Przez 10 lat mieszkał w Moskwie. Mówi, jak Rosjanie reagują na wiadomości o wojnie

- Rosyjskie społeczeństwo jest zastraszone. Jeden wielki rosyjski siatkarz napisał mi: "Jak wyjdę na ulicę, od razu mnie zamkną i nic dobrego już nie zrobię" - mówi Andrzej Grzyb, agent siatkarski, który przez 10 lat mieszkał w Moskwie.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Andrzej Grzyb/ W tle wojna w Ukrainie PAP / Na zdjęciu: Andrzej Grzyb/ W tle wojna w Ukrainie
Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Przez 10 lat mieszkał pan w Moskwie, jako menadżer otworzył pan rosyjski rynek dla polskich siatkarzy, ma pan w Rosji mnóstwo znajomych.  Jak oni postrzegają napaść ich wojsk na Ukrainę?

Andrzej Grzyb, menadżer siatkarski specjalizujący się w rynku rosyjskim: Codziennie wysyłam przez Whatsappa po 50-60 wiadomości do znajomych Rosjan, którzy nie mają dostępu do prawdziwych informacji o tym, co się tam dzieje. Niektórzy nie wierzą, idą w zaparte albo atakują Stany Zjednoczone i podają przykłady ich wojskowych działań w Serbii albo Libii. A ludzie, z którymi się kontaktuję, to osoby, o których spokojnie powiedzielibyśmy, że są inteligentni. Śmietanka rosyjskiej siatkówki, finansiści. Obyci w świecie. Tymczasem argumenty, które część z nich przytacza, są katastrofalne. Nie do uwierzenia, że tak dają sobą manipulować.

Nawet inteligentni Rosjanie wierzą, że NATO chce ich zaatakować?

Tak. Wymieniałem wiadomości z jednym rosyjskim bankierem, który mieszkał dość długo w Berlinie. Napisał mi, że jest chemikiem z wykształcenia, że kończył studia w Charkowie na atomistyce i wie, jakie Ukraina może stworzyć zagrożenie dla Rosji. Upierał się, że Ukraina złamała postanowienia memorandum budapesztańskiego, bo miała być bez atomu, a nie jest. Jakby nie rozróżniał energii jądrowej od broni jądrowej. Rozmów w podobnym tonie miałem więcej. Na przykład z byłym kierownikiem siatkarskiej reprezentacji Rosji kobiet, z którym znam się od wielu, wielu lat. Nie wierzę, że ludzie mogą być tak "przekręceni" przez propagandę.

ZOBACZ WIDEO: #3 "Z pierwszej piłki". Pierwsze krajowe powołania Michniewicza, transfer Krychowiaka i wojna w Ukrainie

A może nie są "przekręceni", tylko boją się, że ktoś te rozmowy zobaczy i dlatego wolą siedzieć cicho albo odpisywać tak, żeby nikt im nie zarzucił, że są wrogami narodu?

Na pewno wielu się boi. Zrobiłem prywatną sondę w rosyjskim środowisku siatkarskim, wśród 50 osób. Działaczy, trenerów, zawodników. W tym gronie znalazło się wielu byłych i obecnych reprezentantów kraju. Wysłałem im wypowiedź ukraińskiej dziennikarki do Rosjan, mocny apel o wyjście na ulicę. Przekazałem im też zdjęcia i nagrania ze skutkami rosyjskiej "operacji specjalnej", które dostałem od siatkarza Ołeha Płotnickiego. 58 procent nie odpowiedziało. 14 procent opowiedziało się przeciw Rosji. 16 procent dyskutowało, ale dało się przekonać, że Rosja postępuje źle. 12 procent obstawało przy narracji reżimu Putina.

