Mamy głos ze związku ws. decyzji Thomasa Thurnbichlera. "Z tym należy się wstrzymać"

PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Thomas Thurnbichler
PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Thomas Thurnbichler

Sztab szkoleniowy nie zdecydował się na rewolucję w kadrze przed konkursami w Klingenthal. - Nie jestem zdziwiony, że wielu postąpiłoby inaczej. Trener natomiast wie, co robi i za to odpowiada - mówi wiceprezes TZN Rafał Kot.

Trwają debaty nad tym, czy polscy skoczkowie powinni lecieć w komplecie do Klingenthal. Głos w tej sprawie zabrał między innymi były trener, cieszący się uznaniem środowiska, Kazimierz Długopolski. Zdaniem doświadczonego fachowca Kamilowi Stochowi trening indywidualny wyszedłby na dobre (więcej -> TUTAJ).

Z kolei Józef Jarząbek skłaniał się ku temu, by cała kadra ćwiczyła na uboczu, z dala od blasku reflektorów i konkursów Pucharu Świata (więcej -> TUTAJ). Thomas Thurnbichler zdecydował się jednak na inny wariant.

- Zarówno Kazimierz Długopolski, jak i Józef Jarząbek, czy Jan Szturc to bardzo znane nazwiskach w polskich skokach. Zjedli zęby na dyscyplinie i wiedzą o niej niemal wszystko. Wiem, że gdyby zapytać każdego, doradziłby skoczkom treningi indywidualne i w ogóle nie jestem z tego powodu zdziwiony - mówi wiceprezes Tatrzańskiego Związku Narciarskiego, Rafał Kot.

Interweniował sam Małysz

Gdy polscy skoczkowie borykali się z kryzysem za czasów czeskiego trenera Doleżala, również dało się usłyszeć zdecydowane głosy, sugerujące niektórym Polakom rezygnację z kilku konkursów Pucharu Świata.

- To było jedyne słuszne rozwiązanie, za którym optował sam Adam Małysz. Trener bronił się wtedy rękami i nogami. Właściwie nawet nie chciał o tym słyszeć. Wtedy decyzja była zupełnie nierozsądna. Byliśmy jednak na innym etapie sezonu. Problem w tym, że rzeczywiście trudno poradzić sobie z poważnymi błędami w warunkach PŚ. Po pierwsze, zawodnicy mają ograniczoną liczbę skoków, których nie jest wiele. Po drugie, warunki są trudniejsze, bo dochodzi stres, niesprzyjający korektom - zauważa działacz.

Trener wie, co robi

Dlaczego więc Thomas Thurnbichler idzie częściowo pod prąd i nie powołuje tylko Zniszczoła oraz Stocha?

- Widocznie uznał, że problem nie jest na tyle poważny, by rezygnować z konkursów Pucharu Świata. Konsultuje się ze świetnymi fachowcami, w dziedzinie neurocoachingu - Marciem Noelke i przygotowania sprzętu - Mathiasem Hafele. Jeśli takie grono widzi szanse na szybkie uporanie się z problemami, znaczy, że istnieje wysokie prawdopodobieństwo, iż jest to możliwe. Budujące mogą być wypowiedzi samych zawodników, którzy przyznają, że wiedzą, co robią źle - odpowiada Kot.

- Poza tym jeśli kogoś odsuwamy od składu, musimy znaleźć następców. Maciej Kot zastąpi Aleksandra Zniszczoła i taki krok wydaje się sensowny, biorąc pod uwagę jego dyspozycję. Trener zapewne wyszedł z założenia, że podobnie jest z Kamilem. Nie możemy jednak wymieniać wszystkich i obarczać młodych skoczków, którzy jeszcze mogą być nie do końca gotowi, by rzucać ich na głęboką wodę - dodaje.

Sytuacja jest szczególna i wymaga trzeźwego spojrzenia na rzeczywistość. - Trzeba działać z głową. Sztab odpowiada za formę naszych skoczków i będzie rozliczany z efektów pracy. Z tym jednak należy się wstrzymać. Nie chcemy jako związek ingerować w jego pracę, bo właściwie moglibyśmy tylko pogorszyć sytuację. Potrzeba nam wszystkim chłodnej głowy - podsumowuje Rafał Kot.

Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty

Zobacz także:
Ekspert grzmi po decyzji ws. Kamila Stocha. "Nie rozumiem tego"
To dlatego Stoch skrytykował Thurnbichlera. "Szkoleniowiec znalazł się w trudnym położeniu"

Źródło artykułu: WP SportoweFakty