Piotr Żyła przez lata zaskarbił sobie ogromną sympatię kibiców - nie tylko przez świetne wyniki sportowe, ale również przez swoją osobowość: szczerość, autentyczność, często ogromne szaleństwo - czy tuż po skoku, czy w wypowiedziach przed telewizyjnymi kamerami.
Raz jednak, sześć lat temu, na mistrzostwach świata w Lahti, wydarzyło się z nim coś, czego nie mógł zrozumieć on sam, nie mogli też zrozumieć kibice. Po pierwszej serii zawodów na dużej skoczni, Żyła zajmował szóstą lokatę. W finale, w kapitalnym stylu, huknął aż 131 metrów i sięgnął po brązowy medal światowego czempionatu.
Nie było jednak wybuchu radości, jakiego moglibyśmy się spodziewać po Żyle. Skoczek był totalnie zszokowany i wyglądał tak, jakby zajął właśnie miejsce w połowie stawki, a nie na podium mistrzostw świata. Nie było uśmiechu, nie było ekspresji, nie było także słów. Kiedy stanął przed kamerą TVP, nadal był w swoim zaczarowanym świecie i ledwo cedził pojedyncze półsłówka.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: szałowa kreacja Sereny Williams. Fani zachwyceni
- Po drugim skoku konkursowym mój mózg przestał pracować. Odcięło mnie całkiem od rzeczywistości, byłem jakby na innej planecie. Jak małe dziecko, płakałem bez jasnego powodu - mówił już kilka dni po konkursie w rozmowie z WP SportoweFakty.
Luz, uśmiech, szwung
Zupełnie inne zachowanie Żyły mogliśmy oglądać w 2021 roku, na MŚ w Oberstdorfie, kiedy osiągał swój największy sukces w karierze. Polak nie był faworytem konkursu na normalnym obiekcie, o czym świadczy choćby fakt, że w kwalifikacjach był dopiero 15.
Ale już w pierwszej konkursowej serii zrobił coś, czym na pewno zaskoczył wszystkich rywali. Pofrunął aż 105 metrów (pół metra bliżej od rekordu skoczni) i na półmetku zawodów prowadził o trzy punkty nad Anze Laniskiem. Cieszył się przy tym jak dziecko, choć przed nim była jeszcze druga połowa pracy do wykonania.
Kiedy jako ostatni usiadł na belce w finałowej rundzie, na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Jakby wiedział, że drugi skok jest tylko formalnością i zaraz zostanie mistrzem świata. Tak też było - skokiem na 102,5 metra przypieczętował złoty medal, po czym nastąpił wybuch euforii.
Żyła w szale szczęścia był nie do opanowania. Skakał, kładł się w śniegu, a koledzy nosili go na rękach. Także przed kamerą telewizyjną był już zupełnie inny, niż kiedy zdobywał brąz w Lahti.
- Nie wiem, co się stało. Jasny gwint... Marzenia się spełniają. Ja dziś miałem dobry dzień, o jaki dobry. Wszystko mi wychodziło, nawet skoki. Dostałem szwungu, jak ta wiewiórka - mówił w Eurosporcie.
Spokój mistrza
W sobotę, w Planicy, Żyła przystąpi do obrony tytułu mistrza świata. W czwartek zapoznał się z normalnym obiektem w Słowenii i na wszystkich treningach pokazał, że stać go, by znów walczyć o najwyższe cele.
Tym razem zachowuje jednak spokój - jak na mistrza przystało. W rozmowie z TVP Sport, już po treningach, sam przyznał, że tym spokojem jest nawet trochę zaskoczony. Ale my nie mielibyśmy nic przeciwko, aby w sobotę po raz kolejny zabrał nas w swój świat.
Sobotni konkurs na skoczni K-95 w Planicy rozpocznie się o 17:00. Transmisja w TVN, Eurosporcie oraz na Pilot WP. Relacja tekstowa w serwisie WP SportoweFakty.
Czytaj także:
- Granerud zapowiedział zmianę. "Będę ostrzejszy"
- Pogoda utrudni kwalifikacje? Polacy będą wyjątkiem