Niewiele ponad 20 lat temu Martin Schmitt toczył niezapomniane boje z Adamem Małyszem. Dwukrotny zdobywca Kryształowej Kuli oraz mistrz olimpijski przeszedł na emeryturę w 2014 roku i obecnie jest m.in. ekspertem Eurosportu. Ale to tylko jedno z jego kilku zajęć.
W rozmowie z WP SportoweFakty czterokrotny mistrz świata opowiada o tym, jak postrzega początek sezonu w wykonaniu reprezentacji Polski i gdzie widzi problemy. Niemiec mówi też o tym, czy jest zaskoczony dominacją dwóch krajów na początku sezonu i czy skoki narciarskie, jego zdaniem, znajdują się w kryzysie.
Arkadiusz Dudziak, WP SportoweFakty: Jesteś zaskoczony kryzysem na początku sezonu w reprezentacji Polski?
Martin Schmitt, mistrz olimpijski i świata w skokach narciarskich: Również zeszły rok był trudny dla Polaków. Żeby być na szczycie, to musi działać wszystko perfekcyjnie, a widać, że wciąż trochę się męczą. Również okoliczności im nie sprzyjały w przygotowaniach, bowiem Piotr Żyła i Kamil Stoch mierzyli się z urazami.
Olek Zniszczoł i Paweł Wąsek mają solidną bazę, ale na pewno stać ich na więcej. Mogą się jednak poprawić. Pierwsze dwa weekendy Pucharu Świata były trudne także pod względem warunków. Przed własną publicznością w Wiśle powinni spisać się lepiej.
To kontynuacja problemów z zeszłego sezonu czy może przyczyny są inne?
Nie jest to kompletnie inna sytuacja, bo dalej z pewnością nie są w tym miejscu, w którym by chcieli. Wciąż mogą się poprawić, ale to bardzo delikatny proces, którego nie można przyspieszać. Potrzeba czasem cierpliwości, to jest właśnie najważniejsza rzecz w skokach narciarskich.
Kamil Stoch zdecydował się nie trenować z kadrą, lecz zatrudnił swojego indywidualna trenera, Michala Doleżala. Co myślisz o tej sytuacji?
Rozumiem Kamila. Miał długą karierę i ma świadomość, że powoli zbliża się do końca. Chce robić to, co uważa dla siebie za najlepsze i pracować z trenerem, z którym odnosił sukcesy i który w całości skoncentruje się na nim. Thomas to wspaniały szkoleniowiec, ale może Kamil w tym punkcie swojej kariery potrzebuje czegoś innego. Tak naprawdę to sądzę, że wszyscy mogą na tym skorzystać, a główny trener może skupić się na pracy z resztą reprezentacji Polski.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Tak wygląda typowy dzień Aryny Sabalenki
Czy Stoch, Żyła i Kubacki nie są po prostu zbyt wiekowi, by zdobywać medale mistrzostw świata?
Nie, spokojnie stać ich jeszcze na medale wielkich imprez. Są na tyle dobrzy pod względem fizycznym, że mogą bić się z młodszymi. Jak wszyscy inni skoczkowie muszą znaleźć odpowiednie rozwiązania na skoczni, zniwelować problemy techniczne i nabrać pewności siebie w skokach. Trzeba po prostu tylko, by sprzęt, technika i wszystkie inne rzeczy złożyły się w całość. Jeszcze nie są w takim wieku, by był on przeszkodą. Spokojnie mogą osiągać sukcesy jeszcze przez kilka lat.
Co sądzisz o pracy Thomasa Thurnbichlera w reprezentacji Polski? To w końcu pierwsza kadra, w której pełni rolę głównego trenera.
To młody, ale ambitny trener. Ma ogromne umiejętności analityczne i potężną wiedzę, zwłaszcza o technice. Kryzys w reprezentacji byłby wyzwaniem dla każdego trenera, nie tylko młodego, jak Thomas. Trudno to wszystko ogarnąć.
Ma przed sobą trudne zadanie, bo musi dbać o to, by utrzymać tych doświadczonych skoczków na wysokim poziomie, a przy tym wprowadzać młode talenty, gdzie potrzeba trochę innego podejścia. Najważniejsze w jego sytuacji, by zachować spokój i kontynuować proces. To świetny trener i miejmy nadzieję, że praca całego sztabu niedługo zacznie przynosić efekty.
Jesteś zaskoczony tym, że Austriacy i Niemcy tak dominują na początku sezonu? Czołowa szóstka zawodników w klasyfikacji generalnej to właśnie skoczkowie z tych krajów.
Trochę tak. Wiedziałem, że Niemcy byli w formie, słyszałem też o Austriakach. Oczekiwałem jednak tego, że Norwegowie będą trochę mocniejsi. Także Słoweńcy, Timi Zajc i Anże Lanisek mogliby się włączyć do walki, dlatego też skala dominacji mnie zaskoczyła.
Wiele się o mówi o kryzysie popularności w skokach narciarskich, że niewiele młodych osób jest chętnych uprawiać tę dyscyplinę. Zgadasz się z tym?
Nie. Sądzę, że ten sport ma przed sobą przyszłość. Oczywiście, młodym zawodnikom trudno wejść do Pucharu Świata, ale zawsze tak było. Kiedy patrzę na zawody juniorów, to mamy sporo młodych skoczków. Jest sporo danych, które pokazują, że nasza dyscyplina cieszy się zainteresowaniem, ale oczywiście też poszczególne kraje mają sporo do zrobienia, by popularyzować skoki u siebie.
W tym roku weszły w życie przepisy, wedle których ustalano limit (maksymalnie 10) kombinezonów na sezon oraz wprowadzono innowacyjny system kontroli sprzętu, który ma eliminować nadużycia. Uważasz, że przynoszą one skutek?
Tak, powinny pomagać one mniejszym krajom i to krok w dobrą stronę, bo mogą wyrównać szanse na przyszłość. To nowe zasady i podczas lata wszystkie reprezentacje włożyły dużo wysiłku, by udoskonalać swoje kombinezony. Zwłaszcza te najsilniejsze reprezentacje testowały dużo. W przyszłości może to pomóc sportowcom z mniejszych krajów walczyć z potęgami.
A ty czym zajmujesz się po karierze? Słyszałem, że zostałeś menadżerem?
W 2015 roku założyliśmy agencję marketingową, która głównie koncentruje się na zawodnikach ze sportów zimowych. Jestem jednym z założycieli. To było dla mnie bardzo interesujące, ale oczywiście czasem też trochę wymagające. To jednak część pracy.
To czym się jeszcze zajmujesz?
Pracuję jeszcze w Niemieckiej Federacji Narciarskiej jako trener juniorów. Wspieram te najmłodsze grupy wiekowe. Przekazuję wiedzę, którą nabyłem w trakcie kariery. Do tego jeszcze dochodzi robota w mediach, wciąż dalej współpracuję z Eurosportem.
Rozmawiał Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty