Polacy przez dekady patrzyli na nich z zazdrością. Dobre czasy dobiegły końca

Getty Images / Vianney Thibaut/NordicFocus / Na zdjęciu: norwescy skoczkowie
Getty Images / Vianney Thibaut/NordicFocus / Na zdjęciu: norwescy skoczkowie

Przygotowania reprezentacji Norwegii do nowego sezonu Pucharu Świata przebiegały w zupełnie innym toku. Potęga skoków narciarskich musiała solidnie zaciskać pasa w związku z kryzysem finansowym.

W tym artykule dowiesz się o:

Norwegowie od dekad należą do światowej czołówki w skokach narciarskich. Przez lata kreowali kolejne talenty, które później odwdzięczały się licznymi sukcesami. W treningach pomagało między innymi odpowiednie zaplecze finansowe, jednak w ostatnich miesiącach sytuacja uległa wyraźnej zmianie.

Tamtejsza federacja została bowiem zmuszona do drastycznego cięcia wydatków, co wywarło spory wpływ na przygotowania do nowego sezonu Pucharu Świata. Skoczkowie wraz ze sztabem zamienili podróże samolotem na samochód, co wydłużyło czas przemieszczania. Luksusowe hotele ustąpiły miejsca tańszym hostelom. Lunche, na które wcześniej zawodnicy zamawiali sushi, tym razem zmienili na kanapki i banany.

O trudnej sytuacji, w której znalazła się norweska drużyna, opowiedział w rozmowie z telewizją NRK trener Magnus Brevig. - Ostatecznie chodzi o to, aby zaoszczędzić tysiące koron, które możemy przeznaczyć na kombinezony i inne potrzebne rzeczy - skwitował. Następca Alexandra Stoeckla jako przykład podał ostatnie zgrupowanie w Lillehammer.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie "Trening mięśni brzucha… i twarzy". Dziennikarka Polsatu znów pokazała moc

Największa oszczędność objęła noclegi. Zawodnicy i członkowie sztabu, którzy mieszkają niedaleko obiektu, nocowali u siebie. Brevig skorzystał z kolei z gościnności byłego skoczka Andersa Fannemela. - Kiedyś spałem na kanapie w jego salonie, a innym razem na podłodze na dmuchanym materacu - zaznaczył trener, dodając, że dzięki temu koszt zgrupowania udało się zbić z ponad sześciu do dwóch tysięcy euro.

Brevig podkreśla, że te zawirowania mogą odbić się na wynikach sportowych. Cięcia finansowe zauważyli też sami zawodnicy. - Jesteśmy bardzo oszczędni we wszystkim, co robimy. Dokonuje się dokładnej oceny tego, na co wydajemy pieniądze. Komfort jest trochę gorszy - podkreślił Halvor Egner Granerud.

Najwięcej o sytuacji, w jakiej znalazły się norweskie skoki, mówią jednak słowa dyrektora sportowego, Jana Erika Aalbu. Zadłużenie wynosi bowiem aż 650 tysięcy euro. Związek jesienią pozyskał co prawda jednego nowego sponsora, ale otrzymane od niego środki przeznaczono na pokrycie tzw. wkładu własnego zawodników na kolejny sezon.

Jest to spora odmiana względem tego, czym Norwegowie dysponowali przez lata. Wielka potęga skoków w tamtym kraju była niedościgniona między innymi dla Polski, która mogła tylko pomarzyć o takim zapleczu. Teraz sytuacja się odmieniła i popularność skoków w naszym kraju przełożyła się na odpowiednią ilość środków, przeznaczanych na tę dyscyplinę.

Komentarze (0)