Takie zachowanie u Kamila Stocha to rzadkość. "Tylko się wydawało" [OPINIA]

Newspix / Mateusz Januszek / Na zdjęciu: Kamil Stoch
Newspix / Mateusz Januszek / Na zdjęciu: Kamil Stoch

Nie możemy okłamywać rzeczywistości. Wydawało się, że forma Polaków wzrasta, ale na razie to tylko złudzenie. Polscy skoczkowie wciąż nie mają szans z najlepszymi, a do punktu wyjścia wrócił Kamil Stoch. Jego zachowanie po konkursie było wymowne.

Najczęściej, nawet po bardzo nieudanych konkursach, Kamil Stoch stawał przed kamerami oraz dyktafonami i tłumaczył dziennikarzom powody niepowodzenia. W Wiśle było jednak inaczej. Polak mocno przeżył fakt, że przed własnymi kibicami wróciły u niego obrazki z początku sezonu. Znów krótki skok i zakończenie zawodów już po pierwszej serii.

Po skoku Stoch wyraźnie zawiedziony swoją próbą i wynikiem szybko przemknął przez strefę wywiadów. Nie zatrzymał się. Kilka minut później, gdy nieco ochłonął, wyszedł do kibiców i rozdawał autografy. Do dziennikarzy jednak nie wrócił. Tym razem wolał przemilczeć kompletnie nieudany start. Niestety nie pierwszy raz w tym sezonie.

Dlatego można zrozumieć, że trzykrotnemu mistrzowi olimpijskiemu zaczyna brakować cierpliwości. Nie chciał po raz kolejny mówić właściwie tego samego, że znów wrócił do punktu wyjścia. A przecież jeszcze dwa tygodnie temu wydawało się, że rzeczywiście jest lepiej, że jest już blisko czołówki. Niestety, tylko wydawało się.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: gola zapamięta do końca życia. Co tam się stało?!

I dotyczy to nie tylko Stocha. Ktoś powie, że przesadzam. Przecież kolejne punkty Pucharu Świata zdobyli 20. Aleksander Zniszczoł, 21. Paweł Wąsek, 25. Dawid Kubacki i najlepszy w niedzielę z Polaków 14. Piotr Żyła. Czy rzeczywiście jest to jednak powód do optymizmu? Oczywiście, że nie. Na polskiej skoczni, przed tysiącami polskich kibiców, to po prostu klęska. Nie bójmy się tego słowa użyć.

Niestety wyniki w Turnieju Czterech Skoczni i PolSKIm Turnieju wskazują na to, że błędy popełnione w okresie przygotowawczym były bardzo poważne. Skoro nie udało się ich wyeliminować przez ponad miesiąc od startu sezonu, to ciężko uwierzyć, by w następnych tygodniach coś wyraźne drgnęło. Trzeba pomału godzić się ze świadomością, że ani w Polsce, ani tydzień później - na MŚ w lotach, Biało-Czerwoni nie odegrają pierwszoplanowych ról. Bardzo, ale to bardzo chciałbym się mylić.

Najlepiej to, co dzieje się obecnie z polskimi skoczkami, obrazuje też zachowanie kibiców w Wiśle. Przez cały weekend z ich ust kilka razy wydobyło się głośne "wow", gdy fenomenalne skoki oddawali Niemiec Wellinger, Słoweniec Lanisek czy Japończyk Ryoyu Kobayashi. W sobotę i niedzielę po żadnym ze skoków gospodarzy widownia tak nie zareagowała. Trudno się jednak dziwić, skoro przez dwa dni żaden z Polaków chociaż raz, w serii ocenianej, nie uzyskał 130 metrów.

W Wiśle fani skoków pokazali jednak, że nie odwrócili się od dyscypliny. Mimo faktu, że ich ulubieńcy od początku sezonu zawodzą i także u siebie nie są w stanie walczyć z najlepszymi tłumnie przyszli na weekendowe konkursy. To arcyważny sygnał dla Polskiego Związku Narciarskiego. Na skoki w Polsce nadal jest zapotrzebowanie i tego potencjału nie można zmarnować.

Trzeba jednak mówić i pisać o słabej formie Biało-Czerwonych, a działacze mają obowiązek jak najszybciej wyciągnąć wnioski. Oczywiście od Stocha, Żyły czy Kubackiego nie możemy już nic wymagać. Zrobili swoje i napisali piękne karty historii polskiego sportu. Wnioski z tego, co dzieje się teraz z polskimi skokami, jak najszybciej trzeba wyciągnąć dla młodszych. Żeby oni w kolejnych latach mieli jasno sprecyzowany plan na skoki i to taki, który pozwoli im walczyć z najlepszymi.

Jeśli w kolejnych latach młodzi dalej będą tak odstawać, to niestety i najwytrwalsi fani mogą się odwrócić. Nikt nie będzie przecież chodził na koncerty, jeśli artyści fałszują. Dlatego trzeba się pomału godzić z tym, że ten sezon jest spisany już na straty, ale wnioski muszą zostać wyciągnięte.

Z Wisły Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty