Taylor Sander był bohaterem hitu transferowego w sezonie 2020/21. Amerykanin miał w Bełchatowie wrócić do pełni zdrowia, a następnie wspomóc drużynę w walce o ligowe trofea. Dostał kredyt zaufania, zadebiutował na dobre w grudniu.
W czerwcu wydawało się, że siatkarz zostanie w PGE Skrze. Kiedy wyjeżdżał z Polski mówił, że miał inną propozycję, ale "nie spłacił długu w PGE Skrze", dlatego postanowił zostać.
Po igrzyskach jednak nie wrócił do klubu, a do tego nikt nie był w stanie się z nim skontaktować, nawet jego menadżer. PGE Skra Bełchatów w końcu na kilka dni przed startem sezonu poinformowała, że wstępuje na drogę prawną, a Sander nie będzie zawodnikiem klubu w nadchodzącym sezonie.
ZOBACZ WIDEO: To jedna z najpiękniejszych WAGs świata. Tym wideo podbija internet
- Na podstawie zapisów umowy nakładamy na przyjmującego karę. Pełen komplet dokumentów jest w tej chwili u naszych prawników. Zobaczymy, jak to się potoczy i jaka będzie reakcja drugiej strony. Amerykanin nie stawił się do pracy i jego nieobecność trwa do dziś. Kara za jeden dzień wynosi 20 procent wartości kontraktu - powiedział Konrad Piechocki w rozmowie z TVP Sport.
Prezes PGE Skry podkreślił, że Sander wysłał jedynie pismo, w którym poinformował, że nie przyjedzie z powodów osobistych. Okazało się jednak, że choć faktycznie nie podpisał żadnego innego kontraktu, wystąpi w turnieju siatkówki plażowej organizowanym przez FIVB.
Czytaj też:
Grupa Azoty ZAKSA nieco zepsuła obchody stulecia klubu
"Miał swoje widzimisię". Były prezes PZPS zabrał głos na temat współpracy z Vitalem Heynenem