Te 58 procent milczących świadczy o zastraszeniu społeczeństwa. Milczy na przykład Aleksiej Werbow, były wybitny zawodnik, który zawsze był otwarty. A inny wielki rosyjski siatkarz, bardzo porządny człowiek, podsumował sytuację takimi słowami: "Jak wyjdę na ulicę, od razu mnie zamkną i nic dobrego już nie zrobię".

Kto jeszcze odpowiedział na pańskie wiadomości?

Na przykład dwóch pracowników rosyjskiej federacji. Nazwisk nie podam, żeby nie narobić im problemów. Przepraszali, prosili, żeby przekazać, że nie wszyscy Rosjanie to "swołocz". Były trener reprezentacji Rosji prosił, żeby wysyłać mu informacje o wojnie, bo on ma dostęp tylko do reżimowej propagandy. A kontrowersyjny zwykle dla polskich kibiców Aleksiej Spirydonow siedzi w Katarze i wszystko olewa. Jest kilka pozytywnych jednostek, ale też paru wariatów, do których nic nie dociera.

Kiedy siatkarze Barkomu-Każany Lwów napisali do świetnego rosyjskiego środkowego Ilii Własowa, ten odpowiedział im, że Ukraińcy sami zrzucają na siebie bomby.

Niestety, taką mają samoobronę. Usprawiedliwiają siebie wiadomościami z rosyjskiej telewizji, chcą wierzyć, że to prawda. Od znajomego Rosjanina dostałem cytat z Josepha Goebbelsa, że Ukraińców trzeba zlikwidować, bo to naziści i banderowcy. Jak ja mam z nim rozmawiać? Moja była teściowa też święcie wierzy w Putina i w rosyjską propagandę.

Na tyle, na ile poznał pan rosyjską mentalność, dostrzega pan w niej imperialne zapędy?

Bardzo silne. To jest po prostu chore. Przykład? W 2013 roku byłem na finałach Ligi Mistrzów w Omsku. Ówczesny szef Lokomotiwu Nowosybirsk Roman Stanisławow, dziś szef komisji europejskich pucharów w CEV, wziął mnie na rozmowę. Roman to mój były uczeń, który przyjeżdżał do mnie do Rzeszowa uczyć się organizacji imprez sportowych. Wyprowadził mnie daleko od ludzi, żeby opowiedzieć mi dwa kawały o Putinie, ale raczej takie proputinowskie. I powiedział mi też: "Wiesz, Rosja zawsze była imperium. My się musimy rozszerzać. Mamy to we krwi". Byłem zszokowany. Odpowiedziałem mu, że może i nauczyłem go organizacji meczów siatkarskich, ale tego, co w życiu najważniejsze, niestety nie. A co do tego imperium, to myślę, że w końcu im ono padnie.

Dlaczego?

Ekonomia ich wykończy. Oni nie są w stanie sobie poradzić bez współpracy z cywilizacją zachodnią. I bez importu technologii z Zachodu. Wydaje im się, że są technologiczną potęgą, a od lat nie są w stanie sami skonstruować porządnego auta. Ciągle jadą na silniku Żiguli, który 50 lat temu dali im Włosi.

Czy nie powinniśmy się bać, że im bardziej izolowana będzie Rosja, tym bardziej jej społeczeństwo będzie się jednoczyć wokół Putina?

Uważam, że będzie na odwrót. W kogo uderzają nałożone na Rosję sankcje? Na mieszkańców dużych miast, którzy zdążyli się przyzwyczaić do wygody. Do dobrych pieniędzy, do zagranicznych wczasów, do Twittera. Ci ludzie są najważniejsi, oni będą odczuwać konsekwencje działań reżimu Putina i się przeciw niemu buntować. Myślę, że w końcu przestaną się bać OMON-u i na rosyjskich ulicach zobaczymy więcej, niż kilka tysięcy osób. Z kolei tym na prowincji, tym, którzy żyją z ziemniaka i flaszki wódki, jest wszystko jedno, kto rządzi. Wokół nikogo nie będą się jednoczyć, bo nie myślą o polityce, tylko o tym, co włożyć do garnka. W Rosji różnice między miastem a wsią są kolosalne. Znacznie większe, niż u nas.

