Sobotnia seria próbna - w wielkim stylu wygrał ją Piotr Żyła. Kilka minut później minąłem mistrza świata z nartami na ramieniu. Był kompletnie wyłączony od tego, co działo się wokół. Myślał tylko o skokach, był w swoim świecie, z którego nic nie było w stanie go zabrać. Gdy zobaczyłem go tak skoncentrowanego, pomyślałem sobie: tak, to znów może być jego dzień.
I rzeczywiście Żyła po raz kolejny został mistrzem świata, ale zrobił to w jeszcze bardziej imponującym stylu niż przed dwoma laty. Dlaczego? Przecież wtedy już na półmetku zajmował 1. miejsce i w finale tylko dopełnił formalności. Sukces z Planicy jest jeszcze cenniejszy od tego z Oberstdorfu, bowiem Polak potrafił utrzymać swoją koncentrację, mimo że pierwsza kolejka nie ułożyła się po jego myśli.
Był 13., ale nie rozpamiętywał tego. Wiedział, że strata do podium jest niewielka i w finale wszystko może się jeszcze zdarzyć. Musiał tylko i aż utrzymać swoją koncentrację. W pierwszym skoku nie zrobił niczego źle. Trafił na trudne warunki i nie dało się więcej wyciągnąć. Był jednak mentalnie gotowy na to, że w finale może trafić już na zupełnie inny wiatr i trzeba będzie to wykorzystać.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: szałowa kreacja Sereny Williams. Fani zachwyceni
I koncentracja, po raz kolejny, go nie zawiodła. Gdy ruszył, na dole skoczni dało się zauważyć, jak wstążki - pokazujące kierunek wiatru - zaczęły się ruszać w stronę wychodzącego z progu Żyły. To oznaczało jedno - wiatr pod narty. Wybił się potężnie i leciał. Wylądował aż na 105. metrze i do tego pięknym telemarkiem. Wokół skoczni przeszedł szmer niedowierzania. Niektórzy od razu zaczęli krzyczeć, że to może być złoto. Nie mylili się.
Ale tego pierwszego miejsca mogłoby nie być, gdyby jury zachowało się tak, jak w większości konkursów Pucharu Świata w pierwszej części sezonu. Wtedy oglądaliśmy regularne obniżanie belki startowej. Gdy skoczek, nawet z uznanym nazwiskiem, poleciał daleko, jury bez mrugnięcia okiem i tak zmieniało rozbieg, co miało ogromny wpływ na wyniki zawodów.
W drugiej części sezonu jury zaczęło zmieniać jednak swoje zachowanie. Tak jakby wzięli sobie krytykę do serca, że swoimi decyzjami o obniżaniu belki nie robią dobrej reklamy dyscyplinie. W Lake Placid i Rasnovie w jednej serii sędziowie ani razu nie zmieniali belki.
W sobotę aż tak świetnie nie było, ale za jedno należy jury docenić. Po bardzo dalekim skoku Żyły na 105. metr (rekord skoczni) nie obniżyli rozbiegu aż do końca finałowej serii. To była kluczowa decyzja, gdyby jury obniżyło belkę po skoku Polaka, kolejni zawodnicy mieliby dodawane po co najmniej 4 punkty (Polak miał nad 2. Willingerem 2,6 pkt. przewagi). A to miałoby już olbrzymi wpływ na wyniki zawodów. Polak mógłby wtedy skończyć zmagania poza podium.
Tym razem jury wytrzymało jednak nerwowo, zapewniło sprawiedliwą - pod względem belki - rywalizację aż do końca i za to brawa. Tak właśnie powinno wyglądać prowadzenie konkursów w najważniejszych zawodach sezonu. Bez pochopnych decyzji z belką, których było aż nadto w wielu konkursach bieżącej edycji Pucharu Świata.
Z Planicy Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
"Już mnie palce bolały". Żyła ujawnił swój plan na złoto
Ależ reakcja Stocha na pytanie o Żyłę. "To tylko Pan Bóg wie"