Kłopotów polskich skoków narciarskich ciąg dalszy. Po słabym występie Biało-Czerwonych w sobotę, w niedzielę niemiłą niespodziankę sobie i kibicom sprawił Dawid Kubacki.
Triumfator sprzed lat Turnieju Czterech Skoczni skoczył zaledwie 108,5 metra. Zajął dopiero 58. miejsce i niedzielny konkurs indywidualny obejrzał już w roli kibica.
ZOBACZ WIDEO: Co dalej z trenerem polskich skoczków? Stanowcza reakcja
Od początku sezonu Kubacki, tak jak większość polskich skoczków, szuka dobrej formy. Na przestrzeni siedmiu kwalifikacji to już druga sytuacja, w której Polak kończy rywalizację na tym etapie. Co zatem stało się w niedzielę?
- W sobotę spóźniałem swoje skoki, więc miałem za zadanie, żeby to poprawić i niestety przesadziłem. Skok był zaczęty za wcześnie, nie było w nim energii i nie było szans odlecieć. To po prostu mój błąd i trener, z którym już rozmawiałem, potwierdził moje przypuszczenia - przeanalizował pod skocznią Kubacki.
- To nie jest do końca jednak aż taki dramat. Skok rzeczywiście był zły, ale wiem gdzie popełniłem błąd. To nie jest tak, że wszystko zrobiłem dobrze, a i tak nie poleciało - dodał.
Bilans Kubackiego w dwóch konkursach w Wiśle, to 26. miejsce w sobotę i brak kwalifikacji do zawodów dzień później. Czy zatem sam zawodnik czuje się na siłach wystartować w kolejnych konkursach Pucharu Świata w Klingenthal, czy wolałby ten czas poświęcić na spokojne treningi?
- Gdyby takie pytanie padło rano, to nie miałbym wątpliwości, chciałbym dalej startować. Niestety w procesie, w którym jestem, możliwe są błędy i dzisiaj ten błąd był wyraźny. Najgorsze, że w niedzielę nie dostanę już kolejnej możliwości na poprawienie tego.
- Wyjadę z Wisły z bardzo mieszanymi odczuciami. W sobotę postęp był widoczny, dzisiaj chciałem zrobić kolejny krok, zaryzykowałem i skończyło jak się skończyło. Byłem dobrze rozgrzany, ale widocznie noga była aż za szybka - podkreślił Kubacki.
Na koniec brązowy medalista igrzysk olimpijskich dodał, że dostosuje się do decyzji szkoleniowców, jakie zapadną po rywalizacji na skoczni im. Adama Małysza.
Z Wisły Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty