Jedną ze zmian, do jakich doszło przed startem sezonu w Pucharze Świata w skokach narciarskich jest obcięcie kwot startowych dla najlepszych reprezentacji. W ten sposób organizatorzy cyklu tłumaczyli, że chcą wyrównać poziom i zwiększyć szanse na punkty dla zawodników teoretycznie słabszych reprezentacji.
Ucierpieli na tym m.in. Polacy, którzy w zawodach PŚ będą mogli wystawić pięciu zamiast sześciu skoczków. Reforma dotknęła także Puchar Kontynentalny, który jest bezpośrednim zapleczem Pucharu Świata. Organizacyjnie niewiele odbiega od głównego cyklu.
Aleksander Zniszczoł uważa, że PK jest zaniedbany pod względem promocji. Jeszcze gorzej wygląda sprawa z wynagrodzeniami dla skoczków. Co prawda pulę nagród podniesiono, ale nagrody zgarnia tylko czołowa ósemka zawodników w danym konkursie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Siłownia stała się jej pasją. Tak trenuje Rozenek-Majdan
- Tymczasem po cięciach w drugiej lidze będzie być może najwyższy poziom, odkąd istnieje cykl, bo ta grupa skoczków, która się nie załapie do elity, musi gdzieś się podziać. Zwiększyli teraz nagrody - z 500 do 1000 franków dla zwycięzcy - ale każdy, kto chce się z tego utrzymać, nie ma na to szans. Nikt rozsądny tak nie odpowie. A te stawki obecnie są po prostu żałosne - powiedział Zniszczoł.
Polski skoczek jest zdania, że konieczne jest zwiększenie puli nagród, a także zainteresowanie kibiców. Na zawodach bowiem trybuny świecą pustkami.
- Pustki i niezainteresowanie na trybunach i w sieci jest smutne. To jest na pewno zagwozdka do ugryzienia. Bo na zapleczu, takie ja mam poczucie, od kilku lat nic się nie dzieje. A musi być jakaś równowaga między elitą a Kontynentalem. Jeżeli zawodnicy nie będą normalnie zarabiali, to FIS zabije ten sport - dodał Zniszczoł.
Pierwsze zawody nowego sezonu PŚ w skokach narciarskich zaplanowano na 25 listopada w Ruce.
Czytaj także:
Dwóch młodych hokeistów zginęło w obronie Ukrainy
Stoch odniósł się do działalności swojej żony na Ukrainie