Moim zdaniem w Zakopanem zobaczyliśmy dwóch skoczków, którzy w najbliższych kilku sezonach wezmą na siebie rolę liderów reprezentacji. To Aleksander Zniszczoł i Paweł Wąsek. Zapamiętajmy ich nazwiska, bo jeszcze w tym sezonie i kolejnych możemy o nich mówić i pisać więcej niż o Dawidzie Kubackim, Kamilu Stochu czy Piotrze Żyle.
Zniszczoł i Wąsek zrobili ogromny postęp przez ostatnie trzy tygodnie. Zaczęli regularnie punktować, a w seriach próbnych pokazywali więcej niż przyzwoite skoki. Dotyczy to zwłaszcza Zniszczoła, który w niedzielę w Zakopanem stanął przed życiową szansą. Jego pierwszy skok był kapitalny. Wcale nie pomogły mu warunki. Miał tak jak inni dość mocny wiatr w plecy, a mimo to był w stanie osiągnąć aż 141,5 metra.
Walczył o podium, ale nie oszukujmy się. Na ten moment to byłby wynik ponad stan. Bardziej liczyło się utrzymanie miejsca w dziesiątce i ostatecznie niewiele do tego zabrakło. Zniszczoł zakończył konkurs na 11. miejscu. Taką samą notę indywidualnie miał w sobotniej drużynówce. Nie ma w tym przypadku. Jest blisko najlepszych.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: to nie jest żart. Tak trenują polscy skoczkowie
Tak naprawdę nie ma to jednak większego znaczenia czy w niedzielę był 9. czy 11. W Zakopanem 29-latek zyskał coś ważniejszego niż wynik. Zyskał przekonanie, że jest coraz bliżej najlepszych, że może z nimi rywalizować i nawet w drugiej serii jechać obok takich gwiazd jak Wellinger, Kobayashi, Lanisek czy Kraft.
To bezcenne dla 29-latka, przed którym jeszcze wciąż wiele lat startów. W skokach graniczny wiek znacznie się przesunął. Od kilku lat obserwujemy tendencje, że właśnie koło 30-roku życia skoczkowie narciarscy zaczynają najlepiej skakać. Dlaczego nie miałoby być tak także u Zniszczoła? Coraz więcej wskazuje na to, że wreszcie dojrzał do bycia jednym z liderów kadry i skakania daleko nie tylko w treningach.
W Zakopanem, mimo słabszego skoku w finale, Zniszczoł na pewno nie oblał egzaminu. Wręcz przeciwnie. Dał sobie i nam nadzieję, że druga część sezonu - miedzy innymi z jego powodu - może być bardzo udana. I nie dotyczy to tylko Zniszczoła. Warto byśmy mocno przyglądali się też o pięć lat młodszemu Pawłowi Wąskowi.
Obok Zniszczoła to w tej chwili drugi najjaśniejszy punkt polskiej kadry. Wąsek świetnie zaprezentował się zwłaszcza w konkursie drużynowym. W niedzielę zepsuł drugi skok, ale pierwszy i próba na 137,5 metra pokazała, że również i on może już nawiązać równorzędną walkę z najlepszymi.
Mam wrażenie, że bezcenny okazał się dla Zniszczoła i Wąska start w sobotniej drużynówce. Zyskali wiele pewności siebie. Thomas Thurnbichler wybrał ich obu do składu, a odstawił gwiazdę Piotra Żyłę. Austriak pokazał, że mocno ufa swoim młodszym podopiecznym i widzi w nich nowych liderów kadry na kolejne lata. Taka taktyka zadziała u obu. Wąsek i Zniszczoł liderami kadry w drugiej części sezonu? To całkiem prawdopodobny scenariusz.
Najważniejsze, że w Zakopanem skoki narciarskie znów rozbudziły emocje w Polsce. W sobotę, za sprawą Wąska i Zniszczoła, nasi nagle liczyli się w walce o medal. Dzień później można było pod skocznią ogłuchnąć, gdy na belce startowej usiadł czwarty po pierwszej serii Aleksander Zniszczoł. Emocje były ogromne i mimo że Zniszczoł nie utrzymał lokaty, zyskaliśmy coś bezcennego: nadzieję na udaną drugą część sezonu młodszych skoczków. Trzy tygodnie temu nawet byśmy o tym nie pomyśleli.
Z Zakopanego Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty