Jakub Kot na swojej skoczni podczas konkursu Pucharu Kontynentalnego uplasował się na bardzo odległej pozycji. Nasz reprezentant przyznaje, że sobotnie zawody w Zakopanem przeprowadzone zostały w loteryjnych warunkach. - No niestety warunki nie były najlepsze. Już wczoraj były problemy podczas treningów. Dzisiaj wydawało się, że będzie lepiej i pewnie było, porównując do dnia wczorajszego, ale ogólnie podwiewało i trochę warunki były loteryjne. Były przerwy w konkursie - raz wiało słabiej, raz mocniej. Taki już urok skoków. Trzeba skakać dobrze i dodatkowo mieć jednak sporo szczęścia. Drugą serię odwołali, bo pogoda się nie zmieniła - relacjonuje portalowi SportoweFakty.pl brązowy medalista MŚJ w drużynie.
Polak nie ukrywa, że czuje niedosyt. - Byłem na cały ten weekend bardzo dobrze nastawiony i szczerze mówiąc, to trochę dzisiejszy dzień mnie zdenerwował. Zacząłem od pewnego czasu lepiej skakać. Czuję to, ale przychodzą zawody i nic. Moje wyniki nadal są słabe. Skoki nie były złe, ale liczy się rezultat. Na szczęście jutro jest kolejny dzień i trzeba walczyć. Trzeba skakać swoje i liczyć, że los się uśmiechnie - mówi 22-latek z Limanowej.
Członek zakopiańskiego klubu odnosi się również do opinii, porównujących współczesne "latanie" na "deskach" do matematyki. - Jest w tym trochę racji. Dawniej raczej było tak, że ten, kto skoczył najdalej, to zwyciężał. Teraz już niekoniecznie. Można skoczyć 130 metrów, ale zarazem przegrać z kimś, kto wylądował dziesięć metrów bliżej. Oprócz przeliczników za wiatr dochodzą jeszcze punkty za belkę, a więc faktycznie czasem trzeba trochę pododawać, czy poodejmować, żeby otrzymać ostateczny wynik. Dla kibiców takie zasady mogą być nie do końca jasne - uważa Kot.