Tylko uśmiech może nas uratować. Czas na magiczną Planicę [OPINIA]

PAP/EPA / Geir Olsen  / Na zdjęciu: Kamil Stoch
PAP/EPA / Geir Olsen / Na zdjęciu: Kamil Stoch

Niedziela w Vikersund była dla Polaków taka, jak cały sezon, czyli tak naprawdę nijaka. Mimo wszystko może nas cieszyć zmienione nastawienie naszych reprezentantów. Organizacja ostatniego konkursu Raw Air? Nieporozumienie.

Nieubłaganie zbliżamy się do końca sezonu 2023/2024 Pucharu Świata w skokach narciarskich. Za nami Raw Air. Najbardziej wymagający cykl w tym sporcie, według organizatorów. Chyba też najbardziej skomplikowany w zrozumieniu dla kibiców, ale o tym później.

Najpierw trzeba zacząć od Polaków. Dawid Kubacki, Kamil Stoch oraz Piotr Żyła znów spisali się fatalnie. Nie ma co ukrywać, nie był to dla nich udany dzień. Zresztą nie tylko dzień, bo i cały turniej. Niestety tę zimę trzeba już na dobre spisać na straty i najlepiej jak najszybciej o niej zapomnieć.

Nie ma sensu pastwić się nad naszą wielką trójką, bo to już nic nie przyniesie. Każdy kibic obniżył swoje oczekiwania i czeka na listopad oraz grudzień tego roku, gdy ruszy kolejna edycja PŚ. A wraz z nią znów wszyscy będziemy wierzyli, że zaatakujemy miejsca na podium i to my, rozstawimy rywali po kątach. To jest oczywiście możliwe, bo nie takie rzeczy działy się w skokach narciarskich.

ZOBACZ WIDEO: Romantycznie. Zobacz, gdzie Justyna Żyła wybrała się z ukochanym

Oczywiście, przykro się patrzy, gdy Kamil Stoch wręcz spada z progu i ląduje w okolicach 100 metrów. Z tego wszystkiego można jednak wyciągnąć pewne pozytywy - zachowanie naszych zawodników. Widać już, że z jednej strony są oni zawiedzeni swoimi wynikami, ale z drugiej zrozumieli, że w tym sezonie nie uda się już niczego poprawić i trzeba po prostu go do kończyć, stąd uśmiechy na ich twarzach. Już nawet nie denerwuje kolejne odwołanie się Kubackiego do warunków i mówienie, że na czucie jego skok był dobry.

Przed nami ostatni weekend Pucharu Świata w magicznej Planicy. To miejsce w Słowenii jest zupełnie inne niż jakiekolwiek pozostałe w całym kalendarzu. Poranne konkursy, słońce, wysokie temperatury i typowo wiosenna aura. A do tego festynowa atmosfera i tradycyjna sobotnia impreza dla zawodników oraz sztabów. Tam nawet po fatalnych wynikach skoczkowie są szczęśliwi, bo wiedzą, że mają za sobą kilka męczących miesięcy, a przed nimi kilka tygodni odpoczynku.

Dlatego dobrze, że cała ta trójka pozwala sobie na żarty w wywiadach. Na pewno w zaciszu hoteli cały czas trwają analizy, ale to już zostaje pomiędzy skoczkami i sztabem. Sam wcześniej krytykowałem polskich zawodników, ale w połowie marca mogę śmiało stwierdzić, że teraz taka postawa jest w porządku. Nie ma sensu się tym wszystkim zamartwiać, bo to już nic nie zmieni. A może spokojna głowa pozwoli też uzyskać trochę lepsze rezultaty w Planicy. Letalnica to miejsce magiczne i oby nic nam oraz skoczkom, nie zepsuło tej zabawy.

Jedynym z Biało-Czerwonych, który pojedzie tam z zamiarem walki o podium na pewno będzie Aleksander Zniszczoł, który w niedzielę pobił swój rekord życiowy w długości skoku. 243 metry to rewelacyjna odległość. Jedna z lepszych w historii naszego kraju. 30-latek mimo wszystko zapowiada, że w Słowenii będzie chciał jeszcze poprawić ten wynik. I tego mu życzę, bo na to zasługuje. Dał polskim kibicom sporo radości w drugiej części sezonu. Zresztą sobie też, o czym otwarcie mówi. Teraz niech postawi przysłowiową kropkę nad "i".

Co do samego Raw Air, to bez wątpienia był to ciekawy cykl. Co prawda Stefan Kraft zdominował go całkowicie, choć przecież rozpoczął go od 16. lokaty. Na koniec stoczył jeszcze rewelacyjny bój ze swoim rodakiem o zwycięstwa w obu niedzielnych konkursach w Vikersund. Daniel Huber niedawno nie łapał się do austriackiej kadry na Puchar Świata, a teraz bije się o zwycięstwa, których na swoim koncie ma już dwa. Cały turniej zakończył na trzecim miejscu, choć nie wziął udziału we wszystkich seriach.

Nie można jednak pominąć bałaganu organizacyjnego w ostatni dzień. Sam pomysł z trzema rundami i odpadaniem 10 zawodników po pierwszej i drugiej, nie był zły. Jest to coś ciekawego i świeżego. Trzeba szukać nowych rozwiązań. Jednakże ustalanie listy startowej serii według miejsca w klasyfikacji Raw Air było już przesadą. Tym bardziej że na samym końcu organizatorzy się z tego wycofali i w rundzie finałowej skoczkowie nie skakali w kolejności odwrotnej do klasyfikacji cyklu, a samego konkursu. Choć jeszcze chwilę wcześniej przekazano, że będzie odwrotnie. To jest nieporozumienie. Tylko z drugiej strony chyba już nikogo to nie dziwi. FIS już dawno nas przyzwyczaił do takich sytuacji.

Na minus trzeba też zapisać długie przerwy pomiędzy seriami, które trwały niemal 30 minut. Dzisiejszy widz lubi dynamikę, a takie momenty bezczynności mogą spowodować, że ktoś przełączy kanał i już do zawodów nie wróci. Oczywiste jest, że zawodnicy muszą spokojnie wjechać na górę skoczni i przygotować się do kolejnej próby, lecz być może można to rozplanować jakoś inaczej. Mimo wszystko cały Raw Air oceniam na mocną czwórkę w skali szkolnej. Dobrzy by było, gdyby w kolejnych edycjach nie zmieniano aż tak bardzo zasady. Wystarczy poprawić to, co było złe i będzie bardzo dobrze.

Mateusz Kmiecik, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także:
- Dziennikarz Eurosportu zażartował na wizji. "Skandaliczna sytuacja!"
- 22-letni skoczek zakończył karierę. Przyznał się do ogromnych problemów

Źródło artykułu: WP SportoweFakty