Nie ma co ukrywać, nie lubimy się przyznawać do błędu. Ludzie już tacy są. Praktycznie każdy z nas uwielbia mieć rację. Spora część społeczeństwa szuka za to winy we wszystkim i w każdym, tylko nie w sobie.
Wydaje się, że do tego grona należy Dawid Kubacki, 39. skoczek sobotniego konkursu w Oberstdorfie. 33-latek wyprzedził wyłącznie zdyskwalifikowanego Sindre Ulven Joergensena. Cały sezon kibice irytowali się, gdy mistrz świata z Seefeld wspominał o warunkach, bo najczęściej to one miały odgrywać dużą rolę w niepowodzeniu. Jeśli to wiatr byłby ciągle winny, to polski skoczek musiałby mieć chyba największego pecha w historii Pucharu Świata w skokach narciarskich.
W przerwie pomiędzy seriami sobotnich zawodów Eurosport wyemitował rozmowę ze skoczkiem urodzonym w Nowym Targu. Nawet zasiadający w studiu Michał Korościel, Marcin Kuźbicki oraz Maciej Maciusiak zastanawiali się, czy Kubacki ponownie napomknie o warunkach. Nie mogło być inaczej. Ich temat w trakcie wywiadu się pojawił, choć trzeba uczciwie przyznać, że tym razem to nie one były głównym winowajcą.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: nie robiła tego od ponad dwóch lat. W końcu się przełamała!
11-krotny zwycięzca konkursu Pucharu Świata za przeważający powód niepowodzenia wskazał... swój błąd. Taka była też rzeczywistość, co można było dostrzec nawet bez powtórek telewizyjnych. Spóźnione wyjście z progu, zbyt szybkie oraz agresywne położenia się na nartach i przepis na tragedię był niemal gotowy. Szczególnie że wiało w plecy. O tym zwycięzca Turnieju Czterech Skoczni z sezonu 19/20 nie zapomniał powiedzieć. To właśnie te wszystkie elementy jego zdaniem złożyły się na tak słaby występ.
Obecna zima dla Dawida Kubackiego jest naprawdę trudna. Można nawet uznać, że to okres próby. I chyba faktycznie tak jest. Tylko przecież nie ma co się załamywać. Takie sytuacje się zdarzają. Nowotarżanin 12 marca będzie świętował dopiero 34. urodziny, więc przed sobą ma kilka lat kariery. Być może wypadałoby jednak wyjść przed kamerę i szczerze wyznać, co poszło nie tak. Jak nie teraz, to po konkursach w Planicy. A za rok udowodnić swoją wartość.
Zdecydowanie najwięcej radości w sobotę polskim kibicom sprawił Kamil Stoch. Zresztą nie tylko im, bo też sobie, co było widać po drugiej próbie 36-latka. 221 metrów w rundzie finałowej to już naprawdę dobry skok. To pozwoliło trzykrotnemu mistrzowi olimpijskiemu awansować aż o dziewięć pozycji. Oczywiście do czołówki jeszcze sporo brakuje i trudno z tym dyskutować. Aczkolwiek, jeśli 39-krotny zwycięzca zawodów PŚ jest zadowolony po wylądowaniu, to i my musimy. Szczególnie w tak mizernym sezonie.
O siedem lokat w klasyfikacji spadł za to Aleksander Zniszczoł. Ironią losu jest, że stało się to akurat, gdy 29-latek w swojej drugiej próbie skoczył nawet lepiej niż w pierwszej. Różnice pomiędzy zawodnikami były jednak niewielkie, dlatego do 11. Manuela Fettnera stracił niecałe osiem punktów. Sam zakończył zmagania na 19. pozycji. Cieszynianin często spala się psychicznie przed drugą serią, ale tym razem zabrakło odrobinę szczęścia. A może po prostu pięciu metrów więcej.
Na 26. miejscu uplasował się Piotr Żyła, któremu tym razem wylosowały się słabsze loty. W piątek było dobrze, w sobotę słabo, to być może w niedzielę będzie... patrząc jednakże na ten sezon, to może lepiej pozostawić niedopowiedzenie.
Słoweńcy z kolei udowodnili, że są wybitnymi lotnikami. Nie ma drugiego takiego narodu w skokach narciarskich, który aż tak dużo zyskiwałby na mamutach. Kiedyś wszyscy zachwycali się Robertem Kranjcem, który cały rok mógł skakać bardzo słabo, a gdy przychodziły konkursy na tych największych obiektach, to nagle wskakiwał do czołówki, odnosząc na nich nawet sześć tryumfów. Do tego jeden dorzucił w Ruce. Obecnie 42-letni były już skoczek w swoim dorobku posiada jeszcze indywidualne złoto mistrzostw świata w lotach oraz dwie małe kryształowe kule.
Rolę tego jednego z lepszych słoweńskich zawodników w historii przejął Timi Zajc, który w sobotę okazał się najlepszy. Dla 23-latka było to czwarte zwycięstwo w PŚ. Wszystkie odniósł w konkursach w lotach, z czego aż trzy na niemieckiej skoczni. Nie da się ukryć, że złoty medalista mistrzostw świata z 2023 roku to postać wyjątkowo. Mimo wszystko wydaje się, że może osiągnąć zdecydowanie więcej od swojego rodaka.
Na podium blisko po dwóch latach przerwy stanął Peter Prevc i sprawił tym wiele radości kibicom na całym świecie. Tym bardziej, że to przecież jego ostatni sezon w karierze. 31-latek to zawodnik wybitny, mający niesamowicie długą listę sukcesów. Szkoda, że w sobotę nie udało się sięgnąć po tryumf, bo zabrakło naprawdę niewiele. Ale może jeszcze się uda. Na koniec czeka nas przecież Planica, którą wicemistrz olimpijski z 2014 roku uwielbia. Chyba wszyscy powinniśmy za to trzymać kciuki. Takiemu skoczkowi po prostu się to należy.
W niedzielę o godzinie 16:00 odbędzie się drugi konkurs indywidualny w Oberstdorfie na skoczni mamuciej. O 14:30 rozpoczną się kwalifikacje. Tekstową relację przeprowadzi portal WP SportoweFakty.
Mateusz Kmiecik, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
- Trener Norwegów udzielił wywiadu. Pojawiły się łzy
- Bardziej niż z wyników znany jest ze skandali. W trakcie wojny wsparł Władimira Putina