Starcie drużyn z ścisłej czołówki PlusLigi i ubiegłorocznych medalistów zapowiadało się na wielki hit. Wprawdzie dotychczasowy bilans spotkań przemawiał na korzyść kędzierzynian, ale za to lepsze nastroje po ostatnim spotkaniu mogli mieć warszawianie. Wygrali na swoim terenie niezwykle trudne spotkanie z Jastrzębskim Węglem 3:2, podczas gdy rywal uległ w Superpucharze tej samej drużynie kilka dnia później 0:3.
Kędzierzynianie rozpoczęli, jakby chcieli szybko zrehabilitować się za ostatnią porażkę. Ze stanu 5:5 wyszli na prowadzenie 9:5, a serię zwieńczył Kamil Semeniuk. Goście jednak cały czas próbowali odrobić straty i nie tracili nadziei, nawet jak przegrywali pięcioma punktami 12:7. Dobra gra Dusana Petkovicia i zagrywki Bartosza Kwolka dały remis 14:14. Miejscowi odskakiwali jeszcze kilka razy na dwa punkty, mieli już nawet dwie piłki setowe. Jednak przy stanie 25:24 Igor Grobelny zapunktował w trzech kolejnych akcjach, w tym raz zagrywką i dał swojej ekipie wygraną w pierwszym secie.
Drugi set zaczął się bardzo podobnie, jak poprzedni. Przy stanie 7:2 o czas poprosił Andrea Anastasi, bo jego gracze mieli problemy z kończeniem akcji. Z czasem odrobili większość strat, po pojedynczym bloku Piotra Nowakowskiego na Norbercie Huberze drużyny dzielił tylko punkt 11:10. I to było najbliżej, jak zbliżyli się do rywala warszawianie. Tym razem miejscowi swoją dobrą grę utrzymali do końca partii. Kontrę na remis w meczu skończył Kamil Semeniuk.
Kolejna odsłona spotkania zaczęła się od prowadzenia siatkarzy ze stolicy. Goście znakomicie czytali grę swoich rywali, co zaowocowało skutecznymi blokami. Po zablokowaniu Aleksandra Śliwki prowadzili już 9:5. Zmiany w składzie, w tym zmiana rozgrywającego oraz czas wzięty przez Gheorghe Cretu, nic nie pomogły. Warszawiacy powiększali cały czas swoją przewagę, szansę dostali zmiennicy, którzy również dołożyli swoją dobrą grę. Miejscowi w końcowej części seta zupełnie się pogubili. W rezultacie przyjezdna ekipa łatwo wygrała do 14.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: jedna patrzyła na drugą. Kuriozalna bramka w meczu pań
Początek czwartej partii był niezwykle zacięty. Ale tylko pierwszych kilkanaście akcji, bo potem kędzierzynianie uruchomili swój blok. Szybko zrobiło się 10:6 dla nich i o czas poprosił Andrea Anastasi. Miejscowi jednak utrzymywali dystans punktowy. Po ataku Aleksandra Śliwki było to sześć oczek 17:11. I taka różnica się utrzymała do końca seta.
O wyniku rywalizacji musiał więc zadecydować tie-break, co w sumie nie było zaskakującym rozwiązaniem. Na boisko na ten decydujący czas wrócił Bartosz Kwolek, który skarżył się na problemy żołądkowe. Set jednak zaczął się lepiej dla gospodarzy, którzy od początku utrzymywali dwupunktowe prowadzenie. Po błędzie warszawian było już 6:3. Kiedy zrobiło się 12:7, stało się jasne, że ZAKSA już tego meczu nie przegra. Chociaż goście odrobili kilka punktów przy piłce meczowej, to jednak było już za późno. ZAKSA utrzymała status drużyny niepokonanej w lidze w tym sezonie.
Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle - Projekt Warszawa 3:2 (25:27, 25:18, 14:25, 25:18, 15:9)
Grupa Azoty: Janusz, Kaczmarek, Huber, Smith, Semeniuk, Śliwka, Shoji (libero) oraz Kluth, Kozłowski, Żaliński, Rejno
Projekt: Trinidad, Petković, Wrona, Nowakowski, Kwolek, Grobelny, Wojtaszek (libero) oraz Janikowski, Kowalczyk, Blankenau, Fornal, Superlak
MVP: Łukasz Kaczmarek (Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle)
Czytaj także:
-> Kolejna siatkarska potęga zmienia trenera. Co dalej z Serbem?
-> Byłemu trenerowi nie podoba się pomysł PZPS. Chodzi o konkurs