To znaczy?

Na wsi nie ma praktycznie nic, żadnej infrastruktury. Dróg dojazdowych, w wielu miejscach nawet elektryczności. Na prowincji Rosjanie żyją jak za króla Ćwieczka. I oni mieliby się jednoczyć wokół Putina?
Na zdjęciu: Po prawej Andrzej Grzyb/ Foto: Newspix Na zdjęciu: Po prawej Andrzej Grzyb/ Foto: Newspix
Jak ta wojna wpłynie na rosyjski sport. Zniszczy go?

Powiem, jak wpłynie na siatkówkę, bo ją znam. Na pewno wyjdą z niego wszyscy prywatni sponsorzy, a zespoły finansowane przez państwowe spółki, których dyrektorzy mają odgórny nakaz łożenia konkretnych pieniędzy na siatkówkę, będą o wiele słabsze. W Kazaniu i Kaliningradzie mają być takie same budżety, tylko że teraz rubel jest dużo słabszy, niż przed wojną. Kontrakt obcokrajowca, który kosztował 50 milionów rubli, teraz będzie kosztował dwa albo trzy razy tyle. Dwóch graczy z zagranicy skonsumuje lwią część klubowego budżetu. O ile jacyś obcokrajowcy w ogóle będą chcieli w Rosji grać. Tak czy inaczej, nawet jak wojna się skończy i Rosjan dopuszczą do jakichś międzynarodowych rozgrywek, uważam, że o potężnych rosyjskich drużynach siatkarskich możemy zapomnieć przynajmniej na pięć lat.

Swego czasu prezesem rosyjskiej federacji siatkarskiej był Nikołaj Patruszew. Dziś jest sekretarzem Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej. To jeden z najbliższych współpracowników Putina, wieloletni funkcjonariusz Federalnej Służby Bezpieczeństwa, objęty personalnymi sankcjami przez Zachód. Pan miał okazję poznać tego człowieka.

Na prośbę rosyjskiej ambasady w Polsce i przy aprobacie naszych służb wywiadowczych byłem jego przewodnikiem w czasie finałów Ligi Światowej w Katowicach. Wie pan, dlaczego ja, a nie na przykład Mirosław Przedpełski, który był wtedy prezesem PZPS? Zdradził mi to jego kierowca, dwugwiazdkowy generał, szef FSB na Europę Zachodnią. Mówi mi: Andrzej, prześwietliliśmy cię i wiemy, że masz w Moskwie rodzinę. Jakbyś coś wywinął, mamy zakładników. Przez trzy dni oprowadzałem Patruszewa po Katowicach. Był miłym, kulturalnym facetem. Natomiast wszyscy w jego otoczeniu bali się go niesamowicie.

Moim zdaniem dziś to jest w Rosji człowiek numer 2, zaraz po Putinie. To typowy "betonowy" funkcjonariusz FSB. Gdyby z Putinem coś się stało, pewnie on wskoczyłby na jego miejsce, bo trzymałby tę samą linię polityczną.

W zeszłym roku Patruszew powiedział, że sam Putin bardzo interesuje się siatkówką, ogląda mecze, dzieli się z nim swoimi wrażeniami i wypowiada się na ten temat całkiem profesjonalnie.

Putin nawet z żurawiami latał, więc dlaczego miałby się nie znać na siatkówce? Ale nie takie imperia jak jego padały i imperium Putina też upadnie. On chce być na pomniku, jak Stalin, Lenin czy Dzierżyński. Tylko że wszyscy wymienieni pospadali z cokołów.

Czytaj także:
Rozwiązał kontrakt w Rosji. Wraca pracować do Polski
Skandaliczne obrazki na meczu. Polka podjęła decyzję ws. Rosji

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×