"Olbrzym na glinianych nogach". Ujawnił, jak wyglądają polskie skoki narciarskie

Getty Images / Daniel Kopatsch / Na zdjęciu: Piotr Żyła
Getty Images / Daniel Kopatsch / Na zdjęciu: Piotr Żyła

Weekend w Engelbergu pokazał, że coraz lepiej radzą sobie skoczkowie ze Słowenii i Norwegii. Tymczasem Polacy wciąż cieniują i brakuje znaczącej poprawy. W rozmowie z WP SportoweFakty Jakub Kot zauważył u rywali zmianę, której też potrzebujemy.

W tym artykule dowiesz się o:

Po słabym początku nowego sezonu Pucharu Świata w skokach narciarskich w wykonaniu Polaków trzeba było liczyć na to, że uda im się odbudować w Engelbergu. W poprzednich latach taka sytuacja miała już miejsce.

Tym razem u Biało-Czerwonych coś drgnęło, ale niestety minimalnie. Wciąż ma miejsce dominacja ze strony Niemców, a także Austriaków. Jednak do walki o czołowe lokaty zaczynają włączać się zarówno Norwegowie, jak i Słoweńcy.

- U Norwegów i Słoweńców też na początku nie grała technika. Natomiast wystarczyły dwa tygodnie, nie odpuszczali zawodów i zaczęli skakać. Bardzo fajnie wyszła zmiana Lovro Kosa za Zigę Jelara. Takiej potrzebujemy też my - uważa w rozmowie z WP SportoweFakty Jakub Kot, ekspert TVN i Eurosportu.

ZOBACZ WIDEO: "Coraz trudniej". Pokazała, jak trenuje w ciąży

- Jeżeli wprowadzamy Maćka Kota za Olka Zniszczoła, to nie musi być 10. w Pucharze Świata, ale niech wchodzi pewnie do 30. Brakuje nam mocnego zaplecza, tych osób młodszych - dodał nasz rozmówca.

I trudno nie zgodzić się z tymi słowami. Po dwóch pierwszych weekendach odstawieni zostali Kamil Stoch i Aleksander Zniszczoł. Ich miejsce zajęli Maciej Kot oraz Andrzej Stękała, ale obaj spisali się słabo. Z tego powodu do Engelbergu zabrany został powracający do kadry Stoch, który zajął miejsce Stękały.

- Jesteśmy takim olbrzymem na glinianych nogach. Mamy mocną trójkę, ale patrząc na wyniki juniorskie, zaplecza od paru lat, to każdy, kto się tym interesuje widział, że nie jest najlepiej - zaznacza Kot, który ubolewa nad tym, jak radzą sobie młodzi skoczkowie z naszego kraju.

I nasz rozmówca bardzo dobrze wie, że naszej młodzieży w tym momencie trudno byłoby zastąpić czołowych zawodników kadry. - W tym wypadku rozumiem sytuację, że Kamil, Dawid, Piotrek nawet nie jadą na zawody i mają dwa tygodnie wolnego, ale za nich wprowadzamy Juroszka, Habdasa, Wolnego, Zniszczoła i oni nie wygrywają, ale są w dziesiątce, piętnastce, dwudziestce. Patrząc na ostatnie wyniki w Pucharze Kontynentalnym Habdasa, Pilcha czy Juroszka widać, że to nie wygląda najlepiej. To problem szeroko rozumiany - twierdzi.

Kot przyznaje, że nikt nie jest w stanie zdiagnozować problemów oprócz samych członków sztabu szkoleniowego. W końcu to oni dysponują wszystkimi wynikami i doskonale wiedzą, co jest nie tak. Nie wyklucza jednak, że coś nie poszło już w przygotowaniach do sezonu.

- Jeżeli zostały popełniony błędy w okresie przygotowawczym, to możemy mieć teraz problem. Być może Słoweńcy czy Norwegowie popełnili ich mniej i potrzebowali rytmu, żeby wejść. Co się dzieje u nas, to pytanie do ludzi w środków - podkreśla były skoczek.

W przypadku Biało-Czerwonych widać jednak doskonale, że szwankuje szczególnie jeden mankament. - Nie możemy krytykować, ale z drugiej strony nie można mówić, że jest dobrze, skoro widzimy, że jest źle. A dlaczego nie idzie, to pytanie do Thomasa Thurnbichlera i do reszty sztabu. Widać, że nasi skoczkowie są pogubieni technicznie, ona po prostu nie gra - zakończył.

Jakub Fordon, dziennikarz WP SportoweFakty

Przeczytaj także:
Finał Turniej Czterech Skoczni zagrożony? Mamy komentarz dyrektora PŚ

Źródło artykułu: WP SportoweFakty