16-latek osiągnął największy sukces w polskich skokach tej zimy. Łukasz Łukaszczyk wywalczył brązowy medal igrzysk olimpijskich młodzieży w Korei. A mogło się skończyć złotem, gdyby nie upadek w drugiej serii.
Niektórzy widzą w nim oraz Kacprze Tomasiaku następców Kamila Stocha i Adama Małysza. W rozmowie z WP SportoweFakty młody skoczek opowiada, co czuje, słysząc takie słowa, co stało się w drugiej serii olimpijskiego konkursu oraz o tym, jak radzi sobie z sukcesami w tak młodym wieku.
Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty: Już w treningu skoczyłeś 114 metrów, dalej od rekordu skoczni. Jak to na ciebie wpłynęło?
Łukasz Łukaszczyk, brązowy medalista igrzysk olimpijskich młodzieży: Czułem satysfakcję, bardzo byłem zadowolony z aż tak dobrego skoku. Dało to dużo pewności siebie już pod kątem konkursu, pozwoliło się zmobilizować psychicznie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: to nie jest żart. Tak trenują polscy skoczkowie
Co czułeś po upadku w drugiej serii? Byłeś zadowolony z brązu czy jednak przeszła ci myśl, że "gdybym tylko ustał, byłoby złoto"?
Zdecydowanie to drugie. To było dziwne uczucie.
A z czego wynikał ten upadek?
Po prostu zbyt agresywnie podszedłem do lądowania. Do tego wtedy padał śnieg, zeskok nie był w idealnym stanie. Te dwie rzeczy się na siebie nałożyły i niestety zakończyło się to upadkiem.
To było trochę tak, że za bardzo chciałeś i czułeś presję, że to twoja szansa na złoto, historyczny sukces?
Generalnie bardzo dobrze działa na mnie presja, delikatny stres. Motywuje mnie to, potrafię to przekuć na swoją korzyść. To pojawiło się też w konkursie i bez tego nie skoczyłbym tak daleko.
Jak odbierasz to duże zainteresowanie sobą? Niektórzy mówią nawet, że ty i Kacper Tomasiak jesteście talentami na miarę Stocha i Małysza.
Staram się o tym nie myśleć. Często takie zapowiedzi się później nie sprawdzają. Po prostu koncentruję się na treningach i nie biorę tego do siebie, że ktoś tak uważa. To też motywacja do dalszej pracy, ale staram się nie wbijać sobie tego do głowy, żeby się nie spalić.
Dużo osób narzeka, że w ostatnich latach jest bardzo mało młodych osób, które chcą spróbować skoków. Jak to się stało, że do nich trafiłeś?
W zerówce mieliśmy trenera szkolnego, był też na świetlicy. Pracował w klubie TS Wisła Zakopane. Zapytał się mnie i mojej mamy czy nie chciałbym spróbować skoków i już to poszło dalej. Od razu czułem, że to sport, który chce uprawiać.
Swój pierwszy wielki sukces odniosłeś jak miałeś 14 lat, było nim srebro Drużynowych Mistrzostw Polski na igielicie.
Potraktowałem to jako motywację. Indywidualnie za bardzo mi nie poszło. Dla mnie to była zachęta, żeby dalej skakać i być coraz mocniejszy.
Kto najbardziej imponuje ci w skokach?
Nie jest to jedna, lecz trzy osoby. Stefan Kraft, Kamil Stoch oraz Dawid Kubacki. Austriak imponuje mi agresywnym stylem lotu, Stoch znakomitą sylwetką, a Kubacki ogromną siłą odbicia.
Jakie cele stawiasz sobie na następne miesiące?
Chciałbym dobrze wystąpić na mistrzostwach świata juniorów (odbędą się w dniach 5-11 lutego w Planicy - przyp. red.). Na następne lata nie chcę sobie nakładać presji tylko po prostu chcę pracować.
Miałeś już okazję jakoś świętować sukces?
Jeszcze nie. Dopiero wróciliśmy do domu i odpoczywamy, zbieramy siły. Mieliśmy spotkanie zaraz po zawodach i to było tyle.
Czytaj więcej:
Legendarny trener mógł pracować w Polsce. Zdradził, co zdecydowało