Po stabilizacji materiał na mistrza - rozmowa ze Sławomirem Hankusem, poprzednim trenerem Krzysztofa Bieguna

Zadziorny, ale poukładany, ambitny, ma problemy z równowagą oraz koordynacją, bardzo szybko łapie nowinki techniczne - tak Krzysztofa Bieguna wspomina jego poprzedni trener Sławomir Hankus.

Maciej Mikołajczyk: Spodziewał się pan, że ktoś z grupy pana młodych podopiecznych będzie wkrótce liderem Pucharu Świata?

Sławomir Hankus: Oczywiście, że nie spodziewałem się tego aż tak szybko. Wiadomo, że każdy trener marzy o tym, aby wszyscy jego zawodnicy byli mistrzami, czy to kraju, czy świata i wygrywali wszystko, ale jak wiemy, udaje się to tylko nielicznym i tym bardziej ja i oczywiście cała Szkoła Mistrzostwa Sportowego, w której Krzysiek Biegun spędził sześć lat, jest dumna i przekonana o swej działalności. Proszę mi uwierzyć, ale taki sukces naprawdę bardzo uskrzydla i dodaje wiary, że robi się coś w słusznej sprawie.

Kiedy dokładnie rozpoczął pan pracę nad szlifowaniem talentu Krzyśka? Czy Biegun już wtedy wyróżniał się czymś od pozostałych chłopców?

- Krzysiek przed SMS-em Szczyrk trenował z Bronisławem Porębskim i Stanisławem Stupskim i to właśnie u nich stawiał swoje pierwsze kroki, a potem po wstąpieniu do gimnazjum SMS-u rozpoczął pracę z nieżyjącym już Tadeuszem Pawlusiakiem oraz Wojciechem Tomasiakiem. Z kolei pod moją opiekę przeszedł w trzeciej klasie gimnazjum i trenował pod moim skrzydłem niemal do końca liceum. W klasie maturalnej Krzysiek otrzymał powołanie do kadry juniorów i tam pod okiem Maćka Maciusiaka jest do teraz. Swoją pracę z Krzyśkiem zacząłem dokładnie równocześnie z rozpoczęciem własnej pracy trenerskiej, czyli w czerwcu 2010 roku. Wtedy zacząłem prowadzić treningi w okresie wakacji, a już od października rozpocząłem pracę w liceum SMS-u Szczyrk z grupą "skoki narciarskie". Mogę więc powiedzieć, że to na roczniku zawodników '94 zacząłem pracę i to oni są moimi pierwszymi wychowankami, którzy przeszli trzy lata szkolenia w liceum. Co do Krzyśka, to od zawsze był on dobrze poukładany technicznie. Brakowało mu wprawdzie trochę szybkości i siły, ale to zawsze da się wytrenować i teraz są tego efekty. Bardzo istotne jest też to, że Krzysiek zawsze starał się wykonywać to, co trener każe i jak były jakieś nowinki na skoczni, czy podczas treningów, to zawsze wykonywał je bez pytania.

Jak godził Krzysiek naukę do matury ze skakaniem na nartach?

- Powiem szczerze, że od końca sezonu do samej matury musieli z Olkiem Zniszczołem odpuszczać treningi, żeby się wyrobić i wszystko pozaliczać, bo czasu na naukę mieli wyjątkowo niewiele. Jak widać - dali jednak radę, matury pozdawane, a i okres słabszych ćwiczeń miał doskonałe odbicie w odpoczynku i posezonowej regeneracji.

Jak ocenia pan Krzyśka od strony mentalnej i fizycznej - czy Pana zdaniem jest to materiał na mistrza?

- Rozpoczynając pracę z każdym z zawodników, staram się zrobić jego krotką charakterystykę. Zaczynając pracę z Krzyśkiem, oceniłem go tak: zawodnik zadziorny, ale poukładany, bardzo ambitny, ma delikatne problemy z równowagą oraz koordynacją z powodu wzrostu organizmu, bardzo szybko łapie nowinki techniczne, widoczne efekty treningowe już po trzech miesiącach, po ustabilizowaniu i nabraniu siły materiał na mistrza. Mam to do dziś zapisane w swoim zeszycie i ostatnio przed wyjazdem do Klingenthal Krzychu był u mnie na herbatce i mu to pokazałem, bo zawsze im powtarzałem, że trener ma swój zeszyt plusów i minusów, w którym co nieco zapisuje.

Niespodziewany sukces Krzyśka sprawił, że polski sztab szkoleniowy ma teraz niemały ból głowy. Czy pana zdaniem Krzysiek powinien kontynuować starty w Pucharze Świata? Wiadomo, że początkowo jego głównymi celami na ten sezon była zimowa uniwersjada i mistrzostwa świata juniorów.

