Czwarty w piątek w konkursie indywidualnym mistrzostw świata na dużej skoczni, czwarty także z kolegami w drużynie. Kamil Stoch mógłby mówić o wielkim pechu, jaki przydarzył mu się w Planicy. Ale jeszcze miesiąc temu w ogóle nie kwalifikował się do zawodów Pucharu Świata. I z tej perspektywy spogląda na to, co działo się przez ostatnie dwa tygodnie.
W sobotnich zmaganiach drużynowych trzykrotny mistrz olimpijski był mocnym punktem zespołu. W pierwszej próbie pofrunął 136 metrów, w drugiej wylądował tylko metr bliżej. Jego reakcje tuż po wylądowaniu dawały wyraz jego zadowoleniu.
- Czwarte miejsce jest lepsze od piątego. Każdy z nas dał z siebie tyle, ile mógł. Zabrakło trochę szczęścia. Uważam, że te warunki były dziś łatwiejsze niż wczoraj. Ale na takiej skoczni jak tutaj, jeśli masz trochę ciszy, albo lepszy wiatr w drugiej fazie skoku, to od razu przekłada się na kilka metrów - powiedział po zakończeniu konkursu.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Anita Włodarczyk i piłka nożna? No, no - zdziwicie się!
- Ale też nie chcę zwalać wszystkiego na warunki. Te zawody stały na jednym z najwyższych poziomów, w jakich dane nam było skakać. Dla kibiców była to gratka. Cieszę się, że jako zawodnik mogłem brać udział w tym spektaklu i grać pierwszoplanową rolę - dodał.
Mistrzostwa świata były najważniejszą imprezą sezonu, ale przed skoczkami jeszcze kilka konkursów w Pucharze Świata. Niebawem czeka ich rywalizacja w prestiżowym turnieju Raw Air. A Stoch może być tam jednym z czołowych skoczków.
- Zrobiłem tutaj bardzo dobrą pracę. Przez te dwa tygodnie zbudowałem naprawdę solidny fundament, który pozwoli mi w przyszłości na oddawanie dobrych skoków - podsumował.
Z Planicy Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
- Zniszczoł zdradził, czego zabrakło. Nie ma sobie nic do zarzucenia
- Piotr Żyła ocenił niespodziewaną decyzję trenera