Po skoku Halvora Egnera Graneruda w kwalifikacjach, w którym z niższej belki uzyskał aż 138,5 metra, Alexander Stoeckl poczuł się zbyt pewnie.
Szkoleniowiec norweskich skoczków zdecydował się bowiem powtórzyć swój manewr także w pierwszej serii konkursowej i znów obniżył rozbieg dla wicelidera Pucharu Świata aż o dwa stopnie.
Niewiele zabrakło, a decyzja okazałaby się dla Graneruda fatalna w skutkach. Skoro belkę obniżono na życzenie trenera, Norweg musiał uzyskać 95 procent odległości bezpieczeństwa skoczni w Sapporo, czyli 130 metrów, by otrzymać 7,4 punktu za niższy rozbieg.
Granerud ledwo osiągnął wymaganą odległość. Przez znaczne obniżenie belki pojechał wolno na najeździe i ostatecznie uzyskał 130,5 metra. Metr bliżej i nie otrzymałby dodatkowych ponad 7 punktów, a tym samym nie miałby już realnych szans na walkę o zwycięstwo.
Nawet z tymi punktami Stoeckl z pewnością żałował jednak swojej decyzji. Z dwóch belek niżej Granerud wylądował aż 6,5 metra bliżej niż jego główny rywal Dawid Kubacki i na półmetku tracił już prawie 5 punktów do reprezentanta Polski. Gdyby Norweg jechał z tej samej belki co Polak, z pewnością uzyskałby podobną odległość jak lider PŚ.
Co ciekawe, ostatecznie piątkowego konkursu nie wygrał ani Granerud ani Kubacki. Norwega i Polaka pogodził wicelider po pierwszej serii Ryoyu Kobayashi. W finale Japończyk, w trudnych warunkach, poleciał aż na 130. metr i pokonał drugiego Kubackiego o 4,2 punktu, a trzeciego Norwega o 5,9 "oczka".
ZOBACZ WIDEO: To on może być gwiazdą polskich skoków. "Jeszcze popełniam błędy"