  -Osobiście uważam, że nie powinno to zaburzyć przygotowań do sezonu. W momencie, gdy trenerzy uznają, że coś idzie nie tak, to będą reagować. Myślę też, że nie do końca w mojej kompetencji jest oceniać ich decyzję, ponieważ mamy na tyle fachowy cały sztab, począwszy od kadry A po młodzieżówkę, że nie widzę powodów do obaw. W tym momencie z moich podopiecznych w kadrze Maćka Maciusiaka jest w sumie pięciu zawodników - Biegun, Zniszczoł, Wolny, Ruda i Kantyka, dlatego bezwzględnie ufam im w to, co robią. Wierzę w słuszność tego działania i jestem na bieżąco w planach i postępach, więc o to byłbym spokojny. W kadrach wszyscy pracują na wspólny sukces i jest to bardzo dobra motywacja dla każdego, czego efekty już mamy widoczne. Odnośnie celów, to jak dla mnie w dalszym ciągu numerem jeden powinny być mistrzostwa świata juniorów i zdobycie tam medalu. Jest to bowiem ostatnia szansa Bieguna na taki sukces, bo jego rocznik będzie tej zimy po raz ostatni w juniorskiej kategorii. Głęboko wierzę w to, że jeśli jego dyspozycja się utrzyma, to Krzysiek dołączy do drużyny olimpijskiej, bo na pewno ma na to spore szanse, nie wspominając o regularnych punktach Pucharu Świata.[nextpage]Czy któryś z innych pana wychowanków może wkrótce sprawić nam podobną niespodziankę, co Biegun?

- Mam oczywiście swoje osobiste typy, ale nie chciałbym ujawniać żadnych nazwisk. Pracuję w tym momencie z dziesięcioma zawodnikami w SMS-ie Szczyrk, z czego trzech jest w kadrze i nie chciałbym, aby ktoś czytając, nie widział swojego albo widział czyjeś nazwisko. Mamy bardzo dużo talentów i jedno co mogę zapewnić, to, że w Pucharze Kontynentalnym i Pucharze Świata na pewno ktoś się pojawi.

Czego możemy się pana zdaniem spodziewać po Krzyśku w tym sezonie? Jego zwycięstwo mimo loteryjnych warunków nie wzięło się przecież z przypadku. To był bardzo dobry skok…

- Skok faktycznie był bardzo dobry. Druga sprawa jest taka, że Biegun już dzień wcześniej w konkursie drużynowym oddał świetną próbę, więc ten wynik nie może być przypadkowy. Myślę, że po Krzysiu możemy się spodziewać równej i stabilnej formy i punktów raczej w każdym starcie, z kolei moim marzeniem byłoby zobaczyć go z wisiorkiem obojętnie jakiego koloru na igrzyskach olimpijskich, bo na mistrzostwach świata juniorów powinno być bardzo dobrze.

Jak ocenia pan obecny system szkolenia juniorów w naszym kraju? Wydaje się, że okres tzw. "małyszomanii" nie został zaprzepaszczony, a w austriackim Stams jakby coś zaczęło się psuć...

- Najważniejszą sprawą jest to, że nauczyliśmy się współpracy oraz jednolitości szkolenia. Nie jest to jeszcze idealne, bo w klubach jest naprawdę bardzo krucho. Nie ma pieniędzy na treningi, nie wspominając już o sprzęcie. Trenerzy pracują prawie charytatywnie i brakuje jeszcze młodych trenerów, ale kto przyjdzie pracować za 300-500zł miesięcznie? Dodatkowo taka praca wcale łatwa nie jest. W szkole mieliśmy do pewnego okresu dobrze, ale od momentu jak szkołę przejęło Starostwo Powiatowe, to niestety już tak kolorowo nie jest. Dajemy sobie jakoś radę, ale nie jest to takie wzorowe zapewnienie szkolenia. Na szczęście nadrabiamy kadrą trenerską i zapałem do pracy. Natomiast na poziomie PZN-u, czyli wszystkich grup, jest to bardzo dobrze zorganizowane. Szkolenie jest dopięte na ostatni guzik, czego mamy dowody na zawodach. Aby tak się jednak stało, to trzeba było włożyć przez te ostatnich kilka lat sporo pracy i wyrzeczeń.

Przed nami już Kuusamo, a potem historyczny występ reprezentacji Polski w konkursie mieszanym w Lillehammer. Jak dziewczyny przygotowują się do tego startu? W rozmowie z naszym portalem zarówno Asia Szwab, jak i Magdalena Pałasz nie ukrywały, że mocno się stresują.

- Jeśli chodzi o przygotowania dziewczyn, to wypowiem się tylko i wyłącznie na temat Asi, bo Magda trenuje obecnie z Władysławem Wawrytko. Od połowy września, bo od tego momentu rozpoczęliśmy wspólną pracę, ćwiczenia są głownie skoncentrowane na poprawie stabilności i równowagi oraz polepszeniu siły ogólnej, bo to główne braki Asi. Spędziliśmy też bardzo dużo czasu na poprawie techniki w formie imitacji oraz rozmowach i tłumaczeniach, dotyczących zrozumienia techniki i funkcjonowania pewnych ruchów i nawyków w skokach narciarskich. W planach jest poprawa dynamiki i siły specjalnej, ale nie jesteśmy w stanie zrobić wszystkiego na raz i musimy zacząć od podstaw. Myślę, że Asia sama widzi teraz, jak duży już postęp zrobiła i zacznie wierzyć w to, że warto trenować, bo przynosi to efekt. Z mojej oceny jest o niebo lepiej, ale o to proszę spytać samej zainteresowanej. Mam nadzieję, że sama świadomość też wzrosła i, że będzie nieźle. Jak już wspominałem, nie nastawiamy się na jakikolwiek wynik. Po prostu jest na to za wcześnie, by oceniać, gdzie jesteśmy i jaki poziom względem świata prezentują dziewczyny. Spodziewam się jednak, że będzie to w tym momencie bardzo duży kontrast w kontekście kadry mężczyzn, ale od czegoś zacząć musimy.

[b]Sporty zimowe na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów narciarstwa i nie tylko! Kliknij i polub nas.

[/b]

Komentarze (0)