Biało-Czerwoni mieli chrapkę na podium w piątkowym konkursie duetów. Niestety jednak oglądaliśmy powtórkę z rozrywki z udziałem Aleksandra Zniszczoła. Reprezentant Polski, który do tej pory zawodził w najważniejszych momentach, nie zmienił tego trendu także w Oberstdorfie.
Jedynie 212 metrów w decydującym skoku w jego wykonaniu sprawiło, że w ostatecznym rozrachunku spadliśmy nie tylko za Austrię, nad którą mieliśmy minimalną przewagę przed ostatnią grupą, ale również za Japonię.
- Szczerze powiedziawszy, oceniając siebie, w pierwszym skoku popełniłem mały błąd, ale drugi wydawał mi się najlepszy, jaki tu oddałem. Ale po prostu brakowało, nie chciało złapać. Wydawało się, że to fajny skok. Muszę porozmawiać z trenerem, ale na moje czucie ten skok był najlepszy dzisiaj - stwierdził Zniszczoł przed kamerą Eurosportu.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: nie robiła tego od ponad dwóch lat. W końcu się przełamała!
Zapytany o to, dlaczego dobre skoki Polaków kończą się na 220 metrach, podczas gdy dobra próba naszych rywali oznacza loty na 240. metr, odparł: - Myślę, że z odrobiną szczęścia, jakiego w tym sezonie potrzebujemy, i u nas jest to możliwe.
Sam Zniszczoł, mimo nieudanej końcówki w Oberstdorfie, był z siebie zadowolony. Tak mówił, oceniając swoją dyspozycję w tym sezonie: - Mentalnie czuje się dużo lepiej, pewniej. Wiem, że potrafię być w czołówce i że to miejsce należy do mnie.
W sobotę odbędą się kwalifikacje (14:30), a później konkurs indywidualny w Oberstdorfie. Początek zawodów o godzinie 16:00. Relacja LIVE (tekstowa) na WP SportoweFakty.
Zobacz też:
Poważne problemy Polaków. "Zagubiony sprzęt i narty"
Dwóch Polaków w ósemce. Zobacz klasyfikację indywidualną konkursu