Nie brak medalu nas smuci. Trudny do uwierzenia, ale realny scenariusz [OPINIA]

Euforia z nutką rozczarowania - takie emocje towarzyszą nam po mistrzostwach świata skoczków w Planicy. Brak medalu w drużynówce nie jest jednak największym zmartwieniem dla Biało-Czerwonych. Jest inny kłopot.

Szymon Łożyński
Szymon Łożyński
Na zdjęciu od lewej: Piotr Żyła i Kamil Stoch PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu od lewej: Piotr Żyła i Kamil Stoch
10 lat - przez tak długi okres polscy skoczkowie przynoszą nam powody do dumy na mistrzostwach świata. W tym czasie przeżywali wzloty i upadki, ale z każdych mistrzostw świata przywozili przynajmniej jeden medal. To wręcz prawdziwa "fabryka medali".

Licząc tylko klasyczne mistrzostwa, bez tych w lotach, Biało-Czerwoni od 2013 do 2023 roku zdobyli na mistrzostwach 11 krążków, w tym aż pięć złotych. Imponujące.

Przed tegorocznymi mistrzostwami mogliśmy mieć nieco obaw. Po tym, jak kadrę po Michale Doleżalu przejął Thomas Thurnbichler, pierwsza część Pucharu Świata była znakomita. Dawid Kubacki robił co chciał na skoczniach, niewiele ustępował mu Piotr Żyła, a do czołówki coraz śmielej pukał Kamil Stoch.

Gdy trzech reprezentantów Polski ukończyło Turnieju Czterech Skoczni w pierwszej piątce, wydawało się, że na mistrzostwa świata pojadą po worek medali. Później nie było już jednak tak kolorowo. Kryzys dopadł zwłaszcza Stocha, który w Willingen nie przebrnął nawet kwalifikacji. W kratkę zaczęli skakać też Kubacki i Żyła.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Anita Włodarczyk i piłka nożna? No, no - zdziwicie się!

Z jednej strony mieliśmy prawo czuć niepokój przed mistrzostwami w Planicy. Z drugiej mogło nas uspokajać to, że Polacy niejednokrotnie - czy to za kadencji Horngachera czy Doleżala - udowodnili, że potrafią przygotować formę na czas, nawet jeśli po drodze przydarzyły się im turbulencje.

I w tym roku znów to zrobili. Zapamiętamy na długo, jakie emocje dzięki polskim skoczkom przeżywaliśmy w trzech konkursach w Planicy. Piotr Żyła przeszedł samego siebie, broniąc tytuł mistrza świata na średniej skoczni. Na dużym obiekcie Dawid Kubacki - po konkursie stojącym na niesamowicie wysokim poziomie - wywalczył brąz i to mimo gorączki w noc poprzedzającą zawody.

Do tego do ścisłej czołówki wrócił Kamil Stoch. Medalu nie zdobył, ale 6. i 4. miejsce w konkursach indywidualnych i przede wszystkim same skoki trzykrotnego mistrza olimpijskiego imponowały. Niezwykłe, jaką drogę przeszedł w trzy tygodnie. Od zawodnika z gigantycznymi kłopotami, do skoczka znów realnie walczącego o medale. Kamil, czapki z głów.

Do pełni szczęścia zabrakło tylko medalu w drużynie. Liczyliśmy nawet na złoto. Skończyło się 4. miejscem, wynikiem poniżej oczekiwań. Poziom tych zawodów był jednak tak kosmiczny, że ktoś z piątki potentatów: Słowenia, Norwegia, Austria, Polska, Niemcy musiał zostać z niczym. Padło na nas i naszych zachodnich sąsiadów. Zadecydował jeden słabszy skok Zniszczoła i nieudane lądowanie w pierwszej serii Piotra Żyły. Trudno. Jak przegrywać, to jednak w takim stylu.

Polacy podtrzymali imponującą serię na mistrzostwach, przywieźli dwa kolejne medale z Planicy, ale teraz zaczynają się schody. Za dwa lata może nie być już tak pięknie. Piotr Żyła i Kamil Stoch młodsi nie będą. W 2025 roku, podczas kolejnych mistrzostw, będą mieć 38 i 37 lat. Jeśli wystartują, to czy dalej będą w stanie skutecznie rywalizować ze znacznie młodszymi? Tego zapewne nie wiedzą nawet oni sami.

Nie ulega jednak wątpliwości, że nieuchronnie zbliża się ten czas, gdy naszym najbardziej doświadczonym skoczkom (także 32-letniemu Kubackiemu) trudno będzie zdobywać kolejne medale. I to jest właśnie najsmutniejsza informacja po zawodach w Planicy, a nie nieznaczna przegrana Biało-Czerwonych w walce o brąz z Austriakami w drużynówce.

Cała nadzieja w Thomasie Thurnbichlerze i jego asystentach. Austriak pierwsze zadanie, jakie przed nim postawiono, wykonał wzorowo. Po słabszym poprzednim sezonie odbudował formę Żyły, Kubackiego i Stocha.

Z pewnością ambitny trener ma już w głowie plan, jak utrzymywać formę "wielkiego trio" w kolejnych latach. Austriak został zatrudniony jednak także po to, by w perspektywie kilku lat nasi najzdolniejsi młodzi skoczkowie dołączyli do światowej czołówki. To wielkie wyzwanie przed Thurnbichlerem, ale możliwe do zrealizowania.

Potencjał ludzki przecież jest. Są młodzi i zdolni: Jan Habdas, Kacper Juroszek czy Kacper Tomasiak. To ci skoczkowie, plus robiący postępy Paweł Wąsek, są polską nadzieją, że w perspektywie kilku lat "wskoczą w buty" wielkich mistrzów. Mają przy sobie młodego, ambitnego trenera, który pochodzi z kraju (Austria), gdzie sztukę wprowadzania młodych skoczków do rywalizacji z najlepszymi opanowali do perfekcji.

Dlatego mimo znaku zapytania przed kolejnymi mistrzostwami świata jest też nadzieja. Że nawet jeśli Stoch czy Żyła nie będą już w stanie rywalizować o medale, to młodzi, zdolni Biało-Czerwoni - prowadzeni przez Thomasa Thurnbichlera - szybko ich zastąpią.

Trzeba jednak brać pod uwagę i taki scenariusz, że za dwa lata medalowa passa polskich skoczków na mistrzostwach świata dobiegnie końca.

Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także:
"Nigdy tego nie zrobię". Thurnbichler stanowczo po drużynówce
Thurnbichler zagrał va banque. Tak odniósł się do tego Dawid Kubacki

Kibicuj polskim skoczkom w Pilocie WP (link sponsorowany)

W 2025 roku Piotra Żyłę i Kamila Stocha będą w stanie skutecznie walczyć o medale MŚ?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×