Jakub Kot nieźle prezentował się podczas treningów, poprzedzających zmagania studentów na normalnym obiekcie. Polak w samym konkursie wypadł jednak znacznie poniżej oczekiwań, kompletnie psując swoją próbę. Nasz reprezentant na skoczni w Predazzo uzyskał zaledwie 82 metry, co dało mu trzydziestą czwartą lokatę. 23-latek jako jedyny z biało-czerwonych nie zdołał awansować do finałowej serii. Złoty medalista mistrzostw Polski w drużynie w dalszym ciągu nie może zapomnieć o swoim sobotnim niepowodzeniu. - Trudno mi cokolwiek powiedzieć. Dalej jestem zły na to, co się stało. Nie mogę zrozumieć, czemu na treningach szło mi naprawdę dobrze, a w zawodach zawaliłem wszystko. To bardzo boli, bo wiem, że potrafię skoczyć, ale problem leży w tym, żeby skoczyć dobrze w konkursie. Nie ukrywam, że po cichu liczyłem nawet na miejsce w drużynie, która będzie walczyć tutaj o złoto. Po skokach treningowych miałem do tego prawo. Jeden zepsuty skok w zawodach i wszystko przepadło. Teraz przede mną dopiero zmagania na dużym obiekcie. Nie wiem, na co tam mogę liczyć. Jeżeli głowa wytrzyma, to powinno być dobrze - uważa Kot.
Ogromnie rozczarowany swoim pierwszym występem we Włoszech może być również Bartłomiej Kłusek, który na półmetku rywalizacji przewodził stawce z imponującym wynikiem 102. metrów. Polak w drugiej rundzie dotknął nartami zeskoku jednak znacznie szybciej, przez co spadł na siódmą pozycję. Nasz rodak swoją słabszą próbę tłumaczy niekorzystnym wiatrem. - Z pierwszego skoku jestem zadowolony, drugi był już trochę gorszy i przy tych warunkach nie udało mi się odlecieć i ostatecznie uzyskałem 87 metrów. Cel na następne zawody to oczywiście dwa równe, bardzo dobre skoki - mówi portalowi SportoweFakty.pl wicemistrz kraju z 2012 roku.
Przypomnijmy, że konkurs skoków w Predazzo padł łupem Fina Samiego Niemiego, srebro powędrowało w ręce Krzysztofa Bieguna, a na najniższym stopniu podium stanął Rosjanin Mikhaił Maksimoczkin.