała w oparciu o jakie reguły wybieramy selekcjonerów. Rozważę też współpracę drużyn narodowych z psychologami sportowymi. Skoro korzystają z tego inne dyscypliny, my również powinniśmy być na to otwarci. Chciałbym zwiększyć liczbę Siatkarskich Ośrodków Szkolnych i bardzo mocno postawić na wojewódzkie związki piłki siatkowej, ponieważ to one mogą w dużym stopniu przyczynić się do ratowania mniejszych klubów. Chciałbym też przywrócić mecze towarzyskie polskiej reprezentacji w różnych miastach w kraju. Takie spotkania byłyby zastrzykiem finansowym dla lokalnych ośrodków.

Mianowanie pana pełnomocnikiem do spraw sportu tuż przed wyborami wygląda jak działanie celowe. Jakby pański obóz polityczny chciał wzmocnić pańską pozycję.

To nie jest manewr wyborczy, ponieważ o powierzeniu mi takiej funkcji była mowa jeszcze przed igrzyskami w Tokio. Funkcję będę sprawował niezależnie od wyniku wyborów na prezesa PZPS. Nie ma jednak co ukrywać, że moja nowa funkcja zwiększa moją pozycję i siłę przekonywania w środowisku innym niż siatkarskie. I może być wykorzystana dla dobra siatkówki.

Co ma pan robić jako taki pełnomocnik?

Przede wszystkim koordynować działania ludzi zaangażowanych w sport w formacji rządzącej, zarówno na szczeblu parlamentarnym i rządowym, jak i lokalnym. Poza tym przedstawiać analizy i propozycje zwiększenia siły polskiego sportu, które sprawią, że poprawimy swoją pozycję w klasyfikacji medalowej na igrzyskach olimpijskich. Przed nami dyskusja, czy powinniśmy czerpać z modelu węgierskiego, brytyjskiego czy niemieckiego, czy może szukać własnych rozwiązań. Od razu zaznaczę, że jestem przeciwnikiem zabierania pieniędzy komukolwiek. Trzeba natomiast przemyśleć zwiększenie środków finansowych dla niektórych związków. Tak, żebyśmy w Paryżu byli w klasyfikacji medalowej na wyższym miejscu, niż 17.

Da się pogodzić stanowiska pełnomocnika do spraw sportu i prezesa PZPS? Wiadomo, że każdy związek chce wziąć dla siebie jak najwięcej z budżetu ministerstwa. Jeśli siatkówka będzie dostawać więcej niż inni, pojawią się głosy, że ją pan faworyzuje. Jeśli nie, będzie się mówiło, że nie walczy pan jak należy o dobro swojej federacji.

Dziękuję za troskę, ale nie obawiam się utyskiwania osób trzecich. Rola pełnomocnika do spraw sportu moim zdaniem wzmacnia pozycję siatkówki w środowiskach sportowych. Nie uważam, żebyśmy mieli tu do czynienia z alternatywą: "albo to albo to". Raczej z koniunkcją "i to i to". Mogę robić dobre rzeczy w obu tych rolach, a nie albo w jednej, albo w drugiej.

Mówił pan o budowaniu piramidy, jednak sam jej pan nie zbuduje. Stąd moje pytanie: jakie są pańskie relacje na przykład z ministrem Piotrem Glińskim?

Bardzo dobre od lat. Jestem wdzięczny panu premierowi Glińskiemu, że niespodziewanie, bo dowiedziałem się o tym dopiero podczas uroczystości na Zamku Królewskim w Warszawie, wręczył mi prestiżowy medal "Za zasługi dla sportu". To bardzo miłe, choć nie zabiegałem o taki rodzaj uznania. Oczywiście prezes PZPS musi mieć przynajmniej dobre relacje z Ministerstwem Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu albo z samodzielnym Ministerstwem Sportu, jeżeli takowe powstanie.

Zapytam jeszcze o relacje z osobą odpowiedzialną za absolutną podstawę wspomnianej przez pana piramidy, czyli z ministrem edukacji Przemysławem Czarnkiem.

Mam nadzieję, że przekonam go do zwiększenia liczby godzin wychowania fizycznego w szkołach.

Podtrzymuje pan, że w razie zwycięstwa w wyborach w PZPS wycofa się pan z polityki?

Podtrzymuję.

Jak mamy rozumieć to wycofanie się? Chyba nie złoży pan mandatu europosła?

Wycofam się z polityki krajowej, a więc przestanę brać udział w bieżących politycznych sporach, polemikach, nie będę komentował tego, co dzieje się na linii rząd - opozycja. Mandat europosła zachowam, ponieważ dotyczy on polityki międzynarodowej, a ponadto jest on pomocny w kontaktach PZPS-u z Europejską Konfederacją Siatkówki CEV.

Jak bardzo jest pan pewny wygranej na kilka dni przed wyborami.

Wierzę w zwycięstwo. Uważam, że jest możliwe. Ale przyjmę z pokorą każdy werdykt koleżanek i kolegów delegatów.

Gdyby to były wybory powszechne, na wygraną raczej nie miałby pan szans.

Kilka dni temu ważna w polskiej siatkówce osoba powiedziała mi, że gdyby w PZPS wybory były takie, jak w Polskim Związku Piłki Nożnej, czyli głosowaliby przedstawiciele klubów, na pewno to ja bym wygrał. Jest jednak inaczej, a wyborów powszechnych też nie ma. Zdecydują delegaci.

Zastanawia się pan nad tym, co musiałby pan zrobić, żeby w czasie meczów siatkarskiej reprezentacji Polski po wyczytaniu pańskiego nazwiska nie rozlegały się głośne gwizdy?

Dalej ciężko pracować. Myślę, że kibice docenią moja pracę. W ciągu czterech lat na kilku meczach pojawiły się gwizdy, obok oklasków, ale też na wielu spotkaniach ligowych czy w kategoriach młodzieżowych spotykałem się z wyrazami sympatii i podziękowaniami za to, co robię. Ważne, żeby rzetelnie pracować dla polskiej siatkówki, a szersze uznanie prędzej czy później się pojawi.

Czytaj także:
Zaskakujący kurs na Czarneckiego przed wyborami
Andrzej Grzyb przed wyborami w PZPS: Czarnecki prezesem teraz, Świderski w kolejnej kadencji [OPINIA]

Źródło artykułu: