W środę FIS zafundował skoczkom i kibicom obrazki, jakie często widzieliśmy w poprzednim sezonie. Od początku zawodów w Szczyrku wiał silny wiatr, ale jury podjęło próbę rozegrania indywidualnego konkursu Pucharu Świata, mimo że szanse odbycia się chociaż jednej serii były minimalne.
I tak kibice byli świadkami loteryjnego widowiska, w którym na odległości zawodników przede wszystkim wpływ miał wiatr, a nie umiejętności. Ostatecznie zawodów nie dokończono, bowiem wiatr przybierał na sile, a przerwano je w momencie, gdy prowadził Dawid Kubacki, trzeci był Kamil Stoch, a piąty Piotr Żyła.
Dlaczego jury podjęło w ogóle próbę rozegrania zawodów, skoro od początku konkursu wiało, a prognozy na później były jeszcze gorsze? O to zapytaliśmy Borka Sedlaka, asystenta dyrektora PŚ, który włącza zielone światło skoczkom podczas konkursów.
- Mieliśmy dwie możliwości: albo spróbować, zdając sobie sprawę, że będzie ciężko i czeka nas wiele przerw zanim skoczek będzie mógł skoczyć, albo od razu się poddać. Wybraliśmy pierwszą opcję i staraliśmy się wyczekiwać momenty, gdy wiatr pozwalał na skakanie - powiedział dla WP SportoweFakty Czech.
- Po południu warunki się pogarszały. Na początku zawodów było jednak jeszcze kilka momentów, które pozwalały na skakanie i jury starało się to wykorzystać. Później tych momentów, żeby puścić zawodników było już coraz mniej, a po 40. skoczku kontynuacja konkursu była już niemożliwa - dodał.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: długo się nie zastanawiał. Bramka "stadiony świata"
Dlaczego, gdy na górze skoczni pozostało już tylko 10 skoczków, nie dało się skakać?
- W momencie, gdy podjęliśmy decyzję o zakończeniu zawodów, wiatr na progu osiągał aż 8 m/s. Jury dysponowało też prognozami pogody, z których wynikało, że z godziny na godzinę będzie coraz gorzej. Niestety nie było już szans, by puścić jeszcze 10 skoczków i zaliczyć konkurs jako jednoseryjny - zapewnił Borek Sedlak.
Krótko po podjęciu decyzji o przedwczesnym zakończeniu zawodów Sandro Pertile, szef Pucharu Świata, chwalił Czecha za prowadzenie rywalizacji. Ku zdumieniu opinii publicznej Włoch powiedział nawet, iż Sedlak dbał o w miarę sprawiedliwe warunki (więcej TUTAJ). Patrząc na wyniki, trudno się z tym zgodzić. Zapytaliśmy też samego Czecha, czy rzeczywiście warunki były sprawiedliwe dla skoczków.
- Musimy pamiętać o jednym: skoki narciarskie to dyscyplina sportowa na świeżym powietrzu i warunki mają na nią wpływ. W sezonie mamy prawie 40 konkursów Pucharu Świata i czasami będą zdarzały się takie zawody jak te w Szczyrku - odpowiedział Borek Sedlak.
Wielu zawodników, którzy zdążyli oddać skok w środowych zmaganiach, miało spore problemy w powietrzu przez wiatr. Najbardziej silne podmuchy odczuli Andrea Campregher i Dawid Kubacki. Włoch otrzymał silny podmuch pod narty i upadł po lądowaniu na 108,5 metra.
Z kolei Polak zmagał się z silnym wiatrem bocznym. Ratował się przed poważnym upadkiem, ale dzięki doświadczeniu na tyle ustabilizował sylwetkę, że był w stanie polecieć na 98,5 metra i objąć prowadzenie w konkursie. Czy jednak jury, widząc co działo się na skoczni z Włochem i Kubackim, nie chciało już wtedy przerwać i odwołać zawodów?
- Nie - stwierdził Borek Sedlak. - Po tych skokach nie było dyskusji na temat przerwania konkursu. U Campreghera wystąpił nieprzewidywalny silny wiatr z dołu skoczni i zaraz po jego próbie obniżyliśmy belkę. W przypadku Dawida Kubackiego, tak jak u jeszcze kilku innych skoczków, wiatr po prostu miał wpływ na ich skoki - dodał.
Na koniec PolSKIego Turnieju skoczków czeka trzydniowa rywalizacja w Zakopanem. Na początek kwalifikacje, które zaplanowano w piątek o godzinie 18:00. Tym razem wiatr nie powinien przeszkadzać w rywalizacji. Według prognoz ma nie przekroczyć 3 m/s.
Czytaj także: Blisko dramatu na skoczni. Kubacki wyjaśnił, co się stało
Ze Szczyrku Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty